(Nie) Chcę Cię Zranić [ZOSTAN...

By czarodziejka2604

3.2M 129K 94.6K

Archer Hale wrócił i dostrzega ogrom zniszczeń, jakie wyrządził podczas swojej nieobecności. Reed DiLaurenti... More

1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
1M
8.
9.
10. + niespodzianki
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
#22
ZAPOWIEDŹ + DODATEK [ R&A THEIR STORY]
23.
24.
25.
26.
27.
28
29.
30
31.
32.
33.
34.+ 2M
35.
36.
37.
38.
39.
41.
42.
43.
44.
45.
46.
47.
48.
49.
50.
51.
52.
53.
54.
55.
56.
ZDEMENTUJMY PLOTKI
57.
58. (+ ogłoszenie)
59.
60.
61.
62.
EPILOG
SPIN-OFF
DODATKOWY ROZDZIAŁ
WYDANIE KSIĄŻKI
OKŁADKA KSIĄŻKI

40.

43.4K 1.9K 1K
By czarodziejka2604

REED POV


Zmrużyłam oczy, obserwując pewnego siebie mężczyznę przede mną. Chwyciłam mocniej szklankę, pełną brunatnego napoju z lodem i ze spokojem, drugą ręką odtrąciłam palce Dragona, którymi trzymał mój podbródek.

-Nie chcę- zapewniłam lodowatym tonem.

Ciemnowłosy popatrzył na mnie z ukosa. 

-Długi są niebezpieczne, prawda?-Zagadnął swobodnie, jednak w jego głosie pobrzmiewała zniecierpliwiona nuta.

-Owszem- zgodziłam się. 

-Nie smakuje ci mój podarunek?- Spojrzał na szklankę, z której nie zniknęło prawie nic. 

Na prawdę nie chciałam pić. Nie dlatego, że obawiałam się zawartości albo tego, że się upiję. Raczej tego, że mój organizm znów przypomni sobie ten smak i zacznie go potrzebować tak jak wcześniej. 

-Napiłam się już- odpowiedziałam. Cóż, mogę grać w jego grę tak jak on. Będę słowna i złapię za każde słowo.- Więcej, nie będę. 

Zmarszczył brwi, kiedy odłożyłam szklankę na blat i wstałam, zrównując się z nim.

-Dziękuję za informacje- powiedziałam, chociaż wiedziałam, że nie liczył na żadne uprzejmości.
-Czekaj, cwaniaro- oplótł swoimi zimnymi palcami mój nadgarstek, ściskając go tak mocno, że praktycznie nie czułam ręki.- Myślisz, że tak po prostu cię stąd wypuszczę?- Wysyczał, niczym jadowity wąż.

-Nie, absolutnie nie- zaśmiałam się szyderczo, czując w sobie niesamowitą pustkę, która wyziewała z wielkiej dziury wewnątrz mnie.-To nie było by w porządku, prawda?

Swoim zachowaniem zbiłam go z tropu, co wyraźnie dało się odczuć, kiedy na chwilę poluzował uścisk. 

-Jeśli myślałeś, że jestem jakimś tanim popychadłem, to się mylisz, mój drogi- z całej siły szarpnęłam ręką, wyswobadzając ją.- Zdecydowanie, nie jestem kimś, za kogo właśnie mnie wziąłeś. 

Kątem oka dostrzegłam kawałek kartki i ołówek, który leżał pośród rozrzuconych papierów, popielniczki i szklanek. Chwyciłam za niego i na szarej karteczce napisałam rząd dobrze znanych mi cyfr. Chwytając ją w dwa palce, uniosłam na wysokość naszych twarzy. 

-Jeśli znajdziesz jakiś lepszy sposób, na spłacenie długu niż bycie twoją dziwką, albo kogokolwiek- dodałam dla pewności- możesz dać znać- uśmiechnęłam się tryumfalnie, obserwując jak sięga po karteczkę z moim numerem.

Wiedziałam, że to nie było bezpieczne. Ale musiałam stamtąd wyjść a to był jedyny plan, który mógł się udać. 

-Wyjdź stamtąd tak szybko, jak to będzie możliwe- polecił Mike.
-Im dłużej będziesz tam siedzieć, tym większe prawdopodobieństwo, że cały plan weźmie w łeb- dodał Ryan, stukając palcami o deskę rozdzielczą.


-Wiesz, że odszukałbym cię nawet bez tej szopki, prawda?- Popatrzył na mnie pobłażliwe, zupełnie tak jakbym była dzieckiem. 

-Domyślam się- przytaknęłam.- Ale skoro podłożyłam się sama, czy to o czymś nie świadczy?

Dragon zaśmiał się. Wokół jego oczu pojawiły się małe zmarszczki a w świetle lampki, która rzucała na niego łagodne światło, wydawał się rozbawiony i normalny. Pozory potrafiły mylić. Otaczała go jednak aura surowości i niebezpieczeństwa a pistolet, który trzymał za paskiem nie napawał optymizmem.

-Jeszcze nie wiem- powiedział, przyglądając mi się po raz setny- czy jesteś wybitnie inteligentna czy głupia. 

Wzruszyłam obojętnie ramionami, odgarniając włosy do tyłu, jedynie za pomocą ruchu głowy. 

-Granica pomiędzy jednym a drugim bywa cienka. 

Cholera.

Miałam z nim nie dyskutować. Na tym polu nigdy z nim nie wygram i powinnam przestać, jeśli mój mały plan miał się powieść. 

-Podoba mi się to- zapewnił, bawiąc się karteczką.- Tylko co taka dziewczynka jak ty, mogłaby dla mnie zrobić, jeśli nie to co bym chciał? 

-Nie musisz się o to martwić- zmrużyłam oczy.- To już jest mój problem. 

Dragon zwiesił głowę, ponownie zanosząc się śmiechem. Potem jego spojrzenie skrzyżowało się z moim i nie było to miłe doświadczenie.

-To pociągające, kiedy jesteś tak pewna siebie. Założę się, że miałbym z tobą świetną zabawę, gdybyś tylko miała trochę więcej instynktu samozachowawczego- oblizał lubieżnie wargi, czekając na moją reakcję. Byłam jednak nieugięta i chociaż miałam ochotę się skrzywić, pozostałam przy kamiennej twarzy- ale w porządku. Nie wiem czemu, ale przystanę na twoją bądź co bądź śmieszną propozycję. 

-Cieszę się- odpowiedziałam bez entuzjazmu. 

-Mam tylko jedno pytanie, Jennifer- imię, które mu podałam wypowiedział z dużym naciskiem.- Co byłabyś w stanie zrobić, żeby spłacić ten dług?

-Powiedziałam, czego na pewno nie zrobię- warknęłam zniecierpliwiona. 

Dragon pokiwał głową, jakby ze znudzeniem.
-Więc...potrafiłabyś dla mnie zabić innego człowieka? 

Poczułam uderzenie gorąca. Oczyma wyobraźni widziałam Evana, mierzącego pistoletem we mnie i swoje wyciągnięte, drżące dłonie. Nie potrafiłam wystrzelić pierwsza, przez co zginęła również Katty Clarke. 

-To mój problem, mówiłam już- mój głos zadrżał, ale mimo wszystko starałam się patrzyć na niego hardo i odważnie, chociaż powoli zaczynałam się łamać. 
-Cóż- skwitował.- Nie lubię Reinhartów, więc pozwolę działać tobie i twoim przyjaciołom, bo nawet ja nie jestem tak tępy, żeby pchać się pod jej ostrze. Niemniej jednak, jeśli ją unieszkodliwicie...będzie mi to na rękę, nawet bardzo. 

-Myślałam, że tylko Lora jest niebezpieczna- wymsknęło mi się.
-Nie miałaś chyba doczynienia z Alanem Reinhartem. 

W tej plątaninie, było coraz więcej supłów, które ktoś musiał rozplątać. 

-Niech będzie- mruknęłam.- Sama trafię do wyjścia. 

Ciemność w środku mnie nie ustępowała. 
Nie ustąpiła, kiedy wyszłam na korytarz i przeszłam przez klub, pełen rozgrzanych ciał. Nie ustąpiła, kiedy przemierzyłam ulicę i wróciłam do chłopaków, którzy chyba jednak spodziewali się że tego nie zrobię. Może myśleli, że prędzej będą szukać moich zwłok niż odwozić do domu?

Wiedziałam jednak, że ta czarna część za chwile mnie opuści i po prostu rozpłaczę się jak dzieciak.





WILL POV



-Zrób zakupy, Will. Muszę popracować- Diego pojawił się w salonie, rzucając pieniądze na stół.
-O tej porze?- Popatrzyłem na zegarek na ścianie.- Chyba cię pojebało. 

Scarlett stukała w klawiaturę laptopa uważnie śledząc pojawiające się na ekranie literki i rzędy cyferek. 

-Nie wiem, pojedź na stację czy coś- ciemnowłosy wzniósł oczy do nieba.- Na prawdę, czasem to ze świecą szukać kogoś w tym domu a akurat dziś, nie możesz się z niego wynieść tak jak wszyscy?

-No właśnie- przytaknąłem.- Ostatnio liczba ludzi w tym domu jest odwrotnie proporcjonalna do ilości roboty, jaką nam zlecasz. 

To musiało w jakoś sposób dotknąć naszego szefa, bo zacisnął mocniej szczęki. 

-Mike pojechał na akcję- przypomniał mi. 

Zaśmiałem się. 

-Błąd- potrząsnąłem puszką piwa, które wolno sączyłem gapiąc się w telewizor.- Archer pojechał za niego, słyszałem jak prosił go o to parę dni temu. 

-Jeden chuj kto się tym zajął- warknął nieprzyjemnie, aż Fanning podniosła na nas wzrok, jednak szybko zajęła się swoją robotą.

-Nie pojadę- westchnąłem, bo kurewsko nie chciało mi się ruszać.- Wypiłem parę piw i wolałbym kolejny kurwa raz w tym miesiącu nie trafić na komisariat.

-Ja pojadę- usłyszałem dziewczęcy głos.- Musze się oderwać od tego laptopa. 

-Świetnie- Diego wyraźnie się ucieszył.- Chociaż na ciebie można liczyć. 

Dziewczyna stała, powoli odkładając swój sprzęt. 

-Siedź- warknąłem do niej. Wciąż irytowało mnie to, że przesiaduje w naszym domu i pracuje z nami. Jej miejsce wcale nie powinno tu być i teraz obwiniałem się za to, że coś może pójść nie tak i będzie w niebezpieczeństwie. 

-Chyba jej nie zabronisz, co?- Diego zaśmiał się, kręcąc głową. Oparł dłonie na biodrach i ponownie zwrócił się do dziewczyny- jak ci idzie?

-W porządku- przyznała niemal od razu.- Myślę, że wszystko powinno być gotowe na najbliższe dni. Nie daje mi jednak spokoju kwestia jej zmarłego męża... Im więcej w tym siedzę, tym bardziej wydaje mi się, że to nie był zwykły wypadek. Coś mi tam nie gra.

-Jeśli masz jakieś wątpliwości, musisz to sprawdzić. 

Diego rozmawiał z moją Scarlett zupełnie tak, jakby była którymś z chłopaków. Zaczął ją traktować jak ważną część drużyny, jak kogoś bez kogo nie było Kingsów. Zdradzał jej coraz więcej i to po prostu mnie wkurwiało. 

-Lora to niebezpieczny człowiek- kontynuował- jak wszystko co jej dotyczy. Sprawdź ten wypadek i wszystko, co z nim powiązane. Nawet policjantów, którzy prowadzili tę sprawę. 

-Sprawę Kelsey też przejrzałam, podejrzewam że od niej się zaczęło.

-I jak?- Zapytał. 
-Akta nie były utajnione- westchnęła.- Wiecie, nie wszystkie znajdują się w bazie. Niektóre są przechowywane tylko w wersji papierowej, żeby ochronić je przed ludźmi takimi jak ja. Przechowywane są pod ścisła ochroną w specjalnej bazie- podwinęła rękawy granatowego, luźnego swetra do łokci- od tej sprawy, wszystko co dotyczyło Reinhartów prowadzili ci sami policjanci.

-Czyli?- Zaciekawił się Diego.
-Pedretti, Roberts i o dziwo...szeryf- podrapała się w kark, jakby próbując jeszcze to zrozumieć. Zerknęła na mnie, ale mną szarpało od środka. Nawet nie chciałem na nią patrzyć, bo wkurzało mnie to jak łatwo lawiruje po naszym świecie. Przeszłość dopadała ją własnie tutaj a przecież sama od niej uciekała.

Pieprzone gówno.

Jak mogłem dopuścić, żeby Scarlett Fanning wplątała się w ten biznes!? 

Kurwa mać!

-Roberts- splunął Diego.- Kawał chuja. 

-Sprawdzę też ich. Wiemy, że Lora ma jakiś związek z szeryfem więc...
-Dość tego- przerwałem im, odstawiając głośno puszkę piwa.- Idziemy po te pierdolone zakupy. 

Pociągnąłem dziewczynę za sobą. Nie spodziewała się tego i nawet w pierwszym odruchu nie zaprotestowała. W drodze chwyciłem klucze od pierwszego lepszego samochodu, którym jak się okazało był samochód Diego. Chociaż tyle. Niech jego wózek się pomęczy z kobietą za kółkiem. 

-Boże, Will co ci się stało- sapnęła, odgarniając z czoła kosmyki brązowych włosów.- Wszystko gra.

-Tak, jest ekstra!- Odkrzyknąłem z udawanym entuzjazmem, a w garażu rozniósł się mój głos.-Wszystko jest kurwa w najlepszym porządku!

Dziewczyna zmarszczyła czoło, przejmując ode mnie klucze. Nasze palce zetknęły się a jej aksamitny dotyk, na chwilę zwrócił moją uwagą bardziej niż cokolwiek innego. 

-Nie powinieneś tyle pić- skomentowała kąśliwie, podchodząc do samochodu. 

Chciałem coś powiedzieć, ale nawet nie wiedziałem co. Coś chciałem jej wykrzyczeć, ale nawet nie wiedziałem co dokładnie. Czy to, że powinna barć stąd nogi za pas czy raczej to, że nie jestem jak mój pierdolony ojciec, który alkohol przedkładał nad wszystko. 

Wsiadłem jednak do wozu w ciszy i zapinając pas, przyglądałem się jak odpala.Zrobiła to zgrabnie i nawet nie zdusiła silnika przy ruszaniu. Wyjechała delikatnie na ulicę, powoli nabierając rozpędu.

-Co będzie o tej porze otwarte?- Westchnęła.

Było już grubo po północy a Diego umyślił sobie zakupy o tak beznadziejnej godzinie. 

-On się chciał nas pozbyć z domu- zauważyłem cierpko.- Po prostu.

Dziewczyna wzruszyła ramionami z lekkim uśmiechem. Zatrzymała się na czerwonym świetle, chociaż ulica była pusta. Mimo to czekała. 

Ona zawsze czekała. 

Na wszystkich.

Nawet na mnie.

Wyglądała ładnie, nawet jeśli po całym dniu była zmęczona. Wyglądała ładnie, nawet jeśli była teraz poirytowana i głodna. Wyglądała ładnie, nawet z makijażem który pozostał już lekko rozmazany i wytarty. 

-Jezu, chodź tu- mruknąłem, obracając ją w moim kierunku.

Przywarłem do jej ust jak krwiożercza pijawka i zacząłem całować, tak jakbym robił to ostatni raz w życiu. Nie protestowała. Po prostu oddawała pocałunek z podobną, można nawet większą pasją, chociaż w pierwszej chwili kompletnie nie wiedziała co ma robić. Mimo wszystko, objęła zimnymi dłońmi moją szyję a nasze oddechy zaczęły się mieszać. Pociągnąłem jej dolną wargę zębami, na co westchnęła cicho. Chyba już dawno zapaliło się zielone światło, ale nie zwracaliśmy na to uwagi. Zatraciłem się w niej, w jej ruchach obejmujących moje wargi i język, w jej nierównym oddechu i zapachu. Ścisnąłem mocniej jej ramiona, przyciągając ją tak blisko na ile pozwoliły pasy bezpieczeństwa. Moje już dawno boleśnie wpijały się w żebra, ale ignorowałem to uparcie. Chciałem tylko, żeby odczuła ten pocałunek w całym ciele, w każdej pierdolonej komórce jej organizmu. 

-Zrezygnuj- wyszeptałem przy jej opuchniętych ustach, kiedy na chwilę oderwałem się od niej, by mogła złapać powietrze w płuca. 

-Z ciebie?- zapytała. 

-Ze mnie też- powiedziałem, całując ją jeszcze przez parę sekund- I z biznesu. 

Ponownie przywarłem do jej ust, by powoli zejść niżej, na jej szyję.

-Nie-jęknęła cicho.- Nie zrezygnuję.

Złożyłem jeszcze parę pocałunków, tuż pod jej szczęką, wracając do ust. Byłem chujem, że to robiłem, ale może zadziała. 

-Zrezygnuj- uparłem się.- Proszę. 

Oparłem czoło o jej, odpinając jej pas a także swój, by mieć więcej swobody. 

-Nie proś mnie o to- wyjąkała cicho, opanowując chęć głębokiego westchnięcia, kiedy przyciągnąłem ja bliżej siebie.
Silnik zgasł, więc prawdopodobnie puściła nogę z pedału sprzęgła. Zaciągnąłem ręczny, żeby nie doprowadzić do tragedii i ponownie cmoknąłem ją w usta. 

-Nie mogę znieść myśli, że robisz to przeze mnie- pokręciłem głową, spoglądając w jej oczy. 

-Nie wycofam się- powiedziała z mocą.

Wycofasz się. 

Zobaczysz.

Westchnąłem ciężko, dotykając opuszkiem palców jej ust. Rozchyliła lekko usta, wpatrując się we mnie jak wierny pies w swojego pana. Byłą mi oddana, ale wciąż na jedną rzecz oporna. Musiałem to zmienić, bo nie mogłem patrzyć na nią codziennie, na to jak pracuje i przesiaduje w naszym salonie.

-Scarlett- mruknąłem, trącając nosem jej.- Ta sofa w salonie, dała ci już chyba w kość, co? 

-Może- uśmiechnęła się. 
-Śpij dziś ze mną, co?- Zaproponowałem. 
Nie. Nie chciałem jej wykorzystać. Chciałem, żeby spała ze mną w jednym łóżku. Chociaż dobrze by było, gdybym to zrobił, nie chciałem ponownie jej ranić w tak podły sposób. 

-Jesteś pijany- stwierdziła z lekką irytacją, ściągając brwi. Chciała wydostać się z mojego uścisku, jakby dopiero teraz przypomniała sobie, że wcześniej piłem. 

-To tylko trzy piwa- powiedziałem.- To praktycznie nic. Będzie ci wygodniej...i cieplej- zapewniłem.Rozrzuciłem po jej policzku parę drobnych całusów, którymi ewidentnie ją przekupiłem. 

-Zastanowię się. 

Uśmiechnąłem się triumfalnie. 
Pozwoliłem wyswobodzić się jej z mojego uścisku, aby mogła ponownie ruszyć. Wciąż mrowiły mnie usta od całowania jej, ale podobało mi się to. 

-Będę mogła cię o coś zapytać?- Zaczęła nieśmiało, ponownie odpalając silnik. 

Rozłożyłem się na siedzeniu, obserwując ją i to, jak próbuje dojść do ładu z sama sobą po tym co się wydarzyło. Jej ręce trochę się trzęsły a na blade policzki wyszedł rumieniec, wielkości Teksasu. 

-Potem- mruknąłem, przekładając dłoń na jej udo. Spięła się, ale milczała.- Potem. 

Nie mogłem pozwolić na to, by Scarlett z nami pracowała. Po prostu nie mogłem. Jakkolwiek była nam potrzebna, po prostu nie mogła. Nie chciałem do tego dopuścić i jeśli znowu będę musiał zagrać na jej emocjach, po prostu to zrobię. 

Bo Katty wyprała ze mnie miłość. 

Po prostu. 




====


Nie pytajcie co to za święto, że szlaję z rozdziałami.

Ja sama nie wiem, ale korzystajcie ile wlezie XD

Rozdział "Pokochaj mnie" również powoli się kończy, więc na dniach wystartuje :D 



Continue Reading

You'll Also Like

105K 2.5K 25
Książka opowiada o 14 letniej Julii Miller, która właśnie rozpoczyna swój pierwszy rok w liceum razem ze swoim bratem bliźniakiem Johnatan'em, w któr...
47.6K 1.7K 21
„Gdzie byłeś sześć lat temu?" Gdzie Blake Remington był kiedy Charlotte Wilson go potrzebowała? Tego nikt nie wie. Przepadł z dnia na dzień, a nikt n...
179K 9.7K 14
Po wszystkim Nick i Jane prowadzą normalne życie. Pobrali się, a niebawem zostaną rodzicami. Ale to nie koniec ich przygód. Demony przeszłości powr...
16.7K 1.2K 23
Druga część Serca Demona. Czy Lea zdoła poznać swoje możliwości i uratować Argona od pisanego mu losu? Jeśli tak, jakie będą tego skutki... #1 Dusza...