(Nie) Chcę Cię Zranić [ZOSTAN...

By czarodziejka2604

3.2M 129K 94.8K

Archer Hale wrócił i dostrzega ogrom zniszczeń, jakie wyrządził podczas swojej nieobecności. Reed DiLaurenti... More

1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
1M
8.
9.
10. + niespodzianki
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
#22
ZAPOWIEDŹ + DODATEK [ R&A THEIR STORY]
23.
24.
25.
26.
27.
28
29.
30
31.
32.
33.
34.+ 2M
35.
36.
37.
38.
39.
40.
41.
42.
43.
44.
45.
46.
47.
48.
49.
50.
52.
53.
54.
55.
56.
ZDEMENTUJMY PLOTKI
57.
58. (+ ogłoszenie)
59.
60.
61.
62.
EPILOG
SPIN-OFF
DODATKOWY ROZDZIAŁ
WYDANIE KSIĄŻKI
OKŁADKA KSIĄŻKI

51.

28.2K 1K 418
By czarodziejka2604

MIKE POV

Annabeth kojarzyła mi się z dobrym jedzeniem.
Kiedy tu mieszkała, kuchnię wypełniał aromatyczny zapach potraw z całego świata. Kuchnia meksykańska, włoska, indyjska, azjatycka... Dla niej nie było niczego, czego nie dałaby rady przygotować. Nigdy specjalnie nie zwracałem na to uwagi, przyzwyczaiłem się że to robiła i nie narzekałem. 
Dziwnie było, kiedy odeszła. Jednego wieczoru jeszcze krzątała się w kuchni, trochę bardziej przygaszona i jakby wycofana. Nie reagowała na zaczepki z taką samą charyzmą, ale jej uśmiech wciąż pozostawał tym samym. Następnego ranka, już jej nie było.
Diego niespecjalnie zwierzał się komukolwiek. Nigdy nie wiedzieliśmy, czy powiedział nam wszystko czy tylko część. Powiedział nam, że Annabeth odeszła i wyjechała, bo nie radziła sobie z naszym biznesem. W oczach Marrero widać było smutek, ale jego charakter nie pozwalał mu na okazanie słabości. Nie umiałem jednak odczuć jego bólu, bo pojęcie miłości traktowałem zawsze jak coś mocno abstrakcyjnego. Cała idea związków, ślubów, uczuć była dla mnie przereklamowana. 

Teraz, widząc w naszym salonie byłą dziewczynę Diego zrozumiałem, jak musiał się wtedy czuć. 
Pomyślałem o Yvett Reynolds i poczułem się, jakby ktoś kopnął mnie w brzuch. Wiedziałem, że blondyneczka nie jest mi dana na zawsze. Kilka ulotnych dni, które jeszcze przed nami, były jak zapowiedź słodko-gorzkiego życia. 
Nie potrafiłem określić, czy na pewno ją kocham. Na pewno mi na niej zależało. Momentami mocniej niż na facetach z którymi pracuję. I to było przerażające. Bardzo. 

Annabeth się zmieniła. Swoje długie, blond włosy ścięła tak krótko, że ledwie dotykały jej ramion. Wydoroślała i spoważniała, chociaż wciąż jej twarz pozostawała łagodna i serdeczna. Już nie była tak szczupła jak kiedyś, ale dodatkowe kilogramy wcale nie działały na jej niekorzyść. Pełniejsze policzki, zaokrąglona sylwetka sprawiła, że wyglądała jak kobieta a nie dziewczyna. Przecież była w moim wieku, to normalne że się zmieniła. 
Miała na sobie luźne jeansy, które kończyły się gdzieś w połowie łydki, ciemno brązowe botki na obcasie i top na cienkich ramiączkach w kolorze słońca. 
Pamiętałem, że zamiłowanie do nietypowych stylizacji zawsze jej towarzyszyło. Mówiąc nietypowe, mam na myśli, że mamy środek lata i długie spodnie oraz botki, to coś zdecydowanie nietypowego aktualnie. 

Siedziała na sofie, trzymając szklankę wody, którą przyniósł jej William. Odkąd się pojawiła, wzrosło napięcie. Miała ze sobą informacje a relacja, jaką kiedyś dzieliła z Marrero i sposób jej zakończenia, na pewno nie pomagały. 

-Jesteś tego absolutnie pewna?- zapytał DeVittto, krążąc po pokoju jak sęp nad padliną. 
-Nie przyjeżdżałabym tutaj, gdybym nie uznała tej sprawy, za poważną- odpowiedziała spokojnie z tą swoją charakterystyczną chrypką w głosie.
-Ale zdajesz sobie sprawę z tego, jak to brzmi- mruknąłem, krzyżując ręce na torsie.- Przychodzisz do nas i obwieszczasz, że Kelsey zmartwychwstała. A co ona jest? Jezus?
-Słodkie. Dzieciątko. Jezus- wymamrotała Reed, wstając z fotela.
-Co?- zdziwiłem się, patrząc na nią ale nim się zorientowałem, dziewczyna zaczęła osuwać się na ziemię. 

Reakcja Willa, była niezastąpiona. Chwycił ją, zanim zdążyła poprzestawiać meble swoim upadkiem. Mrugała szybko, jakby chcąc wrócić do świadomości. DeVitto ułożył ją na fotelu, dopytując czy na pewno wszystko okej. 
Reed miała w tamtym momencie cerę tak białą, że praktycznie nie odróżniała się od ściany. Jej zapłakane i smutne oczy, błądziły po salonie jakby bez większego celu. 
-Za szybko wstałam- wymamrotała niewyraźnie, dotykając palcami skroni. 
-Jesteś blada- zauważyła Izzy, podchodząc do przyjaciółki.- Słabo ci? 
Dziewczyna nie odpowiedziała. Spoglądałem na tą scenę z mocną rezerwą, bo szczerze mówiąc nigdy nie umiałem działać w tak prostych sytuacjach. Mój mózg, był jakby zaprogramowany tylko na biznes. Doskonale analizował sytuację, kiedy w grę wchodziła ta robota. W prawdziwym życiu nawalał. 

-To dziewczyna Archera- wyjaśnił Diego, kierując swe słowa do Annabeth.- A ten zniknął i mamy co do tego sporo obaw. 
Annabeth kiwnęła głową. 
Oboje unikali patrzenia na siebie, więc ta sytuacja, napełniła mnie niezwykłą refleksją. 
Ja i refleksyjne myślenie! Kto dałby wiarę, że kiedykolwiek pomyślę o czymś innym niż seks, biznes i żarcie. 
A jednak napięcie jakie panowało pomiędzy dwoma dawnymi kochankami, sprawiało że naszła mnie pewna myśl, która zapuściła korzenie w moim umyśle. 
Darzyli się uczuciem tak wielkim, jak moja chęć pomszczenia ojca. Uczuciem, które emanowało od nich nawet w prostych czynnościach, jak podanie kubka czy wręczenie kurtki w zimny wieczór. 
I przyszedł moment, gdy musieli się rozstać. Zwykły poranek, kiedy powiedzieli sobie po raz ostatni do widzenia. Wciąż kochając, tłumiąc emocje, by nie bolało za bardzo. 
A po tych latach cierpień, znów się spotykają. 
W powietrzu nie unosi się chemia, dawne pożądanie, pragnienie i to wielkie słowo na "m". Zbyt wiele złości, wyrzutów, niespędzonych ze sobą dni, żalów, straty i rozczarowania. Nie ma już miejsca na dawne zwyczaje, rzucanie się w swoje ramiona. 
Jest przepaść. 
A na jej krańcach dwoje ludzi. 
To wszystko. 

-Przyniosę ci wodę- zakomunikowała Scarlett, znikając w kuchni. 
-Jadłaś coś?- zapytał Will z autentyczną troską. 
-Reed, jeśli chcesz możesz się położyć- Diego przejął inicjatywę, odzyskując profesjonalny ton głosu.- To dla ciebie zbyt wiele, rozumiem. 
Ale dziewczyna nie poruszyła się ani o centymetr. Dopiero kiedy Fanning wróciła, chwyciła szklankę i upiła łyk wody. 
-Zbyt wiele- prychnęła DiLaurentis słabym głosem.- Posądzicie mojego faceta o współpracowanie z waszym największym wrogiem a teraz się okazuje, że jego ex dziewczyna żyje i przy okazji jest córką Lory- ton jej głosu był lodowaty, jak sam antarktyczny lodowiec. 
-To tylko hipoteza- włączył się Matt, próbując załagodzić sytuację.- Zarówno w pierwszej kwestii, jak i w drugiej. 
-Ale łączy się w paskudną całość- wtrąciłem. 

Wszyscy popatrzyli na mnie w jednej sekundzie. Poczułem się, jakby chcieli mnie zaatakować, zjeść żywcem. Ale prawda była taka, że to wyglądało chujowo. 
-Chyba nie wiesz, co mówisz- odparował William, mrużąc oczy. 
-Wiem co mówię i wyobraź sobie, że mnie to kurwa boli- palnąłem, czując rosnącą we mnie złość.- Archer jest mi jak brat, ale do chuja pana wygląda to dokładnie tak, jak wszyscy myślicie ale nie chcecie tego powiedzieć głośno! 

-Mike, wyluzuj- Diego zbliżył się do mnie, dyskretnie wskazując na rozlatującą się Reed.
Ale było już za późno, bo machina ruszyła.
-Nie wyluzuję, bo mam tego dość!- warknąłem.- Prawda jest taka, że gówno o sobie wiemy, bo ostatnio każdy z nas przekłada nad biznes coś innego! Rozpierdoliliśmy się sami od środka i liczymy, że pozbycie się Lory to załatwi! Ale powiem ci Diego, że niczego to nie załatwi! Przestaliśmy być grupą, którą kiedyś byliśmy i nie zmienisz tego tak łatwo! Zawsze jak coś się stanie, zamykamy się w sobie i podążamy za swoimi celami. A nie za celem wszystkich! 
-Mike...- westchnął Matt, jednak szybko mu przerwałem.
-Odpierdol się! Spójrzmy prawdzie w oczy, Archer ma podstawy żeby pracować dla Lory czy tego chcemy, czy nie! A w świetle tych informacji, jestem pewny że ten debil wplątał się w jakieś jebane gówno i nikt z nas tego nie zauważył. To Archer wymyślił, aby pracował z nami Wood. Dlaczego? Żebyśmy zajęli się pilnowaniem jego a nie Archera.
-Mnie w to nie mieszaj- burknął Ryan, spoglądając na mnie krytycznym okiem.- Przypomnę, że nasza współpraca działa bez zarzutu i wychodzicie na niej zajebiście. 

-Słuchajcie, ja nie wiem czy to ona- wtrąciła się Annabeth.- Owszem, jestem prawie pewna ale zawsze jest jakaś szansa. 
-Więc co widziałaś?- zapytałem. 
Dziewczyna wzięła głęboki oddech po czym powiedziała spokojnie:
-Jakiś czas temu w sklepie stałam w kolejce. Mieszam teraz pod Hartford w Connecticut. Niezbyt zwracałam uwagę na ludzi, dopóki dziewczyna przede mną nie odebrała telefonu. Miała tak znajomy głos, że słuchałam co mówi, próbując ją rozpoznać. To była zwykła rozmowa pomiędzy koleżankami. Kiedy podeszła do innej kasy a moje zakupy kasowała już sprzedawczyni, zerknęłam na nią. Uwierzcie mi, była jak ona...poza jednym.
-Czym?- mruknąłem, wpatrując się w dziewczynę. 
-Miała jasne włosy- powiedziała- takie prawie, że białe. Wyglądało to jak peruka, ale chyba były prawdziwe. Nie wiem. W każdym razie...wszystko inne się zgadzało- popatrzyła w stronę Reed a jej spojrzenie było współczujące.- Na początku pomyślałam, że to sobowtór albo że mi się przewidziało. Trochę nie dawało mi to spokoju, zaczęłam nawet myśleć że ta cała jej rzekoma śmierć mogła być waszą zagrywką...że to wy to zaplanowaliście, że może była zagrożona i to jakiś plan jej ochrony. Wiem, jak ten biznes wygląda. Nie wszystko mówicie nam, dziewczynom.

Diego spiął się na te słowa, zaciskając mocno szczękę.
-Co się stało, że zmieniłaś zdanie?- zapytał Matt.
-Ciekawość- odpowiedziała.- Zaczęłam przeszukiwać internet, próbując dowiedzieć się co dzieje się w mieście. Pomyślałam, że to da się logicznie wyjaśnić. Nie sądziłam, że coś znajdę. Ale trafiałam na artykuły, że w mieście rośnie przestępczość. Więc chyba macie kłopoty, tak? Potem jeszcze raz czytałam wpisy na szkolnym blogu, pod upamiętnieniem Kelsey. Trafiałam na artykuły z jej śledztwa, potem kolejne już o jej matce. Stała się kobietą sukcesu i to mnie zaniepokoiło. Wiedziałam, jak bardzo nienawidzi Archera za to co się stało i naszły mnie złe przeczucia... Wsiadłam w samochód i jestem. Jak widzę, chyba słusznie. 

Reed płakała w objęciach Isabel i chyba po raz pierwszy rozumiałem te uczucia. Wszyscy zamilkli. Nawet ja. Chociaż przed chwilą, furia wypływała z mojego gardła, teraz po prostu wyparowały ze mnie wszystkie siły.
-Co za gówno!- krzyknąłem, uderzając nogą w stół, który przesunął się kilka centymetrów. 

Byłem zły, wkurwiony i po raz pierwszy od dawna bezsilny. Zupełnie tak jak wtedy, kiedy stojąc w ciemnej ulicy, po usłyszeniu strzału, zobaczyłem bezwładnie upadające ciało mojego ojca. 
-Izzy- po chwili ciszy, Diego zwrócił się do dziewczyny Matta.- Reed powinna odpocząć, zabierz ją do pokoju, okej? 
Ta kiwnęła głową, ale zanim wyszły DiLaurentis spojrzała na nas, zaszklonymi oczami.
-Myślicie, że to zrobił?- jej słaby głos, przedostawał się do naszych uszu, jak najczarniejsza wróżba.
Zwiesiłem głowę. W tamtej chwili, sam nie wiedziałem co mam o tym myśleć. 
-Reed- odezwał się Cross. Jego głos był nostalgiczny ale w jakiś sposób pocieszający.- Wiem lepiej niż wszyscy, jak bardzo Archer cię kocha. Sam się o tym przekonałem więc wiem, że jeśli wplątał się w coś, to tylko dlatego, że wierzył iż to dobre. Ale nie dobre dla nas, tylko dla ciebie...

Dziewczyna pociągnęła nosem. Drżała i wyglądała, jakby zaraz miała znowu zemdleć. 
-To moja wina- podsumowała cicho. 
-Nie bierz tego do siebie- poradził William.- Tak wygląda ta robota. Samo życie. 
Whitemore objęła przyjaciółkę i obie zniknęły na górze. Było widać, że Reed jest na wyczerpaniu. Prawdopodobnie nie spała zbyt dobrze, więc odpoczynek jej się należał. 

-Panowie- zaczął merytorycznie Diego, po chwili dodając- oraz panie.
Spojrzeliśmy na niego a ja wiedziałem, że za mój wcześniejszy wybuch na pewno mi się dostanie. 
-Jeśli chodzi o...- zacząłem, ale mój szef przerwał mi w połowie zdania. 
-Myślę, że lepiej będzie jeśli Reed nie będzie znać dalszych szczegółów- powiedział poważnie.- To dziewczyna Archera i nie wiadomo, jak to się może dalej potoczyć...
-Nie chcesz chyba powiedzieć, że wie więcej niż my- William wyraźnie się zdenerwował.- Widziałeś jak reaguje!
Marrero stanął pewnie, chwytając się pod boki. 
-Chodzi mi o to, że jeśli Archer z kimś się skontaktuje, to będzie to ona- powiedział.- Jeżeli chodzi o ich dwoje, to staną za sobą murem, choćby nie wiem co. Jeżeli którekolwiek stanie przed wyborem my albo to drugie...to odpowiedź jest prosta. Jeśli Reed będzie zbyt wiele wiedzieć, może to odbić się na naszym planie albo na niej samej. Mimo wszystko, chodzi też o jej bezpieczeństwo. 

***

Tamtej nocy, długo nie mogłem zasnąć. Sen nie przychodził, więc tylko wierciłem się na łóżku, nie wiedząc co ze sobą zrobić. W końcu wstałem, stawiając stopy na miękkiej wykładzinie. Nie chciało mi się wstawać do włącznika, więc po omacku odszukałem spodnie, leżące gdzieś na podłodze. Wyciągnąłem z kieszeni papierosy i chwytając z szafki obok zapalniczkę, podszedłem do okna. Razem z papierosami chwyciłem karteczkę, którą ostatnio podarowała mi Scarlett. 

Westchnąłem, otwierając okno na oścież. Chłodne powietrze przedostawało się do środka, owiewając moje rozgrzane ciało. 
Odpaliłem fajkę, mocno zaciągając się nikotyną. Paczka Cameli wylądowała na parapecie, jednak karteczkę obracałem w dłoni. Miałem w dłoni przyszłość Yvette, ale po obrazie i myślach, jakie dziś przyszły razem z Annabeth miałem mieszane odczucia. To był przykry widok i nie chciałem być kiedykolwiek na miejscu Diego. 
Powoli zaciągałem się i wypuszczałem dym spomiędzy ust, ciągle myśląc o tym, co by się stało gdyby Renolds wyjechała.
Obiecałem, że jej pomogę. Ale za jaką cenę?

Z drugiej strony to właśnie Yvette była tym, co znajduje się na pierwszym miejscu. 
A pierwsze miejsce powinno należeć do biznesu.

Wcale nie byłem lepszy od moich kumpli.

Kurwa.


DIEGO POV

Zastałem ją w kuchni. Miała na sobie luźny, biały podkoszulek i blado różowe spodenki z falbanką. Cicho otwierała szafki, lustrując ich zawartość. 
-Górna szafka, po lewej stronie, za kawą- powiedziałem, opierając się o framugę. Trzymałem w ręku kubek, w którym rano piłem kawę. Kiedy po zebraniu, usiadłem w gabinecie, pełen obaw i niepewności, zobaczyłem go i nagle zaczął mi przeszkadzać. Długo trzymałem go w ręce, jakby z przyzwyczajenia i wpatrując się w płot myślałem. Aż w końcu, po godzinie zdecydowałem, że pora odnieść go do zmywarki. Jak widać, nie mogłem trafić na lepszą porę.
-Och!- dziewczyna wystraszyła się, podskakując lekko. Musiała nie słyszeć, jak wchodziłem.- Przepraszam, nie chciałam nikogo obudzić.

Była uprzejma i zdystansowana. Jej głos, lekko spięty i ostrożny odbijał się o ściany, tworząc melodię dla moich uszu. 
Czasem zastanawiałem się, jakby to było, gdyby wróciła. Myślałem o tym, jak stoimy naprzeciw siebie i chociaż wiele słów przed nami, nie odzywamy się napawając się swoim widokiem. Zastanawiałem się, czy to ona rzuci się na mnie czy to ja pierwszy ją pocałuję.
Nigdy nie pomyślałbym, że stanie się to w taki sposób. 

-Nie obudziłaś mnie- powiedziałem, zgodnie z prawdą.
Annabeth uśmiechnęła się lekko, wyciągając ze wskazanego miejsca kakao. Szczerze mówiąc, nikt z nas go nie pił ale zawsze dbałem, by było. Kiedy się przeterminowało, wyrzucałem i kupowałem nowe. Tak na wszelki wypadek. Po prostu. 
-Dziękuję- odpowiedziała, wsypując do kubka trochę ciemnego proszku. Potem zalała je mlekiem, które musiała wcześniej uwarzyć. 
-Drobiazg- mruknąłem, unikając jej spojrzenia. 
Nastąpiła długa chwila ciszy.
-To miło, że mogłam tu zostać- powiedziała jakby chcąc zapobiec temu ciężkiemu milczeniu. 

Matthew i tak pojechał do domu, aby zająć się mamą więc na tę noc, mogła zostać tutaj. Po tak długiej podróży, musiała odpocząć.
-W porządku- kiwnąłem głową, automatycznie podnosząc kubek do ust. Po chwili zorientowałem się, że przecież jest pusty.- Jeśli jest miejsce, to nie musisz się plątać po motelach.
Wymieniliśmy ulotne spojrzenia. 
Ruszyłem z miejsca, czując jak boli mnie ten chłód. Włożyłem do zmywarki kubek, opierając się bokiem o blat. 
-Bardzo mi przykro z powodu Cratera- zaczęła, oplatając palcami parujące naczynie z jej ulubionym napojem.- Czytałam ten artykuł. Nie wiedziałam, że...
Urwała, jakby nie dowierzając, że nie ma go już wśród nas. Ja sam, czasem w to nie wierzyłem. 
-Wszystkim nam go brakuje- westchnąłem.

Znów zapanowała cisza i było to bardzo nieznośne. Wciąż była w moim sercu, bo to jedyna kobieta, którą pokochałem. Zawsze wierzyłem w miłość. Widziałem ją, pomiędzy moimi rodzicami i wierzyłem, że pomimo drogi jaką podążę, ja też ją znajdę. I kiedy znalazłem, uciekła. A kiedy wróciła, czułem się jakbym nigdy jej nie miał.
-Pięknie wyglądasz- powiedziałem, obserwując jej twarz.
Lubiłem jej długie włosy, ale krótkie kosmyki sprawiały, że wyglądała dojrzalej. Jak kobieta, która dąży do swego celu, spełniona i odważna osoba, wiedząca czego chce od życia. 
-Mała metamorfoza- zaśmiała się, wciąż jednak nerwowo.- A Ty wciąż taki sam. Rzeczowy, opanowany. 
-Nie zawsze taki jestem- przyznałem.- Bardzo dużo się zmieniło. 
Wzięła głęboki oddech, przybliżając kubek do ust. Dmuchając w płyn, próbowała wypić go tak, aby się nie poparzyć. 
-Domyślam się- westchnęła, patrząc na blat.- Tyle czasu minęło...
-Cztery lata- podkreśliłem.- Nawet więcej, jeśli się czepiać. 

Jej szare oczy, skierowały się w moją stronę. Twarz, którą teraz obserwowałem wciąż była mi bliska jak żadna inna. Przypomniałem sobie naszą pierwszą randkę, która zakończyła się bójką z Rickiem, który zawsze działał mi na nerwy. To wtedy dowiedziała się o tym, co robię i mimo wszystko postanowiła zostać. Powiedziała, że widzi we mnie kogoś więcej niż gangstera. Nasz pierwszy pocałunek, był jak podpisanie umowy. Jak traktat, który miał nas ze sobą związać na zawsze. 
-Musiałam, przecież wiesz.
-Rozumiem- odpowiedziałem, trochę zbyt szybko.- Ale...nigdy się z tym nie pogodziłem. 
Chciałem podejść bliżej, chwycić ją za boki, przyciągnąć do siebie tak blisko, że nie byłoby między nami miejsca nawet na kartkę papieru. Chciałem wpić się w jej blade usta, smakując ich smak, na nowo poznając tą wspaniałą kobietę. 
-Ja...- zaczęła cicho, ale urwała. 

Wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie zrobiła tego. Długo wpatrywała się w moje oczy a kiedy lekko się poruszyłem, spłoszyła się jak dzikie zwierzę. 
-Pójdę już- powiedziała, wychodząc pośpiesznie z kuchni.
Nie wzięła ze sobą nawet kubka. 



ANNABETH POV

Wpadłam do pokoju, czując się podle. Na rozdygotanych nogach, z kołatającym sercem i roztrzęsionymi rękoma, nawet nie wiedziałam czy weszłam do odpowiedniego pomieszczenia. Na szczęście tak. Chociaż tyle!
Od razu usiadłam na łóżku, czując się jak ostatnia idiotka. 
Nie mogłam zaprzeczyć, że moje ciało i umysł nie reagowały na Diego Marrero. Bo reagowały. Jak zwykle. 

Kiedy stąd odjeżdżałam, wiedziałam że nigdy nie zapomnę. Nie chciałam zapominać. Zbyt dobrze mi tu było, zbyt dobrego miałam tu mężczyznę aby zapomnieć. Jednak są rzeczy, których się nie da zaakceptować. Dla mnie, był to właśnie ten chory biznes i wszystko co się z tym wiąże.
Nie chciałabym, żeby ktokolwiek zrozumiał mnie źle. Przecież mogli by mówić: "Skoro tak ci było dobrze, to po co uciekasz?", "Dziewczyno, taki facet! Marzenie! Miłość jak z powieści!" albo "Praca to praca, istnieje wiele gorszych. Każda dziewczyna marzy o niegrzecznym facecie, dobrym tylko dla niej".

Bzdury.
Nie dawałam sobie z tym rady i wiedziałam, że chociaż próbowałam i umiałabym tak żyć. To tak, jakbym nie chciała dzieci a mój partner na nie nalegał. To tak, jakbym była niewierząca a mój partner próbował mnie nawrócić na jakąś mocno radykalną wiarę. 

Niektórych rzeczy nie da się zaakceptować i pogodzić ze sobą.

Zakopałam się pod kołdrą, czując chłód. Moje serce wciąż galopowało, ale powoli się uspokajałam. Schyliłam się, wyciągając rękę do walizki z której wyciągnęłam pudełeczko. 
Uchyliłam wieczko, czując jak po policzku spływa mi łza. 

Mimo, że moja pomoc okazała się cenna i powinnam czuć się dobrze, było mi na prawdę źle. Powrót tutaj kosztował mnie bardzo dużo. W moim sercu i głowie szalała burza, której nie umiałam uspokoić. 

Uchyliłam wieczko, obserwując w nim mały przedmiot. Połyskiwał w świetle lampki, jak nigdy dotąd. Przeciągnęłam palcem po zimnym złocie, najdłużej zatrzymując się przy brylanciku. 
Wiedziałam, że najlepiej by było, gdybym go założyła. Mimo wszystko tego nie zrobiłam. Zamknęłam wieczko, czując jak po policzkach płyną mi kolejne łzy.

To wszystko było trudne. Zbyt trudne. 


==============

Dziś trochę nostalgicznie, chyba aż sama jestem w szoku, że Mike tak potrafi! :D 

Jak widzicie, rozdziały pojawiają się trochę wolniej. Studiuję i obecny e-learning wymaga ode mnie więcej pracy niż zwykle. Wykonuję średnio 2-3 projekty tygodniowo a do tego dochodzą jeszcze inne przedmioty z których muszę coś przeczytać, zapisać czy opracować.
Wygląda na to, że nie wrócimy na zajęcia więc wykładowcy zadają nam coraz więcej materiału. 

Dlatego rozdziały pojawiać się będą raczej weekendami. Staram się pisać każdego dnia trochę, ale różnie jest z moim czasem. Zanim rozdział nabierze kształtu mija zwykle tydzień :(

Trzymajcie się! <3 






Continue Reading

You'll Also Like

1.3M 13.1K 5
„Bo to my byliśmy gotowi na wszechświat, lecz to wszechświat nie był gotów na nas." 2 część trylogii „Secret" ~17.08.2021r. - 14.02.2024r.~ Dziękuje...
3.1M 59.4K 18
Adam Farrow to gwiazda szkolnej drużyny hokeja. Tajemnicą nie jest to, że w oczach innych posiada plakietkę szkolnego łamacza serc, czy też chodząceg...
1.4M 31.7K 33
Veronica i David od zawsze przepełniali się nienawiścią. Odkąd tylko pamiętali próbowali trzymać się od siebie z daleka, ponieważ próby jakiegokolwie...
161K 8.9K 33
Dwudziestoletnia Alex rozpoczęła studia na Uniwersytecie Campford. Od najmłodszych lat fascynowały ją tajemnice ludzkiego umysłu, dlatego stając prze...