29 lutego 2020 - Oskar

17 6 3
                                    

Powinienem jebnąć sobie w łeb.

Ostatnimi dniami siedzę w pokoju i patrzę się na pistolet leżący na biurku. Jest ładny, elegancki wręcz. Fantazjuję na temat dziury, jaką mógłby zrobić w mojej głowie: kula przedarłaby się przez resztki popsutego, zniszczonego mózgu i może wylądowała na ścianie za mną. Jakbym się postarał, mógłbym zostawić otwarte drzwi i rykoszetem trafić osobnika, który akurat by przechodził.

Byłoby trochę krwi, oczywiście, że by było. Ale ja już jestem przyzwyczajony i ludzie mieszkający w tym domu również; wiele razy zdarzało mi się zakrwawić kanapę, bo plaster motylkowy puścił, a z środka mojego uda poleciała rwąca rzeka czerwonej mazi. Próbowałem to spierać i jestem nawet całkiem niezłym profesjonalistą w czyszczeniu śladów krwi (czasami zostają drobne ślady... zbrodni), natomiast nie wiem, jak poradzą sobie ci ludzie, kiedy wspomniany profesjonalista opuści ten świat.

Zatrudnią Ukrainkę. Na sto procent zatrudnią Ukrainkę albo wyburzą ściany mojego pokoju i zrobią sobie z niego miejsce do relaksu. Otwarta przestrzeń, przestronne okna, dużo światła. Mój syn zabił się tutaj dwa dni temu, ale czyż pomieszczenie to nie jest relaksujące?

Chyba pokłóciłem się z Norbertem. Chyba. Po ostatniej akcji nie odzywałem się do chuja i on też postanowił milczeć. Co prawda ostatnim razem napomknął coś o skombinowaniu towaru, który ma czekać w naszej chatce z gówna, więc zakładam, że powinienem go niedługo odebrać. Przyjechać tam z nadzieją, że żaden z tych konowałów nie zawinął mojej torby.

Zamówiłem dużo. Bardzo dużo. Całe moje życie można by opisać tymi słowami. Bardzo dużo emocji, dużo sprzecznych myśli. Wielki konflikt wewnętrzny, wielce chory umysł.

Ostatnio na ulicach było pusto; nie wiem, kim był ten człowiek, który tak obsesyjnie za mną wędrował, ale na samą myśl znowu czuję się niespokojny i uzależnienie od benzo wygląda nazbyt komfortowo w tym momencie. Ale nie mogę, muszę zachować chociaż trochę trzeźwą głowę; jeżdżąc zaćpany tym kurestwem, już dawno wpakowałbym się na minę. A nie mogę sobie na to pozwolić — zaraz przecież kończę!

Jeszcze tylko parę banknotów, tylko troszkę. Dwieście, może trzysta tysięcy i naprawdę dam sobie spokój. Dam sobie spokój i wyjadę. Wyjadę daleko tak, że nikt już mnie nie znajdzie. Jeśli humor mi dopisze, może wyślę nawet pocztówkę do Nikolasa. Nie wiem skąd, nie wiem co w niej napiszę, ale wyślę. Obiecuję.

Wiele rzeczy obiecuję: sobie, innym. Zawsze z tym samym skutkiem, czyli: żadnym.

Drogi PamiętniczkuWhere stories live. Discover now