(Nie) Chcę Cię Zranić [ZOSTAN...

By czarodziejka2604

3.2M 129K 94.8K

Archer Hale wrócił i dostrzega ogrom zniszczeń, jakie wyrządził podczas swojej nieobecności. Reed DiLaurenti... More

1.
3.
4.
5.
6.
7.
1M
8.
9.
10. + niespodzianki
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
#22
ZAPOWIEDŹ + DODATEK [ R&A THEIR STORY]
23.
24.
25.
26.
27.
28
29.
30
31.
32.
33.
34.+ 2M
35.
36.
37.
38.
39.
40.
41.
42.
43.
44.
45.
46.
47.
48.
49.
50.
51.
52.
53.
54.
55.
56.
ZDEMENTUJMY PLOTKI
57.
58. (+ ogłoszenie)
59.
60.
61.
62.
EPILOG
SPIN-OFF
DODATKOWY ROZDZIAŁ
WYDANIE KSIĄŻKI
OKŁADKA KSIĄŻKI

2.

84.7K 3.4K 2.4K
By czarodziejka2604

Archer wjechał na naszą ulicę w West Richmond Falls a mnie ścisnęło w sercu. To tak, jakbym nie widziała domu przez wiele lat i zaczęła przypominać sobie wszystkie lata, jakie tu spędziłam. Ale to dziwne uczucie było spowodowane czymś innym. Kiedy stąd wyjeżdżałam, byłam święcie przekonana, że uciekam od wszystkiego co wiązało się z zielonookim. Myślałam, że już mnie zostawił, że mnie nie potrzebuje i już zapomniał. A teraz, kiedy tu wracam, okazuje się że grubo się myliłam. Wracaliśmy razem. Po paru sekundach zatrzymał pojazd na podjeździe. Kiedy tylko to zrobił w drzwiach stanęła moja mama. Ruszyłam pędem ku niej, wtulając się mocno w matczyne ramiona. Tęskniłam za nią. 

-Cześć córeczko- przywitała się, jeszcze mocniej mnie przytulając.- Jak podróż?

Wdychałam jej zapach, który towarzyszył mi od narodzin. Jej blond włosy, spięte były z tyłu głowy a złota obrączka mieniła się w słońcu. Jej radosny głos i uśmiech, zaczęły mi się udzielać.
-Dobrze- westchnęłam, niechętnie ją puszczając.- Adam jest w domu?

Pokręciła przecząco głową. 

-Praca- powiedziała i zerknęła przez moje ramię. 

Przez jej twarz przeleciał dziwny cień, kiedy zauważyła z kim przyjechałam. Przestąpiłam z nogi na nogę, słysząc jak Archer zamyka bagażnik i kładzie moje walizki na żwirowanym podjeździe. Wiedziałam, że się tego nie spodziewała. Założyła ręce przed siebie, opierając się o framugę. 

-Przywiózł cię?- zapytała cicho, poważniejąc. 
-Tak- zgodziłam się, czując jak pocą mi się ręce. 

W tej chwili Hale stanął obok mnie. Ledwo stykaliśmy się ramionami, kiedy ta dwójka mierzyła się spojrzeniami. Jeśli miałam wcześniej chociaż trochę nadziei, to własnie umarła w tej chwili. 

Może Jennifer nie przyznałaby się do tego, ale wiedziałam że nie przepada za przybranym synem. Ma do tego prawo, biorąc pod uwagę wszystkie złośliwości jakie nam wyrządził. 
-Wejdźcie- powiedziała w końcu, przenosząc swoje spojrzenie na mnie.- Na pewno jesteście zmęczeni.

Dom nie zmienił się tak bardzo, jak wtedy gdy opuszczałam go rok temu. Wszystko stało na swoim miejscu, nawet rośliny. Moja mama zawsze miała dryg do kwiatów i pod jej czułą opieką, potrafiły przetrwać latami.  Ja ususzyłabym nawet kaktusa. 

-Na pewno jesteście głodni- zawołała z kuchni.- Zrobiłam spaghetti. Chcecie?

Już miałam powiedzieć, że nie. Przecież jadłam śniadanie w Nowym Yorku i wciąż czułam jego słodki smak w przełyku. To były najlepsze naleśniki jakie jadłam, nawet jeśli pochodziły z knajpki na rogu ulicy. 

-Zjemy- odpowiedział Archer, spoglądając na mnie rzeczowo.

To miał być ten wzrok, który oznajmiał, że nie ma mowy o sprzeciwie. Chłopak zostawił moje walizki w korytarzu i chwytając mnie za łokieć, poprowadził do pomieszczenia gdzie stały już dwa parujące talerze. Pachniało ładnie, ale wciąż nie byłam na tyle głodna, żeby móc to zjeść. Skrzywiłam się lekko, jednak szybko zastąpiłam ten grymas lekkim uśmiechem. Usiadłam na krześle, zaczynając bawić się widelcem i długimi nitkami makaronu. 

-Stęskniłam się za tobą, kochanie- mama cmoknęła mnie w czubek głowy, stawiając przede mną szklankę soku. Zaczęłam czuć się jak mała dziewczynka, której wszyscy usługują, bo sama nie daje rady. 
-Ja też- przyznałam.

-Opowiadaj- zachęciła, ignorując obecność Archera.

Usiadła obok, lekko odwracając się plecami do zielonookiego, który w spokojnym tempie jadł swoją porcję. Nie spodobało mi się to, ale nie chciałam popadać w paranoję. Przecież nie zrobiła tego specjalnie, po prostu z przyzwyczajenia usiadła tak a nie inaczej.

-To ty opowiadaj- rzuciłam.- Przecież wszystko mówiłam ci przez telefon.

Roześmiała się.

-Ale tutaj, nie działo się nic ciekawego- westchnęła.- Bez ciebie, to już nie to samo. 

-Przecież nie zniknęłam na zawsze- przewróciłam oczami.- To tylko studia. 

Klasnęła w dłonie, jakby przypomniała sobie o czymś ważnym, właśnie w tym momencie.

-Właśnie!- poderwała się.- Mam coś dla ciebie. 

Po czym wybiegła z kuchni i zniknęła gdzieś w głębi domu. Spojrzałam na chłopaka przede mną, który patrzył w mój talerz. Dopiero po chwili spojrzał mi w oczy, twardym i poważnym spojrzeniem.

-Zjedz to- powiedział. 

-Nie jestem głodna- odpowiedziałam, zgodnie z prawdą. 

-Masz to zjeść- warknął, zaciskając palce na widelcu. 

Jedno się nie zmieniło. Zmienny humor Archera Hale. To chyba tak oczywiste, jak teoria heliocentryczna albo coś równie oczywistego. 

-Nie wmuszę tego w siebie- sprostowałam.
-Ostatni raz jadłaś rano- zauważył, odchylając się na krześle.- Jest po drugiej. 

Zacisnęłam mocno usta, po czym powoli je rozluźniłam. Wiedziałam, do czego to zmierza i wolałam tego uniknąć, jednak nie wiedziałam czy mi się uda. 

-Zjem, jak zgłodnieję- uśmiechnęłam się sztucznie.

Nie cierpię, kiedy traktuje mnie jak dziecko, jak kogoś kto nie umie o siebie zadbać. Nie jestem dziewczyną, której trzeba ze wszystkim pilnować, wyręczać i Bóg wie co jeszcze. Dam sobie radę z takimi rzeczami jak jedzenie czy ścieranie kurzu. 
-Reed...-zaczął nieprzyjemnym tonem, ale urwał, kiedy wróciła moja rodzicielka.

Byłam jej za to wdzięczna, bo nieświadomie zażegnała wiszący w powietrzu konflikt.

-Mam- ucieszyła się, niosąc małe pudełeczko.- To dla ciebie.
Wręczyła mi opakowanie z ekscytacją. Zerknęłam na nie niepewnie, nie wiedząc co to może być. No i dlaczego? Okej, miałam niedawno urodziny, ale z tego co pamiętam wysyłała mi kartkę i zdecydowanie tyle wystarczyło. 

-Co to?- zapytałam, jeżdżąc palcem wskazującym po fakturze pudełeczka. 

-Otwórz- zachęciła mnie. 

Wyglądała, jak szczęśliwe dziecko, które za chwilę otworzy prezent. Z tym, że ta rola przypadła mnie. Uchyliłam wieczko, oglądając śliczny, złoty wisiorek. Był w kształcie czterolistnej koniczyny. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom.

-Mamo- westchnęłam, odkładając podarunek na stół i obejmując ją za szyję.- Dziękuję! 

-Na szczęście- zaśmiała się, gładząc moje plecy.- To za udane zakończenie pierwszego roku!

Roześmiałam się. Przez następne dwie minuty oglądałam prezent, zaznaczając że nie był wcale potrzeby. Podsunęłam wisiorek w stronę mojego chłopaka, który właśnie kończył jeść swoją porcję i z naburmuszoną miną, patrzył na mój talerz.

-Ładne, prawda?- uśmiechnęłam się łagodnie.

Mam nadzieję, że jego odpowiedź będzie na poziomie. Bardzo chciałabym, żeby przed wyznaniem prawdy, mama zobaczyła że On nie jest taki zły jak go pamięta. Chłopak spojrzał na moją wysuniętą dłoń. 
-Tak- wzruszył ramionami, jakby był obojętny. Nawet moja rozanielona twarz, nie sprawiła, że się uśmiechnął.- Będziesz musiała ściągnąć pierścionek.

Cały humor uleciał ze mnie w jednej sekundzie. Zacisnęłam dłoń na wisiorku i oparłam o blat stołu. Fakt, że nosiłam jego podarunek na szyi a nie na palcu, nie jest przypadkowy. Pierścionek wciąż spadał z mojego palca, pomimo że pierwotnie był dobry. Nigdy jednak nie miałam zamiaru się go pozbywać i dlatego wpadłam na ten pomysł. 

-O!- ucieszyła się moja mama.- Wciąż masz ten pierścionek, który znalazłaś?- dotknęła przedmiotu, obracając go. Jego kryształki błyszczały i mieniły się pięknie.- Nie codziennie znajduje się takie ładne rzeczy na chodniku. No ale teraz, masz już prawdziwy wisiorek, więc możesz go nosić na palcu.

-Jest za duży- przypomniałam, uśmiechając się sztucznie. 

-To może na mnie będzie dobry?- zaproponowała. Od zawsze się jej podobał. 

Krzesło naprzeciwko mnie zaszurało. Kiedy spojrzałam w tamtą stronę, zobaczyłam Archera który zdecydowanym krokiem opuszczał pomieszczenie. 



****

Drzwi ustąpiły z łatwością, kiedy lekko ją pchnęłam. Tak jak myślałam, chłopak siedział w swoim dawnym pokoju i palił papierosa, wypuszczając dym przez otwarte szeroko okno. Światło słoneczne oświetlało całe wnętrze. Było takie, jak zawsze. Jakby nikt go nie zamieszkiwał. Taka była prawda. Archer jest tutaj pierwszy raz od dwóch lat, bo nawet kiedy wrócił do Ameryki nie chciał widzieć na oczy ani tego domu ani jego mieszkańców. Nawet nie zwrócił na mnie uwagi, kiedy do niego podeszłam. Westchnęłam głęboko, opierając się czołem o jego ramię.

-Wszystko okej?- zapytałam, chociaż widziałam po jego spiętych mięśniach i zaciśniętej szczęce, że nie jest w porządku.

-Jasne- odpowiedział tylko, mocno zaciągając się nikotyną. Odwrócił głowę, obserwując przestrzeń za oknem. 
Objęłam go lekko w pasie, czując jak jest spięty. 

-Przecież widzę- popatrzyłam na niego.

-To po co pytasz, skoro widzisz?- mruknął, ponownie wkładając fajkę do ust. 

Zmarszczyłam brwi, obserwując jak wchodzi w stan obojętności. Zawsze tak robił, kiedy coś działo się nie po jego myśli. To albo porządna awantura. 
-Nie o o chodzi- odpowiedziałam.
-No to o co chodzi?- odwrócił głową w moją stronę, a jego zielone oczy pociemniały. 
Zaplotłam ręce na piersiach. Ta rozmowa zmierzała w złym kierunku i na prawdę nie chciałam dać się sprowokować. 
-Po prostu mi powiedz, co cię gryzie- odpowiedziałam spokojnie, mocno wpijając palce w swoją skórę. 

Pokręcił głową, wyrzucając peta przez okno. 

-Chłopaki chcą, żebyśmy przyjechali- powiedział po paru długich sekundach.- Jedziesz?

Mistrz szybkiej zmiany tematu, powraca. Zagryzłam lekko wargę. 

-Tak- odpowiedziałam.- Ale najpierw mi powiedz, co cię do cholery ugryzło!?

W połowie swojej wypowiedzi podniosłam głos, bo ta sytuacja coraz bardziej mnie irytowała. 

-Serio Reed?- uśmiechnął się krzywo.- Znalazłaś to- wskazał na moją klatkę piersiową palcem- na chodniku? Świetnie. 

-Na prawdę o to ci chodzi?- zapytałam z niedowierzaniem.- A nie wiesz może, co miałam jej powiedzieć o pierścionku, który noszę a na którego musiałabym oszczędzać co najmniej parę lat!? 

-Kurwa, cokolwiek- burknął.
-Nie mogłam powiedzieć, że jest od ciebie- zaoponowałam.

-Może gdybyś to zrobiła, nie stresowałabyś się teraz tym, że jeszcze o nas nie wie- rzucił, mocno zaciskając zęby.- Najlepiej, jej go oddaj.
Pokiwałam głową. Na prawdę nie wierzyłam, że kłócimy się o taką pierdołę. 
-Nie oddam- westchnęłam ciężko.- Nie mam zamiaru. Będę go nosić, tak jak chciałeś. Razem z wisiorkiem od niej. Jedno nie wyklucza drugiego.

-Noś go na palcu, będzie wygodniej- zaśmiał się gorzko. 

-Spadnie- warknęłam, wiedząc do czego zmierza.

-Więc zacznij jeść- odpowiedział, mrożąc mnie swoim lodowatym spojrzeniem.

-Nie byłam głodna- unikałam patrzenia w jego oczy.

-Ty nigdy nie jesteś głodna- zauważył.- Gdybym cię nie pilnował w ogóle byś nie jadła.

Zacisnęłam mocno oczy, licząc powoli do trzech. Musiałam się względnie uspokoić, zanim powiem parę słów za dużo, których mogłabym potem żałować. Słowa wypowiedziane pod wpływem gniewu, potrafią dogłębnie zranić. Chciałam tego uniknąć, bo niektórych zdań nie da się wybaczyć. 
-Nie rozumiesz- wyszeptałam tylko .- To nie jest takie proste...
Przez chwilę się nie odzywał. Oddychał przez usta, podczas kiedy moja broda zaczęła lekko drżeć. Wracały wszystkie wspomnienia. Huk głośnej i natarczywej muzyki, oślepiające stroboskopowe światła, dudniące ściany, tłum ludzi, gorące powietrze i spocone ciała, wijące się na parkiecie, barowa lada i kolejka za kolejką. I tak co parę dni, przez prawie rok. W przerwach puszki po piwie walające się po mieszkaniu, za każdym razem kiedy coś szło nie tak. Coraz mniej czasu, żeby cokolwiek zrobić i jakoś o siebie zadbać. Wszystkie przepłakane noce, kiedy bezsilnie zagryzałam poduszkę, czując rozdzierający ból w sercu.
-To pozwól mi zrozumieć- odpowiedział, chwytając mnie za ramiona. Jego usta wylądowały na moim czole, ale to nie pomogło. 
To wciąż bolało. 



***



Kiedy trochę się uspokoiłam i pogadałam z mamą na niezobowiązujące tematy, Archer oświadczył że jedzie do kumpli i jeśli chcę, podrzuci mnie do Isabel. W rzeczywistości, cała ta gromada miała pojawić się w jednym mieszkaniu. Moja rodzicielka była lekko zdziwiona tą propozycją, ale wkrótce potem cieszyła się, że odnowię kontakt z dawną znajomą. Jeszcze nie wie, jak bardzo zdziwi się na kolacji. 

W samochodzie panowała przyjemna atmosfera. Starałam się jakoś bardzo nie denerwować, co znacznie ułatwiał mi zielonooki obok mnie. Pozwolił mi wybrać stację radiową, dzięki czemu w samochodzie nie było już tak przeraźliwej ciszy. Muzyka grała cicho, ale było to lepsze niż słuchanie warkotu silnika. Jego dłoń, zataczała koła na moim udzie i nawet pomimo faktu, że miałam na sobie legginsy przechodziły mnie przyjemne dreszcze. Przymknęłam oczy wdychając ciepłe powietrze, wpadające przez uchylone okna. 
-Nie martw się- pocieszył mnie.- Nie ma czym.

-Uważam inaczej- zerknęłam na niego. 

W skupieniu prowadził samochód, przemierzając ulice miasta. Na jego twarzy gościł lekki, dwudniowy zarost. Miałam ochotę poczuć go pod palcami, by w przyjemny sposób drażnił moją skórę. 
-Gdyby nie chcieli cię widzieć, to by tego nie proponowali- zauważył.

-Odcięłam się od nich, pomimo tego, że bardzo starali się o to, abym mogła dostać się na te studia. A kiedy wyjechałam, zachowywałam się, jakbym o tym zapomniała. Zwłaszcza w stosunku do Matta i Isabel. Nie rozmawiałam z nimi od września, mimo że pisali i dzwonili do mnie. 
-Zrozumieją- posłał mi swój czarujący uśmiech. To nieprawdopodobne, że jeszcze godzinę temu miał zły humor i się złościł. 

Odwzajemniłam ten gest. Po paru minutach, byliśmy na miejscu a ja poczułam jak robi mi się gorąco. Zaczęłam się mimowolnie denerwować. Pot spływał po moim karku, serce przyśpieszyło a w żołądku, poczułam nieprzyjemny skurcz. Chłopak splótł nasze palce i zaczął prowadzić do środka a z każdym krokiem było mi coraz ciężej. Musiałam skonfrontować się tym, co zepsułam i było mi z tym źle. 

W całym domu panowała cisza i przez chwilę myślałam, że nikogo nie ma. Jednak kiedy stanęłam pośrodku salonu, zaczęły dochodzić do mnie dźwięki z ogrodu. Pomimo, że je słyszałam to przestałam je rozumieć. Moja czaszka pulsowała, pod wpływem okropnego wspomnienia związanego z tym miejscem.


-A-Archer jest z tobą?- przeszłam od razu do konkretów.

Pokładałam w tym wszelkie możliwe nadzieje, czując rosnący entuzjazm, który opadł wraz z jednym słowem, wypowiedzianym przez Diego.

-Nie- zaprzeczył cicho. 

Zrobiło się niezręcznie, a cisza jaka tutaj panowała, tylko to potęgowała.

-Jestem tutaj tylko na dwa dni, potem znowu wracam- poinformował. Chciał coś dodać, ale mu przerwałam.

-Dlaczego?

Mój głos był żałosny. Ja cała byłam żałosna.
-Reed- westchnął.- Nie wiem.

Przymknęłam mocno powieki, nie chcąc aby zobaczyli moje zaszklone oczy.

-Nazwałeś mnie po imieniu- zauważyłam.- Zawsze zmieniałeś mi imię...Jak bardzo jest źle, że o tym zapomniałeś?

-Nie chciał- odpowiedział po paru chwilach.- Przykro mi.


Moje ciało zaczęło protestować. Nie chciało wspomnień, nie takich ale nie mogło nic z tym zrobić. Nie potrafiłam powstrzymać nawracających obrazów, które prześladowały mnie dniami i nocami.

-Hej- usłyszałam nad uchem. Zachrypnięty głos Archera wybudził mnie z odrętwienia.- W porządku? Jestem tutaj, wszystko będzie dobrze.

On tu jest. Sam to mówi. Jest tu, więc powinnam być spokojna. Ale dlaczego nie potrafię? Dlaczego trzęsę się ze strachu, że kiedy się odwrócę zniknie a to wszystko okaże się złym snem? Wciąż się boję. Boję się, że mnie zostawi, że będę znów przechodzić przez piekło. Dręczą mnie okropne myśli, wizje w których widzę go z inną, jego wyznania, że mnie nie kocha aż w końcu widzę tylko jak odchodzi a ja nie mogę nic z tym zrobić. 

-T-tak- zacięłam się, czując ciepło jego dłoni, złączonej z moją.- Możemy iść.

Wszystko, byle by nie musieć dłużej być w tym pomieszczeniu. Podchodzimy do szklanych, rozsuwanych drzwi, które zręcznie otwiera. Czuję zapach grilla i smakowitych przypraw. Wszyscy się śmieją, są weseli i radośni. Dostrzegam Isabel, która siedzi na kolanach swojego chłopaka i z dziarską miną przekomarza się z Michaelem, którego prawie nie poznaję. Ma poszarpane włosy, które są tylko nieco krótsze niż moje. Matt patrzy w swoją wybrankę, jak w obrazek. Reaguje na każdy jej ruch. Wpadł po uszy. Chyba nawet przy mnie, nie był tak szczęśliwy. Diego przysłuchuje się tej wymianie zdań, kiwając z niedowierzaniem głową. Obok niego, siedzi kobieta. Ma kręcone, długie blond włosy i małe oczka, które zerkają na mężczyznę obok. Aaron chwyta ją za rękę i bawi się pierścionkiem na jej palcu. Teraz rozpoznaję w niej Mederith, jego żonę. Słyszę dziecięcy śmiech, więc spoglądam na trawnik. Na oko czteroletnia dziewczynka wyciąga rączki w górę, szarpiąc ciemny materiał spodni DeVitto. Chłopak, podrzuca właśnie małego chłopca, który wygląda na młodszego, niż to pierwsze dziecko. Will również się śmieje, a ja nie wiem o co chodzi. Przecież.. nie są jego. A może pary, która właśnie patrzy w naszą stronę. 
-Hej- powiedziałam nieśmiało, jakbym własnie stanęła przed całą salą ludzi. Poczułam gulę w gardle, kiedy wszyscy zaprzestali swoich czynności i zainteresowali się moją osobą.

Isabel od razu wstała i podbiegła do mnie. Z radością stwierdziłam, że nie ma przy sobie ostrych narzędzi. Jednak miała coś dziwnego w oczach i nie wiedziałam, jak powinnam się zachować. Zauważyłam, że jej powieki nie były już frywolnie pomalowane, a to przecież był jej znak rozpoznawczy. 

-Ty głupia idiotko- rzuciła mi się na szyję, mocno do siebie przytulając. Nie spodziewałam się tego ruchu, więc stałam oniemiała. Dopiero po długich sekundach, lekko ją uścisnęłam.- Tak za tobą tęskniłam!

-Izzy- wyszeptałam tylko, bo żadne inne słowa nie potrafiły przejść przez moje zaciśnięte gardło. Panowała cisza, wszyscy na nas patrzyli. Po chwili dziewczyna wyszarpnęła się z mojego uścisku, sprzedając mi bolesny cios w żebra. Prawie zgięłam się w pół, czując palący ból, rozchodzący się po moim ciele. 
Chryste, od kiedy ma tyle siły?



======


Izzy to chyba będzie moja ulubiona postać tego opowiadania ^^

Mam na nią świetny pomysł, nie chwaląc się ;3 Oby się Wam spodobało :D 

Miłego dnia kochani! ;* Ja znowu przebywam w łóżku z antybiotykiem :c Niestety, ta głupia bakteria potrzebuje specjalnych antybiotyków :/ 

Pozdrawiam! ;*




Continue Reading

You'll Also Like

1.3M 13.1K 5
„Bo to my byliśmy gotowi na wszechświat, lecz to wszechświat nie był gotów na nas." 2 część trylogii „Secret" ~17.08.2021r. - 14.02.2024r.~ Dziękuje...
254K 4.8K 27
Molly przeprowadza się do brata i zastaje tam jego przyjaciela który będzie z nimi mieszkał. Jak potoczy się ich historia? Tego dowiecie się czytając...
3.1M 59.4K 18
Adam Farrow to gwiazda szkolnej drużyny hokeja. Tajemnicą nie jest to, że w oczach innych posiada plakietkę szkolnego łamacza serc, czy też chodząceg...