(Nie) Chcę Cię Zranić [ZOSTAN...

By czarodziejka2604

3.2M 129K 94.8K

Archer Hale wrócił i dostrzega ogrom zniszczeń, jakie wyrządził podczas swojej nieobecności. Reed DiLaurenti... More

1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
1M
8.
9.
10. + niespodzianki
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
#22
ZAPOWIEDŹ + DODATEK [ R&A THEIR STORY]
23.
24.
25.
26.
27.
28
29.
30
31.
32.
34.+ 2M
35.
36.
37.
38.
39.
40.
41.
42.
43.
44.
45.
46.
47.
48.
49.
50.
51.
52.
53.
54.
55.
56.
ZDEMENTUJMY PLOTKI
57.
58. (+ ogłoszenie)
59.
60.
61.
62.
EPILOG
SPIN-OFF
DODATKOWY ROZDZIAŁ
WYDANIE KSIĄŻKI
OKŁADKA KSIĄŻKI

33.

51K 2.1K 2.3K
By czarodziejka2604

ARCHER POV

Wciąż byłem zły. Cholernie. 

Zatrzymałem samochód na podjeździe, gasząc silnik. Przetarłem zmęczone oczy, wzdychając ciężko. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego Reed nie była już tą samą dziewczyną. Kochałem ją, ale była inna. W jej spojrzeniu królowała obawa, strach i płochliwość, niczym spojrzenie zranionego zwierzęcia. Myślałem, że będę w stanie zmienić jej nawyki a tymczasem stała w miejscu. 
Wyszedłem z samochodu i powoli skierowałem się w stronę domu. Było cicho i wręcz nienaturalnie. Znalazłem brązowooką w salonie, siedzącą na sofie. Odruchowo popatrzyłem na zegarek, uświadamiając sobie że jest już popołudnie a ona wciąż siedzi w piżamie. 

Terapia.

Zagryzłem mocno dolną wargę, opierając się bokiem o ścianę.

To ja powinienem być kimś, kto potrafiłby wyciągać ją z każdego gówna w jakie się wpakowała. 

-Chodź tu- mruknąłem cicho.

Drgnęła, kiedy mój wyprany z emocji głos doszedł do jej uszu. Rozprostowała się, posłusznie okrążając sofę i podeszła do mnie ze spuszczoną głową. 

Z Reed było źle. Widziałem to teraz bardzo dokładnie. Kiedy to się stało? Przecież jej zła passa powinna skończyć się w momencie, kiedy wróciłem. Powinna przestać pić i wziąć się za siebie. Może jej włosy zaczynały być zdrowsze, tak jak jej ciało ale gdzieś w środku  wszystko gniło, podlewane alkoholem i obawami.

-Na prawdę, chcę to zmienić- powiedziała cicho, splatając swoje dłonie jak małe dziecko. 

Wierzyłem jej. Wiedziałem, że jest silna i będzie walczyć. 

Nie zmieniało to jednak faktu, że czułem się z tym fatalnie. Nie potrafiłem sprawić, żeby moja dziewczyna przestała pić. Co to oznaczało? 

Że jej uzależnienie jest silniejsze niż uczucie jakim mnie darzyła. 

-Mówiłem ci, że damy sobie z tym radę.- Odpowiedziałem, przełykając ślinę.- Razem.

Pokiwała głową, dając mi znak że pamięta. 

-Ale nie dajemy sobie rady...z niczym- popatrzyła na mnie załzawionymi oczami, wwiercając się spojrzeniem w moje oczy. 
Stała tak blisko, że czułem jej ciepło ale wydawało mi się, jakby była gdzieś daleko. Gdzieś, gdzie ja nie mogę dotrzeć. 
-Co masz na myśli?- Zapytałem, marszcząc czoło. 

Po jej aksamitnym policzku spłynęła łza. Zaczęła mówić dopiero wtedy, kiedy słona kropla spadła pomiędzy nas. 

-Archer...jesteśmy razem, ale... wciąż osobno. 
Nie wiedziałem o co jej chodzi. Może nie byłem idealnym facetem, ale wydawało mi się że na prawdę się staram. Zwłaszcza, że muszę zadośćuczynić ten poroniony pomysł z wyjazdem do Francji. 

-Wciąż mało co o tobie wiem, o tym co było przede mną, pakujesz się coraz to gorsze akcje, nie robisz nic, żeby zapewnić sobie chociaż namiastkę bezpieczeństwa, za każdym razem kiedy gdzieś wychodzimy, ktoś umiera albo to my o mało nie tracimy życia...-pociągnęła nosem.- Jak mam się nie bać? 

-To co było przed tobą się nie liczy- odpowiedziałem, wyciągając dłoń w jej stronę. 
Spojrzała na mnie bystro, kiedy dotknąłem palcami jej aksamitnego policzka. Chciałem, żeby zrozumiała że jest dla mnie ważną osobą, jednak coś w jej głowie nie mogło tego zrozumieć. Stąd te problemy

-Jesteś ze mną bezpieczna- dodałem po chwili ciszy. 

Pokręciła głową, jakby nie dowierzała. 

-Nie potrafisz zapewnić bezpieczeństwa sobie- mruknęła złośliwie- a chcesz dać ją komuś innemu? 

-Na mnie mi nie zależy- wzruszyłem ramionami. 

Prychnęła, chwytając mój nadgarstek i strąciła moją rękę. Miała zimną skórę ale zaróżowione policzki.

-Ale mi na tobie tak- zmrużyła oczy.- Jeśli tobie się coś stanie, to tak jakby mi się coś stało. 

Zagryzłem wnętrze policzka, patrząc w przestrzeń nad nią. Kłóciliśmy się o coś, nad czym nie mieliśmy żadnej władzy. Owszem, mogłem starać się trzymać ją z daleka od interesu, wynajmować ludzi do obserwowania jej ale to też nigdy nie dawało stu procentowej pewności jednak z założenia, bardzo by pomogło. Ja nie mogłem zrezygnować i musiałem trwać w środku tego gówna. Ale to był mój wybór i musiała zaakceptować tę część mojego życia. 

A moje życie polega na ciągłym ocieraniu się o śmierć i zbieraniu batów. 
-Reed, rozmawialiśmy o tym wiele razy- powoli traciłem cierpliwość.- Nie możesz tyle pić, bo się o mnie boisz. Też się o ciebie martwię ale nie upijam się do nieprzytomności.

-Nie byłam pijana!- Krzyknęła oburzona. 

Westchnąłem ciężko. Wkurwiała mnie jej postawa i miałem ochotę walić głową w mur. Widziała problem tam, gdzie go nie było a tam gdzie był, udawała że nie ma czegoś takiego. 

-Okay, nie byłaś- przewróciłem oczami nie wiedząc już co powinienem powiedzieć. 

-Idę na górę- zakomunikowała i wyminęła mnie. 
-A co z tą terapią?- Przypomniałem sobie jej telefon i powód, dla którego tu przyjechałem. Chciała jakiejś zmiany i uznała, że taka będzie najlepsza ale odkąd tu jestem nie powiedziała o tym nic konkretnego. Odwróciłem się w jej stronę, widząc jak patrzy na mnie przez ramię.
-Chcę zmiany, Archer- odpowiedziała.- Ale proponuję, żebyś ty też się zmienił.

To mówiąc poszła na górę, a ja zostałem sam w cichym salonie. Czułem się jak po wielkiej awanturze i od razu, zacząłem szukać papierosów w kieszeni. Nie obchodziło mnie, że w tym domu nie powinno się palić. Miałem to głęboko w dupie, potrzebowałem nikotyny. Zaciągnąłem się mocno, kopiąc dywan nogą. 

Oddalaliśmy się od siebie i nie było na to złotego środka. 

Za oknem zaczęło się chmurzyć, zwiastując deszcz. Będzie padać, na pewno. Ale po każdym deszczu musi wyjść słońce i wierzyłem, że z czasem z moją dziewczyną będzie lepiej. Telefon w mojej kieszeni zawibrował, kiedy przyszła wiadomość tekstowa.

Diego: Weź Reed i bądźcie tu za dwadzieścia minut.



WILL POV


Dziwnie się czułem, patrząc na Scarlett siedzącą na naszej kanapie i pochłaniającej wzrokiem wszystko co ją otaczało. Zatrzymywała wzrok na każdym meblu i cieniu, jakimi wypełniony był salon. Zmarszczyła czoło, kiedy spojrzała w okno. Rozpadało się na dobre dokładnie wtedy, gdy próg domu przekroczył Archer i Reed. Szli obok siebie, ale jakby osobno. Zielonooki patrzył przed siebie, wychwytując obecność kogoś nowego natomiast dziewczyna, wyglądała jakby wcale nie chciała tu być. Nawet nie dotykali się ramionami, zupełnie tak jakby trwali w jakimś konflikcie. Coś w ich związku musiało się rozpaść, bo zwykle nie mogli oderwać od siebie wzroku a brak jakiegokolwiek kontaktu fizycznego był dla nich nie możliwy.  Teraz wyglądali wręcz jak obcy dla siebie ludzie. DiLaurentis usiadła na końcu sofy, zaplatając swoje dłonie na udach. Ich ciche wejście było tak dziwne i nie typowe, że wszyscy zamarli. Nawet Isabel, która potrafiła trajkotać o niczym siedziała z lekko uchyloną buzią. Kiedy wzrok Izzy i Reed skrzyżował się, nawiązała się między nimi dziwna nić porozumienia. Zupełnie tak, jakby rozmawiały ze sobą nie mówiąc nic. 

-Skoro jesteśmy już wszyscy- odchrząknął Diego.- Scarlett, powinienem ci podziękować za pomoc Willowi. 

Założyłem ręce na piersi, mrużąc oczy. Nie podobało mi się, że wciągają ją w ten świat ale jakby nie patrzyć, była w nim od dawna. 

-Drobiazg- odpowiedziała lekko, przejeżdżając palcem po zakurzonym laptopie. Potarła dwa palce o siebie, żeby pozbyć się z nich kurzu i posłała mi uśmiech z rodzaju tych, mówiących "wszystko jest okej, nie wiem o co ci chodzi". 

-Ryan mówił, że potrafisz włamać się praktycznie wszędzie- zaczął Matt rzeczowo, pochylając się do przodu. Musiał przy tym przestać obejmować Isabel, która stukała palcem wskazującym w policzek. Jej mieniące się brązem powieki, przyciągały wzrok każdego. 

-Nazwijmy to jakoś inaczej, bo kiedy tak mówisz, czuję się dziwnie- zaproponowała, otwierając sprzęt.- Ale tak, potrafię. 

Spojrzała znad laptopa na Wooda, który również odwzajemnił jej spojrzenie. Zagryzła dolną wargę, przyciskając odpowiedni przycisk. Potem zerknęła na włączony już, drugi laptop którego zwykle używamy do namierzania. Miałem wrażenie, że porównuje obydwa i zastanawia się, jak wykorzystać ich możliwości. 

-Potrzebujemy cię Scarlett- powiedział twardo Diego.- Mam nadzieję, że to rozumiesz. 

Pokiwała głową, podwijając rękawy czarnej bluzy. Uwielbiała je i posiadała chyba wszystkie możliwe kroje i kolory. Nie, żebym jakoś specjalnie zwracał na to uwagę.
-Rozumiem- zapewniła.- Czego konkretnie potrzebujecie? 

-Na początek, dobrze by było dostać się do akt ostatnich wydarzeń- westchnął Mike, pocierając obolały bark. 

-Sprawdzić wszystkich, którzy będą mieli w tym udział- podłapał Archer rzeczowo. 

Reed nawet nie zareagowała na dźwięk jego głosu. 

-Łatwizna- mruknęła zadowolona zaczynając swoją pracę.- Mogę coś powiedzieć? 

-Czemu nie- Diego wydawał się w miarę uspokojony. 

-Dlaczego trzymaliście tak dobry sprzęt w piwnicy?

Na to pytanie nikt nie chciał odpowiadać. Nawet Ryan zrobił niewyraźną minę a przecież jego, obchodziło to chyba najmniej.
-Nie miał kto się tym...zająć- odpowiedział Cross po paru chwilach. 

Mijały minuty. Scarlett zapatrzona w ekran, kompletnie się od nas odłączyła i nie reagowała nawet na nerwowe kroki Marrero. Chodził jak z piórkiem w dupie i jeśli wcześniej myślałem, że się odprężył teraz zmógł go stres ze zdwojoną siłą. 

Mike gapił się w telefon, zerkając za okno. Izzy, nerwowo szeptała coś do Matta, który tylko kiwał głową. Ryan spoglądał na Fanning tak, aby nikt nie widział tych spojrzeń natomiast Archer, zaczął rozmawiać z Diego o jego nerwicy. 

-Masz coś?- Zainteresowałem się, chcąc mieć jakiś wkład w to co się działo. 

Potajemnie liczyłem, że jej umiejętności okażą się za mało wystarczające i będę mógł odwieźć ją do domu, zapewniając że nigdy już nie będzie musiała dla nas pracować. Jeśli jej się uda, obawiam się że będzie wręcz traktowana jak swoja a konsekwencje, mogą być opłakane.

-To nie film, Will- odpowiedziała, namiętnie stukając w klawiaturę.- To będzie trochę trwać. 

Po pięciu minutach Scarlett spięła włosy w luźnego kucyka i rozprostowała ręce z tryumfalnym uśmieszkiem.  

-Znalazłam.
Salon ożywił się a atmosfera nagle zawrzała. Każdy wyczekiwał tego, co nam przekaże. 

-Cholera...- przeklęła po chwili a jej oczy spochmurniały. 

Deszcz bębnił o szybę z coraz większą siłą. To nie był zwykły deszcz. To była ulewa.

-Co się stało?- Zainteresował się Mike, widząc że dziewczyna zaczęła nerwowo stukać w klawiaturę. 

-Scarlett?- Odezwał się Diego, siadając obok niej. Zmarszczył czoło, obserwując ekran. 

-Co się dzieje?- Teraz odezwał się Ryan. 

Dziewczyna wzięła głęboki oddech i popatrzyła na mnie, jakby chciała rozmawiać tylko ze mną.

-Tych akt nie ma w bazie- zakomunikowała.- Nie dam rady zobaczyć czegoś, co nie zostało wprowadzone do systemu. 
-Kurwa!- Diego zaklął siarczyście, stukając palcami w stół. 

-Jak to nie ma w systemie?- Zdziwił się Archer.
-To normalne- westchnął Ryan.- Nie wszystkie akta są w bazie, właśnie przez takie osoby jak my. Te bardziej strzeżone, są tylko w wersji papierowej. 

-Dlaczego akurat te, miały by być bardziej strzeżone?- Zaciekawiła się Izzy. 

Cross spojrzał na nią ostro, ale ta wcale się nie zraziła. Chociaż doskonale wiedziała, że może tylko słuchać i o nic nie pytać coraz częściej łamała te zasadę.

-Dobre pytanie- czarnowłosy ścisnął nasadę nosa, oddychając ciężko. 
-Czekajcie...- Scarlett zapatrzyła się w jeden punkt i z szybkością karabinu maszynowego, zaczęła ponownie stukać w klawiaturę. 

Hale spojrzał na mnie pytająco, ale nie wiedziałem o co mu chodzi. Ja też chciałbym wiedzieć w co gra w związku z Reed, ale widzę że ich rozgrywka jest prowadzona z dwóch stron. 

-Dziwne- mruknęła po paru minutach.- Tydzień temu na konto bankowe policji wpłynęła spora suma pieniędzy z zagranicznego konta- w tym momencie spojrzała po kolei po każdej osobie w tym pomieszczeniu- należy do Lory Reinhart. 

Zdumiałem się. Archer obok mnie wstrzymał oddech a Reed w końcu zainteresowała się czymś innym niż swoje ręce. Wymieniła znaczące spojrzenie z O'Connorem, który zaraz potem spojrzał na Wooda. 

-Lora Reinhart?- Powtórzył pytająco Diego.

-Gdzie pojawia się to nazwisko, tam nigdy nie ma przypadku- powiedziałem, chociaż wolałbym nic nie mówić. 

Ciemnowłosy wstał i uraczywszy nas twardym spojrzeniem zakomunikował. 

-Scarlett, sprawdzisz to- teraz popatrzył na nią a jej wzrok wyrażał gotowość do pracy.- Wszystko co możesz z tego wyciągnąć, chcę widzieć na swoim biurku, jasne? Wszystkie kontakty, znajomości, rejestr połączeń...cokolwiek, co uznasz za przydatne.

-Daj spokój, Diego- zaoponowałem.- Co może z tego wyciągnąć? Daj jej spokój. Sami damy sobie z tym radę. 
-Will...-zaczęła dziewczyna, ale umilkła kiedy uciszyłem ją jednym gestem. 

Oczy wszystkich skierowały się na mnie. 

-Nie damy sobie rady sami- odpowiedział mi, przekrzywiając lekko głową.- Chyba, ze w tej pierdolonej sekundzie zajmiesz jej miejsce i zapewnisz mnie, że wiesz co robisz. 

-Nie będziesz jej wciągał do tego interesu!- Prychnąłem. 

Jego ciemne oczy błysnęły niebezpiecznie, ale rysy twarzy złagodniały.
-Scarlett, skarbie... chcesz dla nas popracować?- Zapytał spokojnie, czarując ją swoim spojrzeniem.- Pomożesz nam wszystkim a my zapewnimy ci odpowiednie warunki. Co ty na to?

Wiedziałem, że Fanning się nie zawaha. Kurwa, wiedziałem że nie odmówi i to wkurwiało mnie najbardziej. Nie wiedziała w jakie gówno się pakuje.

-Chcę- odpowiedziała.- Niestety, to zajmie mi parę godzin jednak dowiem się wszystkiego, co możliwe. Potrzebuję tylko dobrego miejsca, ciszy i herbaty- rozciągnęła usta w niewinnym uśmiechu i założyła luźny kosmyk za ucho. 

-Możesz zostać tutaj- zapewnił.- Moi chłopcy ci pomogą, prawda Will? 

-To nie dorzeczne Diego- wkurzyłem się.- Nie możesz jej o to prosić! 

-Mogę ją poprosić, stary- zaśmiał się odrobinę złośliwie.- A ona może mi odmówić, ale jak widzisz nie zrobiła tego. Dyskusję uważam za zamkniętą. 

Miałem ochotę w coś uderzyć, ale nie miałem konkretnego celu. 
-Skoro to sobie wyjaśniliśmy- kontynuował.- Możecie się rozejść. Mój gabinet jest tam- wskazał palcem drogę, a wzrok dziewczyny podążył w tym kierunku.- Nie przeszkadzajcie jej a w razie potrzeby, pomóżcie. 

Wszyscy pokiwali głową. Matt oraz Isabel zniknęli na schodach, Reed wraz z Archerem również, jednak nawet nie uraczyli się jednym spojrzeniem. Ryan kiwnął głową, oznajmiając że idzie pracować w piwnicy co wiązało się z naszym układem względem niego a Mike, wystrzelił jak z procy, gnając do garażu. Potrzebowałem się wykąpać, zapalić i napić się czegoś mocniejszego. 

Chciałem zmyć z siebie poczucie winy, zamaskować zapach złości tytoniem i uciszyć te wszystkie ciche głosy, które skrzeczały w mojej głowie. 



MIKE POV



Yvette: Parking na Perth Street.


Ta jedna wiadomość chciała rozpieprzyć mój umysł. Po jakiego chuja, ta dziewczyna stała tam w takim deszczu? Pada już jakieś pół godziny i jeśli ta mała wariatka, chce się rozchorować to prosta ku temu droga! Pomimo śliskiej nawierzchni, pędziłem przez miasto a wycieraczki nie nadążały zbierać natarczywych kropel. Chujowa pogoda doskonale odzwierciedlała to, jak wyglądało w tej chwili moje życie. 

Lora musiała w tym wszystkim maczać palce, teraz już to wiedziałem. Mieliśmy przejebane i obawiam się, że nawet taki domniemany geniusz w postaci Scarlett nie na wiele się nam przyda. Być może, jest już za późno. 

Kiedy dojechałem w wyznaczone miejsce, zobaczyłem ją stojącą pod starym budynkiem. W szortach i bluzie, trzęsła się z zimna a długie blond włosy przylepiały się do jej karku i policzków. Zahamowałem ostro, dodatkowo rozchlapując kałużę wody.

-Kurwa- przekląłem, widząc jak odskakuje w panice by po chwili otworzyć drzwi i wsiąść do środka, zostawiając za sobą mokre ślady. 

Ściągnęła drżącymi rękami kaptur i pociągnęła nosem. Miała czerwone i podkrążone oczy, więc krople na jej policzkach to wcale nie był deszcz. Płakała nawet teraz, widziałem po drżących ramionach i próbach złapania oddechu. 
-Pojebało cię?- Opieprzyłem ją. 

Sam nie wiedziałem, czy bardziej z powodu jej głupoty czy z faktu, ze ubłoci mi mojego Jeepa. 

-Uciekłam, Mike- pokręciła głową.- Nie mogłam tam być, przepraszam. 

Zmarszczyłem czoło. 

-Uciekłaś z domu?- Zapytałem. 
Przytaknęła, chowając twarz w dłoniach i rozpłakała się na dobre. Nie wiedziałem, co powinienem zrobić. Kiedy przy mnie płakała, zawsze czułem się jak piąte koło u wozu bo nie potrafiłem odpowiednio zareagować. 
-Yvett...- powiedziałem, tym razem ściszając głos. Chwyciłem jej nadgarstek, odciągając dłoń od twarzy.- Wszystko w porządku? 

-Nie- zaprzeczyła. 

Spojrzałem na przednią szybę, przez która nie było nic widać z powodu obfitego deszczu. Włączyłem ogrzewanie, by trochę rozgrzać blondynkę. Przyjęła ciepłe powietrze z wyraźną ulgą, nachylając się tak aby być bliżej nawiewu. 

-O co chodzi?- Zapytałem.

Spojrzała na mnie tak smutnym i przerażonym wzrokiem, że aż ścisnęło mnie w żołądku. Przełknąłem głośno ślinę, obserwując jej błyszczące oczy. 

-Bałam się-wyznała cicho.- Dalej się boję, ale proszę...nie mówmy o tym.

Musiałem jej ulec chociażby z tego powodu, że teraz było ważne coś zgoła innego. Musiała się rozgrzać, ponieważ z całego jej ubrania kapało. 

-Mam dla ciebie dobrą i złą informację, Yvette- uśmiechnąłem się lekko.- Dobra jest taka, że tu nie musisz się bać ale zła...musisz się rozebrać, blondyneczko. 

Jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki. Teraz patrzyła na mnie z niedowierzaniem a z jej rzęs, spadła ostatnia kropla. 

-Nie rozbiorę się!- Pisnęła wysoko a jej plecy mocno przywarły do drzwi.- Nie ma takiej opcji! Rozumiesz!?

-Nie o to mi chodzi- zaprzeczyłem, wbrew sobie.- Masz mokre ubrania, Yvette. Nigdy się nie rozgrzejesz będąc w przemoczonych ciuchach. Wejdź na tylną kanapę i ściągnij wszystko, co masz na sobie, jasne? 

-Nie ma mowy!- Zaprotestowała, ciasno przytulając ręce do siebie. 

Wyłączyłem ogrzewanie a potem silnik. 
-Zaraz zrobi się tu zimno a ty zamarzniesz w tych ciuchach. Popatrz jakie masz ręce, twój nos wygląda jak u Rudolfa...jest tam koc, możesz się przykryć. Nie będę podglądał. 

-Wozisz ze sobą koc?- Zdziwiła się, robiąc dziwną minę.
-Evi, nie zawsze daje mi koc w motelu- mrugnąłem do niej, rozsiadając się w fotelu. 

Wahała się, widziałem to. Po dłuższych namowach wykonała moje polecenie i przedostając się na tylną kanapę, rozciągnęła koc i przykryła się brązowym materiałem. 

-Musisz ściągnąć ubranie- przypomniałem, zerkając w tylne lusterko.

Jej twarz ozdobił prześmiewczy grymas. 
-Nie dam ci tej satysfakcji, O'Connor- prychnęła.

Zaobserwowałem, jak pod kocem ściąga szorty dbając o to, bym nie zauważył ani skrawka jej ciała. 

Cnotka. 

Jensowe spodenki wylądowały obok niej. Ścisnęła je, wzdrygając się kiedy zaczęła kapać z nich woda. 

-Dla twojej informacji, Mike- powiedziała.- Zostaję w bieliźnie. 

Ucichnąłem się, kręcąc głową. Wystarczyło by parę ruchów, żeby pozbyć się i tego ale nie powiedziałem tego na głos. Zamiast tego, oparłem rękę na podłokietniku i przeczesałem sowje włosy.

-Cholera! Zostawiłam pod ścianą plecak...

No nie... tego już kurwa było za wiele. Odwróciłem się w jej stronę, gromiąc ją wzrokiem. Chociaż się nie odzywała, wiedziałem że to ja będę musiał po niego wyjść.

-Zabiję cię- mruknąłem po czym otworzyłem drzwi. 

Deszcz momentalnie zmoczył moje włosy, strugi wody przedostały się za koszulkę, sprawiając że ciemno zielony materiał pociemniał jeszcze bardziej. Zmrużyłem oczy, starając się dostrzec plecak o którym mówiła. Nic takiego nie widziałem i zanim dotarło do mnie, że mnie wrobiła byłem już przemoczony. Wróciłem wkurwiony do samochodu i zatrzasnąłem głośno drzwi. 
-Tam nie ma żadnego pierdolonego plecaka- warknąłem, obracając się do niej. 

Spojrzała na mnie niewinnie, podsuwając koc wyżej pod brodę. Uśmiechnęła się niewinnie, przymykając oczy. Jej długie rzęsy rzucały cień na blade policzki, a mokre włosy odgarnęła tak by jej nie przeszkadzały. 

-Nie ufam ci na tyle, by się przy tobie rozbierać- powiedziała, zerkając na swoje ubrania obok. 

-Kurwa...- przekląłem.- Przesuń się. 

Zanim wypełniła moje polecenie, przedostałem się na tył, siadając obok. Sprawnym ruchem ściągnąłem koszulkę i odrzuciłem ją na bok. Wzrok dziewczyny objechał mój tors i wszystkie mięśnie, które pod wpływem tego ruchu wyprężyły się. 

-Masz tatuaże?- Zapytała cicho, rumieniąc się. 

-A ty moja droga masz problem- pominąłem jej pytanie, starając się by mój zachrypnięty głos wywołał ciarki na jej ciele.- Przez ciebie jestem przemoczony, tak samo jak ty i muszę wyciągnąć z tego konsekwencje- Pochyliłem się nad jej uchem, chuchając ciepłym powietrzem.- Wiesz, że nic nie rozgrzeje tak, jak ciepło ciała drugiej osoby? 



======

Szkoła, do której chodzę od tygodnia męczy od poczatku ;-;

Nie jestem w stanie wyrobić się tak jak bym chciała, więc i rozdziały pisane na raty pojawiają się rzadziej :( 

W następnym rozdziale wyjaśnię kwestię Scarlett, to nie tak że zapomniałam. Będzie dokładnie wyjaśnione, ale jeszcze muszę potrzymać was w niepewności :D 

Pokochaj mnie, pojawi się na dniach! :* 

Nie pytajcie o kolejne rozdziały... mam do przeczytania "Lalkę", do ogarnięcia Illustratora, funkcję kwadratową oraz powtórki z angielskiego i geografii.

Maraton przede mną, zwłaszcza że w kolejny weekend baluję na weselu kolegi! ;3 

Pozdrawiam serdecznie! <3 









Continue Reading

You'll Also Like

1.6M 45.3K 45
POPRAWIONE ROZDZIAŁY 15/44 „Szef mafii i jego przyrodnia siostra" W wieku osiemnastu lat Orabella Martinez straciła ojca, a kontakt z matką był znik...
254K 4.8K 27
Molly przeprowadza się do brata i zastaje tam jego przyjaciela który będzie z nimi mieszkał. Jak potoczy się ich historia? Tego dowiecie się czytając...
91.1K 4.9K 26
#𝟏 𝐃𝐘𝐋𝐎𝐆𝐈𝐀 𝐄𝐃𝐄𝐍 Emmanuel Cartier wraca do Rockville i dołącza do grona uczniów tamtejszego liceum, by zniszczyć tych, co przed laty naraz...
2.8M 20.3K 6
„Takich jak my, wszechświat jeszcze nie odkrył." 1 część trylogii "Secret" ~09.12.2020. - 15.06.2021~ Dziękuje za okładkę: @velutinae