01 października 2018 - Oskar

24 6 5
                                    

Uwielbiam, naprawdę uwielbiam, kiedy początek roku akademickiego wypada akurat w poniedziałek.

I nie ma nawet opcji, że rektor się zlituje, przesuwając go na za tydzień, gdyby pierwszy października przypadł akurat na piątek.

To nie tak, że byłem w podstawówce i czekał mnie zbiorowy apel, podczas którego słuchałbym wielkiego uroczystego pierdolenia, że ten koszmar na nowo się zacznie i wszystko jest super i cacy.

Ale to właśnie tak, że zjeby z kierunku muszą uczcić tę pseudo-okazję pójściem na miasto i zachlaniem mordy. Nie mam nic do picia do utraty przytomności, wręcz przeciwnie — jestem wielkim fanem — ale nadal czuję, jak boli mnie wątroba.

Wątroba nie boli, Oskarku. Wiedziałbyś to, gdybyś został lekarzem. Wątroba to organ, który nie jest unerwiony nerwami czuciowymi. To oznacza, że wątroba sama w sobie nie może boleć.

Byłbym naprawdę dobrym lekarzem, przysięgam. Sobie pomóc nie umiem, to może innym dałbym radę.

Zręcznie wymigałem się od wyjścia z domu, a przez zręcznie mam na myśli głośne westchnienie i przewrócenie oczami, a potem tylko spytałem się Nikolasa, czy mogę iść spać czy będę musiał wyciągać jego pijaną dupę z jakiegoś rowu o trzeciej nad ranem.

Na plus wypada to, że Nikuś nigdzie nie chciał iść (błagam, niech nigdy więcej nie mówi do mnie, chociażby w głupich żartach, „bez ciebie nigdzie nie idę", bo boli mnie to na tysiąc różnych sposobów), ale zdecydowanym minusem była chaotyczna jazda samochodem, bo chociaż nic się nie działo, to byłem strasznie roztrzęsiony i wkurwiony (czasem tak miewam) i może miałem trochę dość pytania w stylu: „Dlaczego się tak zachowujesz?".

„Zrobiłem coś nie tak? Jesteś na mnie zły?".

Na siebie jestem zły, Nikuś. Jestem tak wkurwiony, że mam ochotę wyć i krzyczeć.

Sobie wiele mógłbym zarzucić; tobie (nie)stety nic.

Drogi PamiętniczkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz