(Nie) Chcę Cię Zranić [ZOSTAN...

Od czarodziejka2604

3.2M 129K 94.8K

Archer Hale wrócił i dostrzega ogrom zniszczeń, jakie wyrządził podczas swojej nieobecności. Reed DiLaurenti... Více

1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
1M
8.
9.
10. + niespodzianki
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
#22
ZAPOWIEDŹ + DODATEK [ R&A THEIR STORY]
23.
24.
25.
26.
27.
28
29.
30
31.
32.
33.
34.+ 2M
35.
36.
37.
38.
39.
40.
41.
42.
43.
44.
45.
46.
47.
48.
49.
50.
51.
52.
53.
54.
55.
56.
ZDEMENTUJMY PLOTKI
57.
58. (+ ogłoszenie)
59.
60.
61.
62.
EPILOG
SPIN-OFF
WYDANIE KSIĄŻKI
OKŁADKA KSIĄŻKI

DODATKOWY ROZDZIAŁ

11.1K 342 236
Od czarodziejka2604


Hej!

Nam wszystkim ciężko pożegnać się z bohaterami, prawda? Dlatego mam dla Was niespodziankowy rozdział, który obiecałam na Twitterze. Możliwe, że będzie trochę długi. Chyba wybaczycie, prawda? 

Dziś przeczytacie coś, o czym było wspomniane, ale właściwie nie było wiadomo co się tam stało, a także coś, co stało się po Epilogu. Pamięcią będziecie musieli wrócić do Nie Mogę (Cię) Nie Kochać, chociaż starałam się wyjaśnić wszelkie nawiązania.

Dodatkowe rozdziały są napisane w zgodzie z wersją wattpadową. Nie gwarantuję, że będą w 100% zgodne z papierową wersją, gdzie niektóre rzeczy ulegają modyfikacjom. 

No to do dzieła! <3


luty, 2016 r.

ARCHER POV 


    Myślałem, że doszedłem do swego rodzaju perfekcji w tym, by doprowadzać ojca do szału. To było nawet zabawne, gdy najpierw czerwieniał ze złości na wieść o moich poczynaniach, a potem bladł, gdy obdarzałem go nienawistnym spojrzeniem i salwą gorzkich słów. Jednak, jak się okazuje, zawsze można było stać się lepszym.

    Pewnie dlatego siedziałem w drogiej restauracji, w której kelnerki miały mdlący uśmiech i nienagannie spięte włosy. Miałem cholerną ochotę zedrzeć im ten fałszywy grymas z twarzy, jednak wolałem odczekać z pokazami. Cierpliwość nie była moją mocną stroną, ale dziś obrałem sobie jasny i konkretny cel. Krok pierwszy: uśpić czujność Adama. Krok drugi: zrobić potężny rozpierdol, gdy tylko jego nowa dziwka i jej córka, zasiądą przy stole. 

    — Jennifer to na prawdę wspaniała kobieta — usłyszałem. — Na pewno ją polubisz. Poza tym, ma córkę w twoim wieku, pamiętasz? Mówiłem ci...

    — Cokolwiek — mruknąłem, odchylając się na krześle w taki sposób, że jego przednie nogi zawisły w powietrzu.

    Założyłem ręce na klatkę piersiową, chwytając w dłoń okulary przeciwsłoneczne wiszące na gorsie luźnego T-shirtu. Gwizdnąłem lekko, gdy przechodząca obok nas kelnerka otaksowała moją postawę.

    — Mógłbyś się zachowywać? — Zwrócił uwagę, gdy dojrzał moją niedbałą postawę. — I na litość boską, zostaw te okulary!

    Zamarłem w połowie ruchu. Jasne i eleganckie pomieszczenie przyprawiało mnie o ból głowy. Miałem wielką ochotę chwycić wazon pełen białych kwiatów i rzucić go w stronę żyrandolu, który mnie oślepiał. 

    Przygryzłem wnętrze policzka, walcząc z chęcią, by ów przedmiot nie wylądował na twarzy ojca, którego spojrzenie wyrażało dezaprobatę. Może to nie załatwiłoby sprawy, ale przynajmniej trochę by mi ulżyło. 

     — No, tak lepiej — skomentował, gdy okulary znów spoczęły na czarnym materiale, a wszystkie nogi krzesła dotknęły lakierowanej podłogi. — Chociaż ubolewam, że nie założyłeś koszuli.

     Przewróciłem oczami myśląc tylko o tym, żeby to spotkanie jak najszybciej się skończyło. Liczyłem, że po kilku minutach uda mi się zniszczyć je na tyle, by pozostało tylko nic nieznaczącym wspomnieniem. 

     — Chcesz powiedzieć, że tu nie pasuję, tak? — Zapytałem, przenosząc na niego pełen irytacji wzrok. 

     — Skąd! — Oburzył się, poprawiając krawat. — Mówię, że z szacunku do naszych towarzyszek, ludzi w tym pomieszczeniu, powinieneś ubrać się elegancko.

     Jeszcze jeden taki tekst, a szklany wazon rozbije się w drobny mak o ciemną czuprynę włosów Adama Hale. 

    Chociaż, musiałem przyznać, że w moich słowach było trochę prawdy. Na świecie istniało niewiele miejsc, do których pasowałem. Wbrew temu, jaki obraz próbował wykreować ojciec, miejsca wypełnione marmurowymi posadzkami, ozdobnymi kolumnami i złotymi dodatkami, były ostatnimi rzeczami, z jakimi można było mnie kojarzyć. 

     Lepiej odnajdywałem się w miejscach wątpliwych moralnie, ciemnych zakamarkach i ulic pachnących paloną gumą. Normlany świat nie był moim światem, a ten, który dla siebie wybrałem przyjmował w swoje ramiona takich jak ja. Skończonych dupków bez moralnego kręgosłupa, pełnych mroku i arogancji.

     — Już są!

    Jego spojrzenie powędrowało w kierunku wejścia. Wstał, odsuwając krzesło a na usta wypłynął mu szeroki uśmiech.

    Co za cyrk, kurwa.

     Z niechęcią skierowałem spojrzenie w tamtą stronę. Najpierw w oczy rzuciła mi się kobieta mniej więcej w wieku ojca. Miała jasne włosy i czarną, dopasowana sukienkę. Wyglądała na poddenerwowaną, nawet jeśli starała się to ukryć za maską uśmiechu, który powodował, że jej zmarszczki wyglądały na jeszcze głębsze. 
     Dopiero po chwili zwróciłem uwagę na postać, kroczącą kilka kroków za nią. Prześlizgnąłem wzrokiem po jej zgrabnych nogach, które znikały pod rozkloszowaną spódnicą , kończącą się niewiele wyżej jak kolano. Cnotka.  
     
Wyżej miała na sobie dobrze dopasowaną białą koszulę i granatowy sweter. Wyglądała jakby przyszła tutaj w szkolnym mundurku, co z jakiegoś powodu mnie rozbawiło. Czy Adam twierdził, że jest w moim wieku? Chyba się pomylił. Zdecydowanie nie tak ubierają się dziewczyny w moim wieku. Coś o tym wiedziałem. 

     — Witaj, Jenn! — Ojciec przelotnie uścisnął kobietę, dotykając ustami jej policzka. Wręczył jej mały bukiet róż, a mnie zemdliło, gdy zasugerował że są od nas.

     Nie potrafiłem przypomnieć sobie, by dawał je mamie, a sugestia, że mogłem dołączyć się do tego gestu, była wręcz obrzydliwa.

     — Cześć, tak strasznie przepraszam za spóźnienie. GPS trochę szwankował — usprawiedliwiła się, a jej głos zadrżał, gdy zerknęła w moją stronę. — Piękne kwiaty, dziękuję!

     Zapewne wiedziała, że nie byłem doskonałym synem, a powiedzieć, że moje relacje z ojcem były trudne, to jakby nie powiedzieć nic. Jeśli była mądra, wiedziała, że nawet nie pomyślałem o tym, by cokolwiek im dawać.

     — Nic nie szkodzi, zapewniam. 

     Wtedy kobieta odsunęła się delikatnie, ręką wskazując na dziewczynę, która przystanęła obok. Dopiero wtedy skupiłem uwagę na jej twarzy, a krew w moich żyłach stężała.

     — A to właśnie Reed — przedstawiła ją.

     Ojciec zaczął coś do niej mówić, a ona roześmiała się perliście, gdy w jej ręce trafiła róża obwiązana ozdobną wstążką. W zakłopotaniu przygryzła dolną wargę.

Kurwa.


     Reed miała czarne, lekko pofalowane włosy, ciemne oczy i delikatne rysy. Okrągła twarz nadawała jej lekkości. Błyszczące usta, układała w uśmiech tak szczery, że aż bolesny.

     Tym bardziej, że już kiedyś spotkałem dziewczynę, która śmiała się w podobny sposób. 

     Oblizałem usta, czując ukłucie w miejscu, gdzie prawdopodobnie było serce. Nigdy nie sądziłem, że cokolwiek będzie w stanie mnie jeszcze poruszyć, przynajmniej nie od czasu, gdy okazało się, że Kelsey zginęła. 

     Pieprzona Reed DiLaurentis, ze wszystkich kobiet na świecie, musiała być tak kurewsko podobna właśnie do niej. 

     — Archer? 

     Otrząsnąłem się z otępienia, gdy usłyszałem pełen zniecierpliwienia głos ojca. Czułem na sobie spojrzenie wszystkich zgromadzonych przy stole. Nawet ona patrzyła na mnie z zaciekawieniem. 

     — Wstań i się przywitaj.

     Ostatkiem sił powstrzymałem się od parsknięcia. 

     — Witaj, Archer — zaczęła kobieta łagodnie, gdy nie poruszyłem się ani o milimetr. W jej oczach widziałem, że ten moment ją stresował. — Miło cię poznać, dużo o tobie słyszałam.

     — I to powinno wystarczyć, by uznać, że to wcale nie jest przyjemność — odpowiedziałem pogardliwie, mrużąc oczy.

     Jej próby nawiązania kontaktu, tylko mnie rozsierdziły. Teraz, kiedy okazało się, że jej córka, była niczym kopia Reinhart, miałem dość tej farsy jeszcze bardziej, niż wcześniej. Kurwa, dlaczego nie mogła wyglądać jak matka? Z blond włosami, jasnymi oczami i pociągłą twarzą, mógłbym swobodnie nienawidzić ich obu tak samo. Tymczasem walczyłem z sobą, by po raz kolejny nie przyglądać się Reed. 

     W świecie rządziło wiele reguł, które na przestrzeni czasu, podlegały zmianom lub stawały się nieaktualne. Jedną z niewielu, które pozostawały niezmienne było to, że najbardziej kusiło nas to, co było zakazane. Chociaż w życiu starałem się wykorzystywać to do swoich celów, miałem wrażenie, że niewiele dzieliło mnie od tego, by to reguła wykorzystała mnie.

    — Archer, bądź miły — upomniał, znów poprawiając krawat. Obdarował je spojrzeniem pełnym pokory — Przepraszam za niego, czasem lubi się popisywać.

     Spomiędzy moich ust wydobyło się parsknięcie. W końcu nie potrafiłem się powstrzymać, a karcące spojrzenie Adama wcale nie zmieniło mojej decyzji. Nie zamierzałem ani wstawać, ani się witać, a już zwłaszcza być miłym.

     — Archer, prosiłem... — zaczął.

     — Mam gdzieś co mówiłeś — odpowiedziałem. — Masz wystarczające szczęście, że w ogóle tu jestem, chociaż im dłużej patrzę na to, co się tu odpierdala, tym bardziej mam ochotę wyjść.

     — Synu — rzucił szorstko, zaciskając zęby. — To ma być miły wieczór, tak? Zachowuj się, tylko o to proszę.

     — Miły wieczór? — Zironizowałem, czując wzrok tych kobiet na sobie. — Może byłby milszy, gdyby nie próbowały udawać, że nie lecą na twoje pieniądze.

     — Archer! — Ojciec podniósł lekko głos, kręcąc głową. — Przepraszam, na prawdę przepraszam. Siadajcie — zmienił temat. — Na pewno jesteście głodne, tak? — Adam zgrywał kogoś w rodzaju gospodarza, gdy z uprzejmością odsuwał dla nich krzesła, próbując zatuszować moje słowa. — Kelner przyniesie przystawkę, a potem na pewno znajdziecie coś dla siebie w menu. Jenn, napijesz się wina? 

     — Po winie będzie jeszcze łatwiejsza? — Zapytałem, znów odchylając się na krześle.

     Twarz ojca poczerwieniała ze złości. Zamarł wpół wykonywanej czynności, a sama Jennifer na odmianę, aż pobladła. Ścisnęła mocniej bukiet, zerkając na Adama.

     — Natychmiast ją przeproś! — Rozkazał twardo. 

     — Nie zamierzam — odpowiedziałem, a mój wzrok uciekł w stronę dziewczyny. Patrzyła na mnie zszokowana, jakbym na jej oczach zrobił coś dużo gorszego, niż wypuszczenie z ust kilku cierpkich słów. — Czego się gapisz, gówniaro?

    Nerwowo zatrzepotała powiekami, odwracając wzrok. 

    — Usiądźmy — poleciała Jennifer, jak gdyby nigdy nic. — Poproszę o wodę, tyle wystarczy. 

     Przegrałem walkę z sobą, gdy Reed usiadła po drugiej stronie stołu, dokładnie naprzeciwko mnie. Znów zerknąłem w jej stronę, zatrzymując się na światłach, które odbijały się w jej tęczówkach. 

    Kurwa, jak to było możliwe!?

    — Jak minęła podróż? — Zagadnął ojciec, zajmując swoje miejsce. 

    Napięta atmosfera zaczęła powoli opadać, chociaż ja dopiero się rozkręcałem. Kobieta zaczęła mówić, skupiając wzrok na mężczyźnie po mojej prawej. Kelner szybko pojawił się z przystawkami. Spojrzałem na talerz. Nawet nie miałem ochoty tego ruszać. 

     Odliczałem długie minuty tej katorgi. Nie byłem w stanie skupić myśli, nie kiedy irytacja wypełniała każdą część mojego ciała. Nie, kiedy spomiędzy ust Reed wydobywał się cichy śmiech. Nerwowo poruszałem stopą pod stołem, by jakkolwiek rozładować emocje. Potem kelner zebrał od nas zamówienia, a ja rzuciłem cokolwiek, co przyszło mi do głowy, nawet nie kłopocząc się w zerknięciem do menu.

     — Ym, Archer? Może opowiesz Reed o szkole? Na pewno ciekawi ją, jak to u nas wygląda.

     — Słucham? — Zapytałem, kierując spojrzenie na ojca.

     — Wiesz, że Reed kiedyś tu zamieszka — odpowiedział spokojnie.

     — Zamieszka?

     Skinął głową z uśmiechem. Wyglądał, jakby świetnie się bawił.

     Wtedy zobaczyłem, jak Jennifer zaciska dłoń na jego dłoni. Jej palec zdobił złoty pierścionek z diamentem. Ah, czyli te całe zaręczyny nie były żartem.

Świetnie.

     — Reed będzie musiała zmienić szkołę od nowego roku szkolnego — zauważyła kobieta. — Mówi, że się tym nie stresuje, ale myślę że kilka rad od starszego bra... znaczy, kolegi — poprawiła się dokładnie w momencie, w którym uniosłem brew — znacząco pomogą jej się przystosować.

     O ile dobrze pamiętałem, ojciec zamierzał wziąć ślub w wakacje. Nie traktowałem tego poważnie, wszak uważałem, że to przelotny romans, jakich najpewniej zaliczył wiele odkąd zmarła mama. Nie mówiąc o tym, iż byłem święcie przekonany, że już podczas jej choroby miał na boku kilka kochanek. 

     — Mamo — odezwała się speszona. — Na prawdę się nie stresuję. To nic takiego, tylko zwyczajna przeprowadzka.

     Brzmiała jeszcze lepiej niż ona, Chryste.

     — Archer jest w ostatniej klasie — zauważył ojciec.  — Na pewno opowie ci co nieco o tutejszej szkole, prawda?

    Nie.

    — W przedszkolu zapewne wciąż skrzypią huśtawki — mruknąłem pod nosem. 

    — Proszę? — Zapytała uprzejmie, kierując całą swoją uwagę na mnie.

     Była spięta, ale starała się udawać, że wcale tak nie było.

     — Chociaż nie, ten mundurek bardziej pasuje do pierwszej klasy.

     — Nie rozumiem — zaśmiała się nerwowo, zerkając w stronę naszych rodziców.

     — Druga? Trzecia? Maksymalnie szósta, jeśli matka posłała cię do budy wcześniej — skupiłem wzrok na jej bluzce i połach swetra. Brakowało tylko naszywki z logiem szkoły. — Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że masz więcej niż jedenaście lat.

     — Oczywiście — odpowiedziała zażenowana, mrugając parokrotnie.

     — Ma szesnaście — wtrąciła Jennifer.

     — Prawie siedemnaście — zwróciła uwagę.

      Kelsey też powinna tyle mieć.

     — Serio? — Zapytałem, ignorując natarczywe myśli. — Po twoim ubiorze, nigdy bym tego nie powiedział.

     — Coś nie tak? Ubrudziłam się? 

     Obserwowałem, jak odkłada sztućce i spogląda na siebie. 

     — Tak nie wyglądają licealistki — odpowiedziałem złośliwe. — No, chyba że dziewice, ale dzięki mnie, nie ma ich tam zbyt dużo.

     W zdumieniu uchyliła wargi. Widziałem, jak ojciec skrywa twarz w dłoniach, kręcąc głową.

     — Proszę?

     — O nie, nie — zaśmiałem się zawadiacko. — Choćbyś ile prosiła, nie zmienię twojego stanu. Nie jesteś w moim typie.

     Zmarszczyła czoło, nerwowo zerkając to na mnie, to na mojego ojca.

     — Synu, proszę cię...

     Możesz prosić ile chcesz. Już od dawna mam to gdzieś.

    — Udam, że tego nie słyszałam — odpowiedziała uprzejmie, na powrót zajmując się swoją porcją makaronu. — Może powiesz mi coś, co powinnam wiedzieć, zanim się tu przeprowadzę?

     — Słyszałem, że od owoców morza rosną cycki — rzuciłem. — Może chcesz zamienić się talerzami?

    Z brzdękiem odłożyła sztućce. Coś w jej spojrzeniu zmieniło się nagle, zupełnie tak, jakbym przekroczył jakąś granicę, którą sama wyznaczyła. Zapragnąłem przesuwać te granice coraz dalej, chociaż wiedziałem, że byłaby to ryzykowna gra.

     — Jaki masz ze sobą problem, Archer? — Syknęła, a jej ostry ton przeszył powietrze.

     — Zaręczam, że nie chcesz wiedzieć — odpowiedziałem jej, zniżając głos. — Dziewczyny ze szkoły ubierają tak obcisłe koszule tylko wtedy, kiedy mają coś do pokazania. Na twoim miejscu, zjadłbym te pierdolone owoce morza, bo może wtedy...

     — Archer! — Zagrzmiał Adam, a jego tubalny głos usłyszały też sąsiednie stoliki. — Masz natychmiast przestać!

     — Nie będziesz mi rozkazywać! — warknąłem, gwałtownie poruszając się na krześle. 

     — Zachowujesz się jakbyś postradał zmysły!

     — Ja? — Prychnąłem. — To ty próbujesz zgrywać idealnego kandydata na męża. Powiem ci coś, Jennifer — zwróciłem się do kobiety, której twarz spoważniała. — To kawał chuja.

    — Myślę, że... — zaczęła niepewnie. 

    — Nie obchodzi mnie co myślisz — warknąłem. 

    — Archer!

    — A to niby ja wyglądam na dziecko — Reed spojrzała na mnie kpiąco. — Zachowujesz się gorzej niż dzieciaki w piaskownicy.

     Chciałem jej coś odpowiedzieć, jednak wtedy włączyła się jej matka.

     — Reed, daj spokój. Każdy może mieć trudny dzień...

     — Przepraszam — powiedziała cicho, kierując te słowa w moją stronę.

     — Trudny dzień — zaśmiałem się, bez krzty wesołości, nie reagując na dziewczynę. — Na twoim miejscu, nie rościłbym sobie praw do tego, by mówić rzeczy, o których nie ma się pojęcia.  Gówno o mnie wiesz!

     — Synu...

     — Teraz nagle zachciało ci się tworzyć rodzinę? Gdzie kurwa byłeś, kiedy ta prawdziwa cię potrzebowała? — Wybuchłem, a kiedy poczułem na sobie oskarżycielskie spojrzenie Reed, miałem ochotę przewrócić ten pieprzony stół. — Pieprzyłeś takie jak one, a my cię potrzebowaliśmy! Nie pierdol o ślubie, bo ktoś taki jak ty, nie dotrzymuje żadnych, pieprzonych obietnic! Chrzanię to, mam tego dość!

    Wstałem, głośno szurając krzesłem. Krew szumiała mi w uszach. 

     — Nie tym tonem! — Zagrzmiał

     — Powinniśmy się uspokoić — zaczęła Jennifer. — Wszyscy. Archer, rozumiem, że to trudne, ale...

     — Ty tym bardziej nie będziesz mi rozkazywać — przerwałem jej psychologiczny wywód. — Dziwki mojego ojca, mogą mi co najwyżej wyczyścić buty — splunąłem.

     Adam wstał, a jego twarz zdobiła purpura. Kątem oka zauważyłem, że kilka głów w lokalu obróciło się w naszą stronę. 

     — Przeproś. Natychmiast! — Rozkazał twardo.

     — Nie ma siły na tym świecie, która by mnie do tego zmusiła — odpowiedziałem pogardliwie. — Jeszcze nie podpisała aktu małżeństwa, a już próbuje mi matkować! A kiedy dobierze ci się do portfela? Może już to zrobiła, co!?

     — Masz szlaban, Archer! — Powiedział ojciec.

     Zaśmiałem się. Dawno nie słyszałem tak dobrego żartu.

    — Nie udawaj, że masz nade mną jakąkolwiek kontrolę — odpowiedziałem, przenosząc wzrok na Reed. Wpatrywała się we mnie z przerażeniem, a jej twarz wygładziła się znacznie. 

     Wyglądała niewinnie, ale jej wzrok przeszył moje ciało. Im intensywniej o niej myślałem, tym bardziej błagałem, byśmy nigdy nie musieli znaleźć się w sytuacji, w której miałbym ją zdecydowanie za blisko siebie.

     Zamierzałem zrobić wszystko, by nigdy nie chciała znaleźć się ze mną sam na sam.

     — Wiesz co Reed, może jednak dałbym ci szansę — powiedziałem powoli. — Problem polega na tym, że ciężko byłoby mi udowodnić, że nie jestem pedofilem. Szybki numerek w tutejszej toalecie, to wszystko na co możesz liczyć.


***

    Zaparkowałem na podjeździe i nim się obejrzałem nacisnąłem dzwonek. Minęła dłuższa chwila, zanim blondyn w luźnym, szarym dresie otworzył mi drzwi.

     — Archer? — Zdziwił się, a potem odwrócił się za siebie, jakby chciał sprawdzić, czy ktoś nas widział. Wyszedł na ganek, ostrożnie zamykając drzwi. — Mówiłem, żebyście tu nie przychodzili.

     — Mówiłeś, żeby przychodzić tylko w pilnej sprawie — wzruszyłem ramionami. — Ta taka jest.

     — Mogłeś zadzwonić — Matthew nie odpuszczał, zakładając ręce na piersi.

     — Myślałem, że jesteś u chłopaków, ale gdy tam przyjechałem, Diego powiedział, że wyszedłeś wcześniej. 

      — Mama czuje się gorzej — westchnął, zakładając dłoń na kark. — Nie wiem już, co mam robić.

      Kto jak kto, ale ja doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, jak ciężka to była sprawa. Skinąłem głową, wyciągając z kieszeni paczkę fajek.

     — Serio? Musisz? 

     Popatrzyłem na niego z ukosa, dając mu do zrozumienia, że owszem. Musiałem. 

     — Mam sprawę. 

     Wyczuł mój nerwowy ton głosu, dlatego odpuścił i ruchem głowy nakazał mi kontynuować. 

      — Mój ojciec chce bawić się w dom — mruknąłem, nie kryjąc obrzydzenia. — Blond wywłoka i jej córka — zaciągnąłem się fajką w momencie, gdy przypomniałem sobie jej spojrzenie — przyjeżdżają za kilka tygodni.

     Matthew gwizdnął.

      — Entuzjazm aż z ciebie kipi.

      — Przestań — obrzuciłem go wymownym spojrzeniem. — Potrzebuję, żebyś miał ją na oku. Ma na imię Reed.

      — Partnerka ojca, tak? Oryginalnej imię — skomentował.

      — Jej córka, kretynie — oburzyłem się. — Po chuj miałbyś pilnować tej...

      Urwałem, dostrzegając ruch za firanką. Matthew spojrzał w tamtym kierunku, a potem kazał mi poczekać. Wszedł na chwilę do domu, obiecując że zaraz wróci.

     Minęły dokładnie trzy buchy, zanim ponownie do mnie dołączył.

      — Okej, więc Reed, tak? — Kontynuował. — Wybacz stary, ale nie rozumiem o co ci chodzi. Po co mam to robić?

     Westchnąłem przeciągle, wypuszczając spomiędzy ust smugę siwego dymu.

     — Ma siedemnaście lat. Pewnie będziecie mieć razem jakieś zajęcia, zapoznaj się z nią więc, pomyślałem, że...

     — Czy ty chcesz mnie zeswatać z nową siostrą? — Zaśmiał się nerwowo, zakładając ręce na klatkę piersiową. 

      — Co? Nie! — Krzyknąłem. — I pamiętaj, to nie jest moja siostra.

      — To mów o co chodzi, a nie pieprzysz od rzeczy — wzruszył ramionami, a na jego twarzy odmalowało się zniecierpliwienie. —  Kurwa, zimno mi.

      — Nie pozwól, by stało się jej coś złego — poleciłem. — Trzymaj ją z daleka ode mnie, od tego szamba...

      — Wiesz, że sam w nim siedzę — zauważył. 

      — Po prostu nie pozwól, by kręciła się koło rzeczy związanych z biznesem — puściłem jego słowa mimo uszu. Fakt, nie był kandydatem idealnym, ale lepszego nie znalazłem. — Nie pozwól, by mi zaufała, by mnie polubiła, by jakkolwiek się przywiązała...

     — Zaraz, zaraz — Matthew oparł się wyciągniętą ręka o framugę. — Czegoś tu nie rozumiem. Prosisz mnie, bym zbliżył się do jakiejś laski, żeby ona nie zbliżyła się do ciebie?

     — Mniej więcej — mruknąłem, zaciskając mocno usta na filtrze. — Tylko bez tych zbliżeń, Cross — ostrzegłem. — Zaprzyjaźnij się z nią, czy coś...

     — Jak to sobie wyobrażasz? — Prychnął. — Jak mogę jej obrzydzać kogoś, z kim spędzam większość przerw w szkole?

     — Będziemy udawać — powiedziałem, jakby było to coś najbardziej oczywistego na świecie. — W poniedziałek pokłócimy się o coś na korytarzu, jak chcesz, dam ci fory i możemy się trochę poszarpać — zaśmiałem się, dostrzegając jak przewraca oczami. — Brittany rozpowie po całej szkole, że mamy spinę a kiedy Reed tu przyjdzie, nie będzie miała powodu do tego, by uważać że jest inaczej. Oficjalnie nic nas nie łączy.

      — Nieźle to sobie wymyśliłeś, ale to chore — stwierdził.

      — Nie — zaprzeczyłem twardo. — To konieczne.

      — Niby dlaczego?

      Zagryzłem wnętrze policzka, przyglądając się rzężącej się końcówce papierosa. Po chwili zaciągnąłem się nim ponownie, a jej spojrzenie nawiedziło mój umysł. Chryste, nie wiedziałem, czy bardziej jej nienawidzę, czy pragnę.

      — Przekonasz się, gdy ją poznasz.

      — Nie podejmę się tego — odpowiedział, wracając do poprzedniej pozycji. 

      — Słucham!? 

      — To co słyszysz, Archer. To jakaś kolejna zagrywka, żeby wyciąć mi numer? Czuję w tym kłopoty, a jak wiesz, mam ich już po dziurki w nosie!

      Spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Do moich żył powoli wtaczała się furia, którą mogła załagodzić tylko nikotyna. Wyciągnąłem kolejną fajkę, uprzednią wyrzucając peta i rozgniatając go butem. 

      — Masz to zrobić — syknąłem. — Jeśli nie, porozmawiamy inaczej.

      — To wyjaśnij mi, po chuj takie coś? — Zdenerwował się.

      — Nie mogę pozwolić, by to się znowu stało — powiedziałem, czując potężny ciężar na barkach. — To, co prawie rok temu się wydarzyło... — pociągnąłem nosem, czując zimno wdzierające się pod materiał ubrania — nigdy więcej, nie może się powtórzyć.

      — Dlaczego miałaby...

      — Po prostu to zrób, Cross — warknąłem. W mojej głowie na przemian pojawiały się obrazy. Raz Kelsey, raz Reed. Momentami zlewały się ze sobą. Chryste, jak to bolało. — Możesz obrzydzić jej moją osobę, powiedzieć że jestem największym dupkiem na świecie...

      — Bo jesteś — wtrącił ze złośliwym uśmieszkiem. — No, może nie większym, niż Mike, ale wciąż cholernym dupkiem. 

      — Chcę, żeby miała przyjaciela — powiedziałem, mając pełną świadomość, jak żałośnie to brzmi. — Kogoś, kto będzie wiedział, że dzieje się coś złego, kogoś kto pomoże jej się tu zaaklimatyzować. Nie zamierzam ułatwiać jej tego zadania, więc proszę o to ciebie, jednocześnie chcąc, żebyś nie dopuścił, by kiedykolwiek mi zaufała. Czy to na prawdę tak wiele?

      — Imponujące, że Archer Hale prosi o cokolwiek — stwierdził lekko, przyglądając mi się badawczo. — Ale dalej nie rozumiem, dlaczego akurat ona.

      Bo odkąd pierwszy raz ja ujrzałem, zapragnąłem widywać ją codziennie. Bo odkąd pierwszy raz ją usłyszałem, zapragnąłem by mówiła wprost do mojego ucha. Bo odkąd po raz pierwszy przygryzła wargi, zapragnąłem całować je do utraty tchu.

     Bo odkąd pierwszy raz ją spotkałem, zapragnąłem jej całej. 

      A to nie było dla niej bezpieczne.

     — Bo obawiam się — mruknąłem, niespiesznie zaciągając się nikotyną. — Że Reed jest jeszcze lepsza, niż Kalsey Reinhart. A to sprawi, że pociągnę ją na dno, jeśli tylko mi na to pozwoli.





REED POV

wrzesień, 2020 r.


    Wyszłam na taras, gdy słońce skrywało się między drzewami. Polubiłam to miejsce, zwłaszcza w takich chwilach jak te. Ostatnie promienie tańczyły na trawniku, a chłód nocy powoli przejmował kontrolę nad okolicą. Jak się okazało, nie tylko ja chciałam spędzić tu ostatnie minuty dnia.

    — Co robisz? — Zapytałam, opierając się o wielkie, szklane drzwi. 

     Chłopak, który siedział na wiklinowym krześle, przy niskim stoliku, odwrócił się w moją stronę. Jego oczy rozbłysły, niczym małe ogniki, a na usta wpłynął subtelny uśmiech.

     — Paliłem — przyznał.

     Dostrzegłam popielniczkę, w której nagromadziło się zdecydowanie za dużo petów. 

     — Diego was zabije — zaśmiałam się, obserwując mały, pomarańczowy kopczyk. 

     — Pomruczy i przestanie — odpowiedział. — Will chce, żeby wyszedł z tego jeż. 

      — Całkiem niewiele brakuje — odpowiedziałam, opierając głowę o framugę. Założyłam ręce na klatkę piersiową, co nie uszło jego uwadze.

      — To moja bluza? — Zapytał, przywołując mnie gestem ręki.

      Podeszłam do niego, a on szybko ujął moją dłoń i poprowadził tak, bym mogła usiąść mu na kolanach. Rozsiadłam się wygodnie, opierając bok o jego tors. Zanurkował nosem wprost w zagłębienie mojej szyi. 

      — Znalazłam na dnie szafy — przyznałam. Jej kolor był trochę wyblakły, ale wciąż można było jej używać. Chwyciłam w palce zamek, przekładając jego ruchomą część między palcami.

      — To ta sama bluza — urwał na moment, jakby szukał odpowiednich słów — w którą ubrałem cię, gdy przyszłaś tutaj pierwszy raz.

     — Poważnie? — Zapytałam, uważniej przyglądając się ubraniu. — Nie zwróciłam uwagi.

      Zaśmiał się dźwięcznie, trącając nosem skórę na mojej szyi. 

      — Nie mógłbym zapomnieć bardziej seksownego widoku, od tego, w którym zaczęłaś ją ściągać a pod spodem, miałaś tą cholernie obcisłą kieckę — mruknął nisko, a jego dłonie zaczęły wodzić po moim ciele. 

     Czułam jego dotyk na plecach i nodze, a każdy jego ruch wyznaczał nową ścieżkę. Moje ciało rozgrzewało się z każdym jego ruchem, a ciepłe powietrze, które wypuszczał spomiędzy ust sprawiało, że dostawałam gęsiej skórki. 

      — Nie była aż tak obcisła — zauważyłam, przymykając oczy. 

      — Była, skarbie — szepnął, składając drobny pocałunek w tamtym miejscu. 

      Poruszyłam się niespokojnie, gdy jego usta zaczęły delikatnie muskać moją skórę. 

       — Nie prawda — usłyszałam własny głos, który delikatnie zadrżał, gdy jego ręka wślizgnęła się pod materiał ubrania.

      Zgrabnie pokonał barierę podkoszulka i ułożył ciepłą dłoń na kręgosłupie. Westchnęłam, czując jego dotyk, za którym tęskniłam. Nie odrywając ode mnie ust, mruknął:

      — Była kurewsko obcisła — czubek jego języka zetknął się z moja skórą. — Chryste, tak mocno dopasowana...

     Przechyliłam głowę, by dać mu więcej miejsca, co wykorzystał. Ułożyłam dłonie na jego ręce, którą przesuwał leniwie po moich udach. 

      — Lepsza niż spódnica z pierwszej kolacji? — Zaśmiałam się, przypominając sobie tamtą kreację.

      — Słucham?

      — Twierdziłeś, że wyglądam jak uczennica podstawówki — przypomniałam sobie. 

      Wzruszył ramionami, jakby to nic nie znaczyło. Wciąż smakował moje ciało. Powoli, wolno i delikatnie, ale to wcale nie sprawiało, że nie drżałam. 

     Jego dotyk zawsze działał na mnie w ten sam sposób. Od zawsze.

      — Trochę tak było.

      — Taka była wtedy moda — oburzyłam się, udając urażoną. — Dziewczyny tak się ubierały i to było okej.

      — Jasne — mruknął niewyraźnie, zaciskając mocniej dłoń na mojej nodze. — Moda...

      — Yhym — wymruczałam, orientując się, że jego pocałunki stają się coraz bardziej natarczywe. — Ona się zmienia.

    Zębami przygryzł tamto miejsce, a ja znów się poruszyłam, czując ciepło rozchodzące się po całym ciele.

    — Jest jedna rzecz — zaczął chrapliwie, przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie — która nie wychodzi z mody.

     — Ciekawe jaka. 

     — Brak ubrań — mruknął, a jego usta odnalazły drogę do moich.

     — Bardzo śmieszne — zaśmiałam się, oplatając rękoma jego kark.

     — To zdecydowanie najbardziej seksowne ubranie, jakie możesz założyć — mrugnął do mnie, a po chwili chwycił w swoje wargi moje.

      Pogłębił pocałunek w momencie, gdy lekko rozchyliła wargi. Całował mnie nieśpieszenie, chociaż jego dłonie stawały się coraz bardziej zaborcze. Chłonęłam tę chwilę zupełnie tak, jakby była naszym pierwszym pocałunkiem. 

      — Tak? — Wyszeptałam, gdy jego ciepłe usta, znów zaczęły wędrówkę, tym razem po linii żuchwy. — Ja wciąż uważam, że powinieneś ubrać różowy podkoszulek.

     — Nie przeginaj — ostrzegł, oddalając się na kilka centymetrów.

     — No co? — Zrobiłam niewinną minę, wiedząc co stanie się za chwilę. 

     — Nie założę niczego w tym kolorze. 

     — Jesteś pewien? 

     Musiał dostrzec zmianę w mojej twarzy, lub jakiś błysk w oku, bowiem delikatnie zmarszczył brwi, na chwilę zamierając. Przyglądał mi się kilka sekund, a potem wychrypiał:

      — Co zrobiłaś? 

      — Nic, przysięgam — odpowiedziałam, siląc się na powagę.

      — Reed.

      — To był wypadek — przytknęłam palce do ust, powstrzymując się od śmiechu. — Po prostu nie zauważyłam i...

     — I? — Ponaglił zniecierpliwiony. 

     Spojrzałam na jego zaintrygowana twarz, gryząc dolną wargę. No cóż, to na prawdę było nie chcący.

      — Nie zauważyłam i wszystkie twoje białe koszulki wyprałam razem z czerwoną skarpetką — powiedziałam cicho, jednak w duchu nie mogłam opanować się ze śmiechu. Starałam się, ale sam fakt, że jego garderoba została przyozdobiona różowymi barwami, po prostu zwaliła mnie z nóg. 

      — Nie mówisz poważnie — odpowiedział, a jego twarz na moment się wygładziła. — Reed, nawet nie mów, że...

     — Przykro mi. Na prawdę nie chciałam. 

     — Ta z kieszonką też?

     Pokiwałam twierdząco głową, robiąc przepraszającą minę.

      — To zadziwiające, panno DiLaurentis, że nawet po tylu latach, próbujesz dopiąć swego — uniósł złośliwie usta ku górze, jakby wizja paradowania w różowych ciuchach, wcale nie była dla niego taka straszna.

      — Na niektóre rzeczy warto czekać — mrugnęłam z uśmiechem.

      — Czy ten wyraz twarzy, coś oznacza? 

      Przybliżył się do mnie, a jego oddech znów połaskotał moją skórę. Oblizałam delikatnie usta, przygryzając dolną wargę. 

       — Opowiedz, na jakie jeszcze rzeczy warto czekać? — Jego głos był niewiele głośniejszy od szeptu. Wypowiedź okrasił swą sławną chrypką, od której w moim brzuchu zadrżało stado motyli. 

       — Na kolację? 

       Zmarszczył czoło, znów dotykając rozgrzanymi wargami mojej skóry. Jego pocałunki raz zahaczały o żuchwę, raz o szyję, sprawiając że nigdy nie byłam do końca pewna, gdzie wylądują jego usta. 

      — Doprawdy, Reed? Kolacja? — Mruknął, a jego dłoń nagle przeniosła się na mój bok. Gładził to miejsce, w taki sposób, że aż dostałam gęsiej skórki. — Pominęłaś poobiedni deser.

      — Może dlatego, że nikt go dziś nie ugotował? — Droczyłam się. — Nie można zjeść deseru, przed obiadem...

      — Na szczęście często naginam zasady — czułam, jak się uśmiecha.

      Gdy jego usta dotknęły linii obojczyków, przymknęłam oczy. Prawie nie czułam zimna, a wszystko za sprawą ciepła, jakie mi oddawał. Jego dłonie, błądzące pod materiałem moich ubrań i oddech, który ogrzewał moje ciało i nos, który trącał moją skórę, sprawiał że przechodziły mnie ciarki. 

      Chłopak mruknął coś niezrozumiale, w momencie gdy naparł mocniej ustami w miejsce, gdzie czuć było mój przyśpieszony puls.

      Usłyszeliśmy chrząknięcie. Odsunęłam się, kierując spojrzenie w stronę drzwi. Archer powoli oddalił się ode mnie, opierając plecy o oparcie i z irytacja odwrócił głowę.

      — Przeszkadzam? — Mike obrzucił nas znudzonym spojrzeniem, wyciągając paczkę fajek.

      — Nie — odpowiedziałam.

      — Cholernie — zaręczył Hale. — Możesz znaleźć sobie inne miejsce?

      — Cóż, nie — wzruszył ramionami. — Na podjeździe Will dobiera się do Scarlett, a wy wciąż jesteście ubrani, więc chyba wolę zostać z Wami. 

      Przeszedł obok nas, siadając po drugiej stronie stołu. Odpalił papierosa, delektując się jego smakiem z niewzruszoną miną. 

      — Są bez ubrań? — Wypaliłam nagle, zastanawiając się czy to byłoby możliwe.

      Archer popatrzył na mnie, zaś Michael parsknął śmiechem.

      — No, Fanning na pewno jednego nie miała — O'Connor pokręcił głową. — To znaczy miała, gdzieś tak w połowie kolan. Jeśli chcecie dołączyć, to musicie się śpieszyć — zaśmiał się, przykładając papierosa do ust. — Chyba byli w końcowej fazie...

      — Okej, zrozumiałam — weszłam mu w słowo, nie chcąc słuchać niczego więcej w tym temacie.

      Chłopcy rozmawiali o czymś przez chwilę, a potem Archer odpalił kolejnego papierosa. Obserwowałam jego profil, błysk w oku i wyostrzone rysy twarzy. 

      Zmienił się od czasu, gdy zobaczyliśmy się po praz pierwszy. Zmężniał i wydoroślał, a jego ciało zyskało kilka nowych blizn. Jego tęczówki wciąż błyszczały w taki sposób, jak przed laty, z tą różnicą że częściej gościła w nich łagodność i pokora. 

     Nie sądziłam, że ten wybuchowy i agresywny osiemnastolatek, stanie się mężczyzną, potrafiącym kontrolować swoje napady złości. 

      — Idziemy — zarządził, a potem zaprowadził mnie na górę.

      Od niedawna był to nasz pokój. Przeprowadziłam się tutaj, wiedząc że dokonałam wyboru. Wciąż bolało mnie milczenie ze strony mamy, jednak próbowałam żyć nadzieją, że kiedyś nasze stosunki się uregulują. Wiedziałam, że nie jestem bez winy. Oszukiwałam ją przez długi czas, a przecież nigdy wcześniej tego nie robiłam. 

     Nie wiedziałam, czy dobrze robię zamieszkując w tym domu, jednak gdzieś w głębi wiedziałam, że od dawna miałam tu swoje miejsce. Takie, w którym mogłam schować się przed wszystkim, co było złe. Było to zabawne, bowiem przed własnymi demonami, kryłam się w miejscu, które było ich siedliskiem. Niemniej jednak był tu Archer, a gdzie on - tam ja. 

       — Jak będzie z tym deserem? — Mruknął, łapiąc mnie za biodra i przyciągając do siebie. 

     Obiłam plecami o jego tors, a on przytrzymał mnie mocniej. Schylił się, by znów zająć się moją szyją. 

       — No nie wiem — mruknęłam, układając głowę w wygodny sposób. — Deser jest tylko dla grzecznych dzieci. 

      —  Nie jestem ani jednym, ani drugim — przygryzł jasną skórę, śmiejąc się. — Co przewidujesz dla niegrzecznych mężczyzn? Wiesz, tam na tarasie strasznie się wierciłaś, a to cholernie na mnie działa... 

     Odwróciłam się, a on nie wypuszczał mnie z objęć. Nie musiałam długo czekać, by nasze usta znów się zetknęły. Westchnęłam, gdy okazało się, że nie zamierzał być delikatny. Jego wargi napierały na moje w szaleńczym tempie, chwytając moje zachłannie. Szybko zabrakło mu tchu, a moje ciało zapłonęło żywym ogniem. 

     Bez uprzedzenia rozpiął bluzę, którą miałam na sobie i ściągnął ją ze mnie.

      — Chryste — jęknął, przyciągając mnie na powrót do swojego ciała. — Nawet nie wiesz, jaką wtedy miałem ochotę, by to zrobić. 

       — Powiesz mi co jeszcze chciałeś zrobić, kiedy przyszłam tu pierwszy raz? — Zapytałam nisko, mrużąc oczy.

       — Nie — wychrypiał, błądząc wzrokiem po mojej twarzy. — Pokażę ci to, skarbie.

      Uśmiechnęłam się prosto w jego usta. Znów mnie całował, a każdy następny ruch był przepełniony ogniem pożądania. Ułożyłam ręce na jego twardym torsie, przesuwając rękami po materiale. I jego szybko się pozbyłam, a nim się zorientowałam Archer położył mnie na łóżku jedynie w samym staniku i jensach. 

      Pochylił się nade mną a ja uchyliłam powieki. W słabym, księżycowym świetle, które wpadało przez okno widziałam jedyne jego zarys, jednak był to dla mnie najpiękniejszy widok. Fakt, że tu był i że wciąż byłam dla niego najważniejsza, sprawiał że, moje serce zabiło szybciej.

      Ułożył usta na moim czole, wbijając palce w mój bok. Westchnęłam, gdy musnął torsem moją wrażliwą skórę. Po chwili ustami wyznaczał kręte ścieżki wzdłuż szyi i mostka, a jego palce zahaczyły o delikatną koronkę, pokrywającą znaczną część piersi. Sapnął cicho, odchylając materiał a jego język wślizgnął się pod niego, dotykając wrażliwej brodawki.

     Gwałtownie wciągnęłam powietrze, wyginając plecy w łuk. Czułam jak się uśmiecha, kręcąc kółka w tamtym miejscu. Na chwilę zapomniałam gdzie jestem, czując podniecenie, które zaczynało przejmować moje ciało. 

      — Chryste, Reed — usłyszałam, gdy znów w kilku ruchach, jego usta pojawiły się tuz przy moich. — Nawet nie wiesz, jak cholernie chciałem to wtedy  zrobić.

      Uśmiechnęłam się, wracając pamięcią do tego, co wtedy się stało. W tym pokoju, pięć lat temu, pocałowaliśmy się po raz pierwszy, a potem Archer utulił mnie do snu, po wieczorze pełnym niebezpieczeństw. To wtedy na dobre weszłam do tego świata. 

       — Co cię powstrzymało?

       — Wizja, że mogłabyś uciec — mruknął, powoli rozpinając pasek moich spodni. — Ale teraz mi nie uciekniesz, prawda?

       Ściągnął moje jeansy, a gdy przejechał palcami po nagiej skórze, dostałam gęsiej skórki. 

       — Nie pozwolę ci uciec — wyszeptał, składając kilka pocałunków na moich udach. — Jesteś moja, skarbie. Tylko moja.

      Pokiwałam głowa, przyciągając go do siebie.

       — Tylko Twoja — zgodziłam się.

      Naparł na moje usta z westchnięciem. Pocałunek któremu się oddaliśmy był niczym taniec dwóch spragnionych dusz. Zatopiłam palce w jego miękkich włosach, gdy nasze języki walczyły o dominację. Czułam jego dłoń błądzącą po moim ciele, a każdy jej ruch zostawiał na skórze coś w rodzaju smugi ognia. Miałam wrażenie, że płonę a on wcale nie zamierzał ugasić tego pożaru. Podsycał ten ogień, co rusz pieszcząc jedne z bardziej wrażliwszych miejsc, jednak opuszczał to, które najbardziej pragnęło być dotknięte.

      Wysunęłam lekko biodra, napierając na jego krocze. Chciałam zrobić wszystko, by poczuć ulgę, która płynęła z przyjemności.

       — Nie można jeść deseru, przed obiadem — zaśmiał się zawadiacko, delikatnie się odsuwając a jego niski głos sprawił, że mimowolnie spięłam mięśnie.

       Nie mogłam uwierzyć w to, jak na mnie działał. 

       Jego usta zeszły niżej, na brzuch aż w końcu dotarły do brzegu bielizny. Wiłam się, zniecierpliwiona i spragniona tego, co miało nadejść.

      Archer przejechał kciukiem po wilgotnym materiale, uśmiechając się triumfalnie. Chełpił się tą chwilą, patrząc w moje na mnie. Na powrót przymknęłam oczy, czując elektryzujące dreszcze, gdy leniwie poruszał palcem. 

     Gdy po chwili się odsunął, z moich ust wydobyło się ciche jęknięcie.

      — P-proszę — wyszeptałam.

      Uśmiechnął się, unosząc wysoko kącik ust po czym powoli rozpiął pasek. Oddychałam szybko, obserwując jak pozbywa się spodni i bokserek. Syknęłam, widząc jak sztywny był. Gdy znów znalazł się nade mną, mimowolnie rozszerzyłam nogi, pozwalając mu zdobyć pełen dostęp do mnie. 

       — Nie, skarbie — mruknął, lustrując mnie pełnym pożądania wzrokiem. — To ja proszę.

       — O co? — wychrypiałam, czując jego kciuk gładzący wrażliwą skórę tuż obok zbiegu ud. 

       — Dojdź dla mnie, skarbie — wymruczał.

       Nie musiał długo czekać. Gdy po chwili, uprzednio zakładając odpowiednie zabezpieczenie, wszedł we mnie zdecydowanym ruchem, oboje wydaliśmy z siebie gardłowy jęk. Jego szybkie i precyzyjne ruchy sprawiały, że ekstaza przejęła moje ciało w kilka chwil. Spełnienie, którego oczekiwałam wypełniło moje ciało w kilku sekundach, do tego stopnia, że przykleiłam dłoń do ust, by nie być zbyt głośno.

      — Właśnie tak... — sapnął nisko.

      Archer napierał na mnie, a spomiędzy jego warg co rusz, wydobywały się przekleństwa. Słuchałam ich jak w amoku, czując jedynie jego ruchy i chłonąc te doznania. Rytmicznie poruszałam biodrami, by on sam mógł poczuć się tak jak ja. 

     Podniosłam się na łokciach, obserwując jego twarz, ozdobioną kropelkami potu. Spojrzał na mnie, nieznacznie kiwając głową, jakby od razu zrozumiał intencję. W kilku sekundach zamieniliśmy się, a ja usiadłam na nim okrakiem. 

     — Kurwa — wychrypiał, błądząc wzrokiem po moim ciele. 

     Wbiłam paznokcie w jego barki, poruszając się w coraz szybszym tempie. Oddychał przez lekko uchylone usta, nieznacznie przygryzając dolną wargę. Jedną dłoń ułożył na moim biodrze, zatapiając palce w rozgrzanej skórze, drugą zaś mocował się z zapięciem stanika. Ściągnął go ze mnie, chwytając w dłoń jedną z piersi. To sprawiło, że na nowo przeszły mnie znajome dreszcze podniecenia. 

     W tamtej chwili liczył się tylko on i to, co nas łączyło. Nie ważne, jak bardzo życie było skomplikowane. Byliśmy dla siebie i korzystaliśmy z każdej wspólnej chwili, wiedząc, że w tym świecie, każda z nich, mogła być ostatnią. 

      Gdy z ust Archera wydobyło się jęknięcie, wiedziałam że jest blisko. Każdy mój ruch, dedykowany był jego przyjemności, jednak gdy zaciskał dłonie na mojej skórze a jego biodra wychodziły na spotkanie moim, czułam, że wzbiera się we mnie kolejna fala spełnienia. 

     W kilka minut ciszę przecięły nasze westchnięcia, gdy oboje doszliśmy w tym samym momencie. Opadłam na jego tors, a nasze gorące ciała skleiły się ze sobą. Archer oddychał ze świstem, a jego ciało pokryte było kropelkami potu. Drżałam, gdy powoli objął mnie, zamykając w delikatnym, lecz pewnym uścisku. Powoli odzyskiwałam panowanie nad ciałem i umysłem, jednocześnie nie chcąc, by to przyjemne uczucie zbyt szybko odeszło w zapomnienie. 

      — Spokojnie — usłyszałam jego kojący głos, płynący wprost do mego ucha. — Jestem tutaj.

      Chwyciłam go pewniej, powoli rozluźniając obolałe mięśnie. Dopiero po kilku długich sekundach, powoli uniosłam się i ułożyłam obok niego. Odwrócił głowę w moją stronę, ukazując garnitur białych zębów. 

      — Jesteś taka piękna — wyszeptał. — Zwłaszcza, gdy przejmujesz kontrolę. 

     Uśmiechnęłam się, chowając twarz w poduszkach. Zerkałam na niego kątem oka, gdy podniósł się i w kilku sekundach pozbył się prezerwatywy. Po chwili nakrył nas kołdrą, uprzednio instruując mnie, jak powinnam się unieść. Gdy miękka pościel dotknęła mojej skóry, poczułam ulgę.

      — Chodź tutaj — mruknął, przytulając mnie do swego boku.

      Ułożyłam się wygodnie, wtulając głowę w zagłębienie szyi. Dłoń oparłam na miejscu, gdzie mogłam wyczuć wciąż przyśpieszone bicie jego serca. Usta Archera ułożyły się na czubku mojej głowy, a nasze ciała przywarły do siebie, jak gdyby na powrót były za sobą stęsknione.

     — Jak się czujesz? — To pytanie padało z jego ust zawsze w takich chwilach.

     — Świetnie — przyznałam, czując jak gładzi moje włosy. 

     — Cieszę się — mruknął. 

     — Opowiesz mi coś? — Zapytałam nagle, czując potrzebę ciągłego słyszenia jego głosu.

     — Ja? Dobrze wiesz, że z naszej dwójki, to ty jesteś lepsza w opowiadaniu — westchnął, nie kryjąc lekkiego rozbawienia.

      — No to może bajkę? — Zaproponowałam, wiedząc, że każdy znał jakąś bajkę. 

      Archer mógłby mówić o czymkolwiek - i tak słuchałabym z z zafascynowaniem.

      — Bajkę — powtórzył zamyślony, dbając o ty, by jego dłoń ciągle wędrowała po moich włosach. — Nie chcę opowiadać ci bajek, Reed. Chcę sprawić, byś czuła się jak w bajce, wiesz?

      Uniosłam na niego spojrzenie, czując jego oddech na swojej twarzy. Jego słowa chwyciły mnie za serce. 

     — Ale tak się czuję — przyznałam szeptem, jakby bojąc się, że spłoszę tę chwilę głośną mową. — Przy tobie. Chciałabym, żebyś czuł to samo.

     Uśmiechnął się, ujmując mój podbródek. Złożył delikatny pocałunek na moich wargach.

      — Jesteś moją prywatną bajką, Reed — wychrypiał. — Nigdy w życiu nie czułem się lepiej. I wiesz co? Dla ciebie mogę założyć ten różowy podkoszulek, jeśli tylko dzięki temu, zobaczę szczęście w twoich oczach. 

      — Poważnie? 

      Skinął głową. 

       — Kocham Cię, skarbie — wyszeptał. — Nigdy o tym nie zapominaj.

       — Ja ciebie też, Archer — zapewniłam, przenosząc dłoń na policzek pokryty jednodniowym zarostem. — Ja ciebie też.

      Nasze usta złączyły się w pocałunku, który przyniósł ze sobą koleje chwile pełne zdarzeń. Zasnęłam w objęciach mężczyzny, któremu oddałam serce, na szali zostawiając także swoje dotychczasowe życie. Może nie był idealny, a ja popełniałam po drodze sporo błędów, ale to co nas połączyło, było silniejsze od wszystkiego co znaliśmy do tej pory. 

     Być może dlatego, gdy o poranku otworzyłam oczy, powitał mnie ubrany w przefarbowaną koszulkę, serwując przy okazji śniadanie do łóżka, w którym nigdy się nie je.

     Być może miłość zmienia wszystko, jeśli tylko pozwolimy jej zagościć w naszym życiu.



==============


Kochani! 
Dziękuję Wam za to, że wciąż żyjecie historią naszych bohaterów! Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał, chociaż takie sceny nie są moimi najmocniejszymi stronami. Mam nadzieję, że podołałam a rozdział umili Wam oczekiwanie na papierową wersję Archera i Reed.

Oczywiście na Wattpadzie pojawiają się nowości ode mnie, do których Was zapraszam, zwłaszcza że już w maju ruszam z rozdziałami nowego projektu. King os the Night to kolejna historia pełna uczuć, tajemnic a także... karcianych wróżb ;* Prolog czeka na Was od wczoraj! 

Buziaki! ;*

Wasza, 
czarodziejka2604


A teraz lecę na wesele ;)







Pokračovat ve čtení

Mohlo by se ti líbit

To on? Od M

Vlkodlaci

376K 22.6K 68
Luka to młody wilkołak, który jest... omegą. Wiedzą o tym tylko jego rodzice. Tyler to młoda Alfa. Ma szczęśliwą rodzinę ale... nie zna sekretu swoje...
161K 8.9K 33
Dwudziestoletnia Alex rozpoczęła studia na Uniwersytecie Campford. Od najmłodszych lat fascynowały ją tajemnice ludzkiego umysłu, dlatego stając prze...
579K 29K 150
*** Obie części są już w sprzedaży!*** Gdy Elizabeth Collins już myślała, że jej życie dobiegło końca, życie dało jej drugą szansę. Objęta programem...
254K 4.8K 27
Molly przeprowadza się do brata i zastaje tam jego przyjaciela który będzie z nimi mieszkał. Jak potoczy się ich historia? Tego dowiecie się czytając...