(Nie) Chcę Cię Zranić [ZOSTAN...

By czarodziejka2604

3.2M 129K 94.7K

Archer Hale wrócił i dostrzega ogrom zniszczeń, jakie wyrządził podczas swojej nieobecności. Reed DiLaurenti... More

1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
1M
8.
9.
10. + niespodzianki
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
#22
ZAPOWIEDŹ + DODATEK [ R&A THEIR STORY]
23.
24.
25.
26.
27.
28
29.
30
31.
32.
33.
34.+ 2M
35.
36.
37.
38.
39.
40.
41.
42.
43.
44.
45.
46.
47.
48.
49.
50.
51.
52.
53.
54.
55.
ZDEMENTUJMY PLOTKI
57.
58. (+ ogłoszenie)
59.
60.
61.
62.
EPILOG
SPIN-OFF
DODATKOWY ROZDZIAŁ
WYDANIE KSIĄŻKI
OKŁADKA KSIĄŻKI

56.

55.4K 1.5K 2.3K
By czarodziejka2604

ARCHER POV 

Na chwilę świat przestał istnieć. 
Było zupełnie tak, jakby jakaś ogromna trąba powietrzna zmiotła wszystko z powierzchni ziemi. Chociaż nie...po takim huraganie zostaje bałagan, który ktoś posprząta. Gruz zawalony na ziemię, drewno, powyginane części metalu i ludzkie szczątki. 
Teraz była pustka. 
Jakby ktoś wcisnął "delete" na klawiaturze. 

Nie zostało nic. 

-Jeden niewłaściwy krok i ona zginie!- do moich uszu dotarł dobrze znajomy głos. 
Poczułem dreszcz przerażenia, zimny pot na plecach. 
Patrzyłem na zdezorientowaną Reed, okrytą w bluzę i z lekko rozczochranymi włosami. Miała krew na skroni, łzy na policzkach i rozczarowanie w oczach. Jej postura nikła przy wysportowanej sylwetce dziewczyny, która trzymała lufę przy jej głowie. 

Dziewczynie tak znajomej. Tak do bólu znajomej, że nie mogłem w to uwierzyć. 
-Wyłaźcie- warknęła, nawet na mnie nie patrząc. Widziałem, jak mocniej zacieśnia ucisk na ciele DiLaurentis, która skrzywiła się nieznacznie i tak targana bólem.- Co do jednego, marnego Kingsa. Już! 

Przełknąłem głośno ślinę, czując jak z moich nóg i rąk odpływa krew. Nie mogłem wykonać nawet jednego, marnego ruchu. Nie drgnęła mi nawet powieka. 
Patrzyłem jak spokojnie oddycha, mierząc chłopaków zimnym, surowym wzrokiem. Z uniesioną spluwą najpierw pojawił się Diego, potem Matt i Will. Na końcu wyszedł Mike, jakby bardziej uważnie niż zawsze. 
-Miło was widzieć, chłopcy- blondynka uśmiechnęła się półgębkiem.- To miły wieczór, żeby zginąć, prawda? 
Słyszałem, że padła odpowiedź, ale jej nie zrozumiałem. 

Patrzyłem na dziewczynę, która nie żyła. Która powinna nie żyć! 

-Czy na prawdę musisz już iść?- zapytała Kelsey, przygniatając mnie swoim ciężarem. 
Ciężar w tym przypadku to pojęcie względne. Ona była lekka jak piórko. 

-Obowiązki- zakomunikowałem, odgarniając jej włosy z twarzy.

-Nie lubię twoich obowiązków- powiedziała, marszcząc nos.- Gdybym spotkała dżina, zażyczyłabym sobie, żebyś nie musiał ich mieć.

Założyłem kosmyk jej włosów za ucho, czując ich delikatną fakturę pod palcami. Nie wiem co nakładała na te włosy, że były tak delikatne i miękkie. 

-To dopiero jedno życzenie- zauważyłem.- Jakie było by następne? 

Udawała, że mocno nad tym myśli, ale w jej oczach wyczytałem, że wie o nim od dawna. 
-Żeby Kingsi nie musieli istnieć. 
Uśmiechnąłem się lekko, nie wiedząc jak mogę zareagować. 

-I żebyśmy zawsze mogli być razem- wyszeptała. 

-Na to mógłbym iść- ucałowałem jej czoło, starając podnieść się z jej wygodnego łóżka. 

Jedyne światło jakie padało w tym pokoju pochodziło z małej, różowej lampki na biurku. Jej ciepło sprawiało, że skóra Kelsey miała ciekawą barwę. Taką...inną. 

-Co tym razem?- zapytała, siadając z nogami podkulonymi pod siebie.
-Interesy, kochanie- powiedziałem cicho, zapinając pasek od spodni.
-Zawsze tak mówisz- obruszyła się- i nigdy nie wyjaśniasz.
-Nie sądzę, żebyś chciała wiedzieć co o znaczy- wzruszyłem ramionami, podając jej koszulkę z podłogi. 

-Gdybym nie chciała, nie pytałabym- zauważyła.
-Święta zasada tego gówna brzmi: trzymaj z daleka od tego tych, na których śmierć nie jesteś gotowy.

Reinhart cmoknęła z niezadowoleniem, robiąc minę obrażonego trzylatka. Naciągnąłem  na siebie T-shirt i westchnąłem głęboko. Nie chciałem jej w to mieszać. Im bardziej tego unikałem, tym bardziej ona drążyła co zaczynało mi się nie podobać. 
-Na prawdę, nie zaprzątuj sobie tym swojej ślicznej główki- powiedziałem schylając się nad nią i zaciskając pięści na materiale pościeli.

-Wiesz, że nie odpuszczę?

-Wiem. 

Cmoknąłem jej czoło po raz kolejny i skierowałem się w stronę okna. Potem usłyszałem jedynie szybki szmer i huk upadającego ciała. Odwróciłem się zszokowany i zobaczyłem ją, leżącą w stosie ozdobnych poduszek, które spadły z łóżka. 

-Kelsey, cholera!- mruknąłem, kiedy próbowała się podnieść.

-Potknęłam się o but- zaśmiała się, chociaż widziałem, że jest zdenerwowana. 

-Musisz uważać- poleciłem.- Mówiłem ci...nie jestem gotowy na śmierć kogoś, na kim mi zależy.

-To tylko potknięcie- zironizowała, kładąc swoje dłonie na moich barkach.- Chcę tylko wiedzieć co będziesz robić i gdzie. 

Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Jednak zainteresowało mnie coś, co spływało z jej delikatnej skóry. 
-Krwawisz- zauważyłem, zmieniając temat. Odgarnąłem jej włosy, zauważając rankę na  wystającym płatku ucha.

Dziewczyna dotknęła ranki, krzywiąc się. Uniosła zakrwawione palce na wysokość oczu, kręcąc głową.
-Musiałam zahaczyć o kant. 

Kiwnąłem głową, ale wiedziałem że muszę iść.

-To nie duża rana- pocieszyłem ją.- Ale może zostać blizna. 


Przyjrzałem się jej dokładnie. Rana zaczynała się na wysokości kości policzkowej i kończyła się na wystającym skrawku ucha, gdzie czasem widuję o dziewczyn kolczyk. 

-Oby nie- zaśmiała się lekko.- Nie lubię blizn. 

-To moja codzienność- wzruszyłem ramionami.- Na prawdę muszę lecieć, kochanie. 
Pocałowałem ją przelotnie, nakazując przemyć ranę i położyć się spać.

-Zostaw uchylone okno- wymruczałem jej w usta.- Po robocie, wślizgnę się tu znowu. 
-Wiesz, że mam drzwi, prawda?- zaśmiała się, przygryzając dolną wargę.

-Okno dodaje dreszczyku, prawda? 

Jej perlisty śmiech odbijał się w moich uszach całą noc.



Przypominając sobie tą sytuację, ja również zapragnąłem spotkać dżina. W tamtej chwili, zmieniłbym tylko trzecie życzenie. 
Zastanawiałem się jak to możliwe, że ta sama dziewczyna, która potrafiła zranić się łóżkiem nagle stała się zabójczą kobietą o morderczym spojrzeniu. 
Czy wyglądała inaczej? 
Wciąż miała tą sama twarz, oczy a nawet posturę. Jedyne co się różniło to włosy. Dawniej czarne jak smoła i długie, teraz były koloru blond i sięgały ramion.

Jak nigdy przedtem miałem dość tego gówna i krzywdy, jaką wyrządzam swoją obecnością innym. 
Kurwa mać! 

-Kelsey...- moje usta wydały same z siebie ten dźwięk. Zanim się zorientowałem, wypowiedziałem jej imię cicho, jakby bojąc się że głośny dźwięk zniszczy mnie od środka. 
-Archer Hale- jej twarz tylko lekko skierowała się w moją stronę.- No tak, jak mogłoby cię tu zabraknąć.
-Ty nie żyjesz...- wyszeptałem, wypuszczając mimowolnie z dłoni broń. 
-Ty tak twierdzisz- zaśmiała się, trochę przerażająco.- Jak widać żyję i mam się wyśmienicie. 

-To dlatego sprawa wypadku, była ukryta- głos Diego przedarł się do moich uszu niczym oślizgły wąż.- I przyznam szczerze, że twoja obecność nas nie dziwi.
-Ty zawsze wierzyłeś tylko temu, co sam zrobiłeś- odpowiedziała mu, przyciskając mocniej spluwę do głowy Reed.
-Żałuję, że sam nie sprzedałem ci śmiertelnego strzału- odpowiedział. 
-Czy on by ci pozwolił?- popatrzyła na mnie wymownie. 

Czułem się jakby ktoś rozdzierał mnie na kawałki. Nie wiedziałem właściwie co mam myśleć. 
-Puść ją- rozkazał Will, podchodząc krok bliżej.- To nie jest jej sprawa.
-Oh czyżby?- Kelsey zaśmiała się.- Myślę, że to jak najbardziej jej sprawa. 
-Załatwmy to porządnie- zakomunikował Diego.- Wypuść Reed. 
-Reed- powtórzyła- cóż za urocze imię. 
-Wypuść mnie!- DiLaurentis spróbowała się uwolnić, ale na nic były jej próby. 

Kelsey Reinhart była od niej zdecydowanie silniejsza i bardziej zdesperowana w swoich czynach.
-Skoro strzelała do Archera to chyba jak najbardziej jest to jej sprawa, nie sądzicie? 
Poczułem się jakbym dostał obuchem w głowę. Czy ten strzał, który padł kilka minut temu, był wycelowany we mnie? Przez nią? 

Poczułem się tak, jakbym został ostatnim człowiekiem na ziemi. Nagle przestałem wierzyć, że kogokolwiek obchodzę a ludzie, którym miałem ufać są mi obcy. 
-Strzelałaś do mnie?- zapytałem słabo, tępo wpatrując się w jej przerażone oczy. 
-Mierzyła jak prawdziwy zawodowiec- relacjonowała blondynka w zachwycie.- Chyba musi być na ciebie strasznie wściekła. 
-To nie prawda!- zaoponowała Reed.- Archer, nie słuchaj jej!
-Celowała w ciebie- Kelsey popatrzyła w moją stronę.- Widocznie nie znasz swojej dziwki tak dobrze. 
-To przez Dragona!- krzyknęła Reed, ale tym bardziej mnie rozsierdziła.- Nie wiedziałam, że to ty!
-Oh, przestań- Kelsey wyraźnie się podirytowała.- Jesteś głupsza niż mi się wydawało. Dlaczego jeszcze trzymam cię przy życiu? 
-Zostaw ją w spokoju- dołączył się Will.- To był nasz pomysł, żeby do niego szła!

Świetnie, nawet moi kumple grali przeciwko mnie. 
-Właściwie...- usłyszałem głos Lory, która w towarzystwie swojego syna pojawiła się gdzieś za nami.- To był mój pomysł. 
Lora Reinhart przeszła między nami krokiem powolnym i dumnym. Wyglądała w swoim płaszczu jak zła czarownica a raczej demon. Krwistoczerwone usta przypominały wargi skąpane w krwi a lodowate spojrzenie mroziło każdego. 
Kobieta stanęła naprzeciwko Reed, chwytając jej twarz w palce. Dziewczyna jęknęła z bólu.
-Ściśle mówiąc, każdy wasz krok był zaplanowany- syknęła w jej twarz, gwałtownie puszczając.

Obserwowałem jak Lora powoli staje ramię w ramię z córką. A potem zza wielkiego, stalowego kontenera wychyliła się postać. Mężczyzna, którego znałem aż za dobrze. Największego krętacza w mieście, człowieka który potrafi zaszyć się wszędzie i który przy tym, jest cholernie niebezpieczny.
Dragon.
-Właściwie, to wszystko to nasz plan- zaśmiał się.- Łącznie z waszymi głupimi minami.
-Co do kurwy..- słyszałem zdziwienie Michaela, który chyba zbierał szczękę z podłogi.- Na prawdę chłopaki...myśleliście, że wyślecie Reed do mnie i tak łatwo przyjdzie jej wyciągnięcie czegokolwiek od kogoś takiego jak ja? To godzi w moją dumę, panowie.

Zacisnąłem szczęki, czując rosnąca we mnie złość. Mogłem przysiąc, że Diego aktualnie pluje sobie w brodę, że dał się tak podejść. 
Zaczynałem rozumieć, że wszystko co działo się ostatnio nie było przypadkiem. Wszystko zaplanowała ta przeklęta dwójka, która przecież o zgrozo- miała się nienawidzić! 
-Każdy wasz krok był zaplanowany- powiedziała dumnie kobieta.- Odwracaliśmy waszą uwagę tak, aby każdy z was miał na głowie coś innego niż biznes. Mieliście zacząć myśleć, że to podstęp, próbować nas wyprzedzać. Podsyłaliśmy wam to, co chcieliśmy a wy dawaliście się podejść, myśląc że jesteście o krok przed nami. Wiedzieliśmy, że któraś z waszych panienek przyjdzie do Dragona, że zainteresujecie się sprawą Kelsey... wszystko zostało zaplanowane tak, abyście myśleli, że macie przewagę. Podczas kiedy traciliście czujność a my mogliśmy was zaciągnąć tutaj. 

-Okłamałaś mnie- warknąłem, czując buzującą w żyłach krew. 
-Oh, Hale- zaśmiała się kobieta, podchodząc bliżej mnie. Patrzyła w moje oczy dumnie, niczym królowa mająca władzę absolutną.- Twoja rola w tym przedstawieniu była nieoceniona. Właściwie, to wszystko udało się dzięki Tobie! 
Przełknąłem głośno ślinę, zaciskając mocno pięści. 
-Obiecałaś, że jeśli ci pomogę, że jeśli zostanę Twoim jebanym ochroniarzem- wyryczałem przez zęby- im wszystkim nic się nie stanie. 
-Mowa była tylko o twojej panience, pamiętasz?- zmrużyła oczy. 
-Więc. Ją. Kurwa. Wypuść.
Tu kobieta zaśmiała się prześmiewczo, jakbym opowiedział świetny żart. 
-Archer, masz dobrą pamięć ale krótką- jej triumfalny uśmiech sprawiał, że miałem ochotę jej przywalić.- Tak miało być, jeśli wszystko będzie dobrze podczas transakcji. Tymczasem nie mogła się dokonać, bo twoi koledzy nam przeszkodzili. Pamiętasz drugą część umowy, prawda? 

Wziąłem głęboki oddech, czując jak moje żyły wypełniają się furią. Tego było zdecydowanie za wiele i liczyłem, że będę mógł się wyżyć. Musiałem się im wszystkim odpłacić za pogrywanie ze mną.
Jednak zanim zdarzyłem wykonać jakikolwiek ruch, zostałem skrępowany przez jakichś dwóch facetów. Byli znacznie silniejsi niż zwykli chłopcy Lory a ponieważ moja broń upadła, nie miałem nawet jak się obronić. Chociaż próbowałem się uwolnić, mężczyźni trzymali mnie tak mocno, że nie mogłem wykonać żadnego ruchu. 
-Chyba jednak pamiętasz- westchnęła, odwracając się plecami do mnie.- Idziemy, Kelsey. Chłopcy...zajmijcie się nimi. 

Reed krzyczała, ciągnięta przez drobną ale zdecydowanie silną dziewczynę. Słyszałem, że woła moje imię ale nie reagowałem. Patrzyłem chłodno w twarz Lory Reinhart, która wpatrując się w moje oczy napawała się tym momentem. 
-Przegrałeś, Archer. Wy wszyscy przegraliście. 

Opierałem się, kiedy jej pomagierzy ciągnęli mnie za sobą. Słyszałem strzały, które nie napawały optymizmem i płacz Reed, która widocznie się tego wszystkiego nie spodziewała. 
Próbowałem zarejestrować cokolwiek, ale złość przysłaniała mi myślenie. 
-Zajmijcie się nim, jeśli nie potrafi współpracować- usłyszałem, a potem poczułem tępy ból na plecach. 
Głowie.
Nogach.
Całym ciele. 

Ból przypominał mi, że jeszcze żyję.



==============================

Moja forma psychiczna znów sięgnęła dna. 
Drogi do normalności są kręte i często się krzyżują.

Uważajcie na siebie! ;* 






Continue Reading

You'll Also Like

7.8M 257K 45
Gdy dwoje największych wrogów w szkole postanawia udawać parę. Tak, dramat murowany. ____________ © Pizgacz, 2016/2017; first version "Girls Love Ba...
2.8M 89.6K 49
Lindy Smith ma osiemnaście lat i pochodzi ze słonecznego Miami na Florydzie. Los jednak nie jest dla niej zbyt łaskawy, ponieważ zmuszona jest przepr...
538K 19.1K 27
Rosalie O'Neil jest pod opieką swojego ojca, członka irlandzkiej mafii oraz braci. W piątej klasie przestała uczęszczać do szkoły dla dziewczyn i od...
1.2M 35.1K 62
Olivia jest dwudziestoletnią skrzywdzoną przez los kobietą, która przez trudną przeszłość ląduje na kalifornijskich ulicach. Piekło, przez które prze...