Codziennie anime || one-shoty

By AgusiaSzczygiel

155K 7.3K 4.1K

Ciągła zabawa, niekończący się humor, osobliwe dwuznaczności i skojarzenia oraz mnóstwo miłości i tragedii! O... More

> Spis treści <
| Levi Ackerman |
| Mikaela Hyakuya |
| Eren Jaeger |
| Nagito Komaeda |
> Special Quiz <
| Loki Laevatein |
| Sleepy Ash |
| Izuru Kamukura |
| Lawless |
| Shū Sakamaki |
| Nagito Komaeda |
| Shū Tsukiyama |
| Ferid Bathory |
| Xerxes Break |
| Guren Ichinose |
| Edward Elric |
> Christmas Special <
| Hades Aidoneus |
| Guren Ichinose |
| Snow Lily |
| Shū Tsukiyama |
| Ryōta Kise |
| Guren Ichinose |
| Tōru Oikawa |
| Gilbert Nightray |
| Byakuya Togami | Kyōko Kirigiri |
| Apollon Agana Belea | Yui Kusanagi |
| Ken Kaneki |
| Katsuki Bakugō |
| Awaya Mugi |
| Karma Akabane |
| Nanashima Nozomu |
| Charles Grey |
| Nagito Komaeda |
| William Macbeth |
| Shinomiya Hayato |
| Licht Jekylland Todoroki |
| Kiyotaka Ishimaru |
| Asahi Azumane |
| Kanato Sakamaki |
| Misono Alicein |
| Shōto Todoroki |
| Yuichiro Hyakuya |
| Sleepy Ash |
| Hanabusa Aido |
| Prompto Argentum |
| Nigihayami Kohaku Nushi | Chihiro |
| Izuku Midoriya |
| Osamu Dazai |
| Makoto Sunakawa |
| Fuyuhiko Kuzuryū | Peko Pekoyama |
| Jihyun Kim |
| Sleepy Ash |
| Kuranosuke Koibuchi |
| Victor Nikiforov |
| Satoru Asahina |
| Osamu Dazai |
| Kou Mukami |
| Ikki |
| Leon Kuwata |
| Noctis Lucis Caelum |
| Ryōta Mitarai |
| Keigo Takami |
| Yasuke Matsuda |
| Tomura Shigaraki |
| Rantarō Amami |
| Roy Mustang |
| Kiyotaka Ishimaru |
| Shōta Aizawa|
| Fuyuhiko Kuzuryū |
| Cloud Strife |
| Shūichi Saihara |
| Byakuya Togami |
| Leon Kuwata |
| Sakunosuke Oda |
| Yasuke Matsuda |
> Halloween Special <
| Tetsurō Kuroo |
| Ryōta Mitarai |
| Kakashi Hatake |
| Kiyotaka Ishimaru |
| Atsushi Nakajima |
| Shūichi Saihara |
| Mikaela Hyakuya |
| Rantarō Amami |
| Keigo Takami | Toya Todoroki |
| Leon Kuwata |
| Mikhail Jirov |
| Nagito Komaeda |
| Tōru Oikawa |
| Tetsurō Kuroo |
| William James Moriarty |
| William James Moriarty |
| Bokuto Kōtarō |
| Daiki Aomine |
| Aether |
| Undertaker |
| Makoto Naegi |
| Kaeya Alberich |
> Halloween Interactive Story <
| Zhongli |
> Zakończenie <

| Yuriychka Jirov |

378 18 26
By AgusiaSzczygiel


Paring: Character x Reader

Zamówienie: Tak

Od: Enderman_Kebab

Gatunek: Horror, Dramat, Akcja

Pochodzenie: Sirius the Jaeger (天狼)



Przyjemnego czytania!


7 maja 2021 r.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Spokoju mego nadszedł kres,

Wieczności trwać nie dano.

Sądziłam, że wszelakich trosk

Po śmierci się wyzbyłam;

Jednakże w nowym domu swym

Niedługo zabawiłam*.

Thomas Hood



   Za oknem wznosił się las o strasznie ponurych rysach, który w ciemności nocy zdawał się przypominać morze cieni. [Imię] obserwowała, jak czubki drzew kołysały się w hipnotyzującym tańcu, choć widok bez przerwy zasłaniała jej szara membrana deszczu. Odległe białe i fioletowe błyskawice, migoczące złowrogo, na ułamek sekundy rzucały na pobliskie góry tyle światła, że momentami dziewczynka odnosiła wrażenie, jakby jakaś wielka postać na niebie pstrykała zdjęcia dolinie, w której przyszło jej żyć.

   Chłód przenikał kości [Imię] na wylot, żeby temu przynajmniej częściowo zaradzić, okryła się mocniej kocem. Zawodzący wiatr stukał nieustannie okiennicami, mimo to dziewczynka usłyszała skrzypnięcie otwieranych i zamykanych pospiesznie drzwi. Odwróciła się, błysk oświetlił tylko połowę pokoju, rozpoznała jednak sylwetkę osoby znajdującej się po drugiej stronie pomieszczenia.

   — [Zdrobnienie], mogę dzisiaj spać z tobą?

   [Imię] przesunęła się na lewy skraj łóżka, przysuwając się bliżej do okna i lekko poklepała wolną przestrzeń obok siebie.

   — Chodź.

   Podobna do [Imię] dziewczynka, o dwa lata starsza i tylko o kilka centymetrów wyższa, wgramoliła się do jej łóżka. Nie było wyraźnie widać jej twarzy, w przeciwieństwie do ruchów, jakie wykonywała; to pozwoliło [Imię] zauważyć, że codzienna buńczuczność i psotność siostry przepadła bez śladu. Parę sekund później potwierdziły to spostrzeżone łzy, które zalśniły w kącikach oczu Anastazji.

   — Dziękuję.

   — Nie ma za co. — [Imię] podzieliła się kocem, choć Anastazji nie było nawet w połowie tak zimno jak jej. Młodsza dziewczynka lubiła chłód, w przeciwieństwie do jej ciała, które zawsze szybko marzło. Z kolei Anastazja miała zupełnie na odwrót; kochała upały, ponieważ dobrze reagowała na gorąc. Przez to nigdy nie mogły razem cieszyć się z danej pogody. — Bardzo się boisz?

   — Tak — odparła przytłumionym głosem Anastazja.

   — Ale jesteśmy w domu. Tutaj nic nam nie grozi.

   — Nieprawda. Któryś z piorunów może uderzyć w nasz domu.

   [Imię] zadumała się na chwilę. Tak naprawdę nie wiedziała, jak mogłaby pocieszyć siostrę, szczególnie że nie rozumiała, co strasznego było w burzy. Jeśli się uważało, nie robiła przecież żadnej krzywdy, w przeciwieństwie do realnego zagrożenia, które stanowiły węże, skorpiony, niedźwiedzie, wilki czy tygrysy. Obawa względem takich zwierząt wydawała jej się w pełni uzasadniona.

   — Pamiętasz, co powiedział tata? — zapytała [Imię], nagle przypominając sobie słowa ojca. — Że pioruny uderzają w najwyższą w pobliżu rzecz. A w dolinie jest wiele drzew wyższych od naszego domu. Błyskawica więc nie uderzy w nas.

   Anastazja pokiwała głową, choć nie wyglądała na przekonaną.

   Wtedy, wraz z kolejnym przeraźliwym grzmotem, rozbrzmiał kobiecy krzyk. Był tak krótki jak dźwięk błyskawicy, przez co dziewczynki myślały, że wyobraźnia spłatała im figla. Wystarczyło jednak, że spojrzały na swoje twarze, by domyślić się prawdy.

   — To była mama... — wyszeptała Anastazja, kiedy znowu ogarnęła je nieubłagana ciemność.

   W tamtym momencie [Imię] doszła do wniosku, że muszą zamienić się rolami; bojąca się straszliwie burzy Anastazja nie zdołałaby zejść na dół, żeby sprawdzić, co się stało, a to któraś z nich musiała zrobić.

   — Zostań tutaj, Ana. A jak usłyszysz jakiś niepokojący hałas, schowaj się w szafie — poleciła cichym, a zarazem piskliwym głosem, jakby nagle zamieniła się w mysz. Nie potrafiła nadać mu zwykłego brzmienia, była zbyt przerażona.

   Anastazja złapała ją za rękę, gdy zsuwała się z łóżka.

   — Nie... nie zostawiaj mnie, proszę.

   — Nie martw się. Za chwilę wrócę.

   — Obiecujesz?

   — Obiecuję.

   [Imię] wyswobodziła swoją dłoń z uścisku Any i czym prędzej opuściła pokój, nim strach obezwładniłby ją na tyle, że nie zdołałaby się nigdzie ruszyć. Na zewnątrz wciąż szalała burza, jęki uginających się drzew, silny deszcz i huki błyskawic, a także wszechobecny chłód sprawiły, że włoski stanęły [Imię] dęba. Czuła, jak jej ciało mięknie i jak pojawiają się na nim coraz liczniejsze dreszcze, gdy powoli zbliżyła się do schodów prowadzących na parter. Zatrzymała się, zanim zdążyła postawić stopę na pierwszym stopniu. Coś usłyszała, coś niewyraźnego. Musiała się mocno wsłuchać w dźwięki dobiegające z dołu, żeby rozszyfrować, co oznaczały i czemu ktoś je wydawał.

   Po trzech wydechach poznała pierwszą odpowiedź. To były pomruki i pomlaskiwania. Ale jakby... na wpół ludzkie, na wpół zwierzęce, jak uświadomiła sobie po chwili [Imię]. Nim odważyła się ruszyć dalej, nagle rozległa się seria głośnych strzałów, po których niemal natychmiast rozbrzmiały straszne pojękiwania i rżenia. Rżenia czegoś, co umierało.

   Nie minęła minuta, gdy dźwięki na parterze ustały. Cisza była gorsza od hałasów, uniemożliwiała odszyfrowanie tego, co się wydarzyło i co mogło się zaraz wydarzyć.

   Po długich, ciągnących się wieczność sekundach [Imię] postawiła bosą stopę na pierwszym schodku. Powoli zaczęła schodzić, miękkie szkarłatne nakładki tłumiły jej kroki, mimo to dziewczynka nie była całkowicie cicho; miała problem z równomiernym oddychaniem, przez co łapała płytkie, acz głośne hausty powietrza. Próbowała dłońmi zakryć usta, ale bardzo szybko przekonała się, że w taki sposób się udusi. Zaryzykowała jednak i na bezdechu zeszła na parter, odnosząc wrażenie, że jej żołądek puchnie, ugniatając boleśnie serce.

   Po lewej stronie znajdowała się kuchnia, lecz kompletnie nie zwróciła na nią uwagi; wcześniejsze hałasy dochodziły z drugiej strony i, ku zgrozie [Imię], znów coś usłyszała, coś brzmiącego jak łkanie. Podążyła za tym dźwiękiem, aż dotarła do salonu, gdzie zastała iście makabryczny widok. Sofa, stoliczek i regały z książkami były przewrócone bądź roztrzaskane, ale nie one przykuły jej uwagę, a morze krwi, w którym leżały trzy obrzydliwe potwory podobne do zmutowanych nietoperzy o rozmiarach większych od dorosłego człowieka. Takich istot [Imię] nigdy wcześniej nie widziała na oczy i dogłębnie się przeraziła ich widokiem, nawet jeśli wydawały się martwe.

   Ponieważ nawet jeśli były martwe, wciąż wyglądały strasznie, jakby pochodziły z czeluści piekielnych. Jeszcze nic ani nikt tak dotkliwie [Imię] nie przeraził. A przynajmniej do momentu, kiedy nie dostrzegła swojego ojca po drugiej stronie pokoju.

   Iwan klęcząc, i dysząc ciężko, przyciskał marynarkę do klatki piersiowej Sarah. Materiał w wielu miejscach nasiąknięty był krwią, a z policzka i czoła jej ojca również leciała strumieniem życiodajna ciecz.

   — Tatusiu? C-c-co się... — Głos jej się załamał. Przycisnęła ręce do ciała, próbując przestać się trząść. Bezskutecznie.

   — Gdzie jest Anastazja? — zapytał Iwan. Nie spojrzał na nią, dopóki nie zakrył marynarką twarzy jej matki. Widząc wyraźnie jego zaczerwienione oczy, [Imię] zaczęła płakać. — Już dobrze, [Zdrobnienie], już dobrze...

   [Imię] pozwoliła się objąć, choć nie odwzajemniła uścisku, który i tak trwał zaledwie parę sekund.

   — Gdzie jest Ana? — powtórzył. Patrzył na nią z taką determinacją, a zarazem smutkiem, że miała ochotę spuścić głowę.

   — W moim pokoju — zdołała wydukać. — Co z mamą?

   — Śpi. Wrócimy po nią później. Pójdziesz teraz do kuchni i zaczekasz na mnie i na Anę przy tylnych drzwiach, dobrze? — Zaraz po tych słowach rozbrzmiał ledwie słyszalny dźwięk przesuwających się po drewnie pazurach. — Niedobrze...

   Zimny pot oblał [Imię], której łzy nagle przestały płynąć. Strach zaczął ją paraliżować, a zarazem znieczulać na dziejące się dokoła rzeczy.

   — Mała zmiana planów. Gdy usłyszysz strzały, pobiegniesz nad rzekę. Nad tę, przy której się wczoraj bawiłyście i tam zaczekasz na mnie i Anę. Jeśli do ranka nie przyjdziemy, pójdź wzdłuż rzeki zgodnie z jej nurtem.

   [Imię] pokręciła powoli głową. Nie chciała uciekać sama.

   — Pamiętasz, jak bawiliśmy się w chowanego? — ciągnął jej ojciec. — Wyobraź sobie, że teraz robimy coś bardzo podobnego. Teraz tylko ty się chowasz, ale za chwilę dołączymy do ciebie. Wszystko będzie dobrze.

   — Obiecałam Anie, że do niej wrócę.

   — W takim razie przejmuję twoją obietnicę. — Iwan w pierwszej chwili chciał pogładzić [Imię] po policzku, ale kiedy zobaczył krew na swej dłoni, wycofał rękę i zamiast tego przytulił swoją córkę po raz ostatni, zanim delikatnie nakierował ją, a następnie popchnął w stronę kuchni. — Idź i nie oglądaj się za siebie, [Imię].

   Choć nie chciała tego, zrobiła tak, jak ojciec jej kazał, uczona od dziecka, żeby słuchać rodziców. Podświadomie wybrała to, co wydawało się najsłuszniejsze, gdyż nie potrafiła zebrać myśli ani znaleźć słów, którymi mogłaby cokolwiek zmienić.

   Podczas gdy szła, w jej uszach zaczęło huczeć i dudnić. Usłyszała pierwszy wystrzał. Ciało ogarnęły dreszcze, nogi zmiękły. Rzuciła się do biegu i już po kilku chwilach była w lesie, podążając krętą, ledwie widoczną w ciemnościach ścieżką. Poślizgnęła się i wytarzała w błocie, zanim przestała się turlać i zanim udało jej się z powrotem stanąć na drżących nogach. W myślach nieustannie powtarzała sobie, że wszystko będzie w porządku, tak jak powiedział jej ojciec.

   To było desperackie usiłowanie zamknięcia oczu na straszne okoliczności, z którymi przyszło jej się mierzyć. Chciała wierzyć, że za niedługo zobaczy się z rodzicami i siostrą, ale miała bardzo złe przeczucia, gdy tylko przed oczami pojawiał się jej widok przerażających potworów i nieruchomego ciała Sarah.

   Biegła więc co sił w nogach, pocieszając się każdą drobnostką, jaka przyszła jej do głowy. Wszystko to jednak było grą pozorów, fasadą oddzielającą ją od przeszywającego, pierwotnego strachu. Strachu, że stało się coś złego i nieodwracalnego, i że nikt nie przybędzie im na pomoc w głęboko i daleko ukrytej dolinie. Mimo to nie zatrzymała się ani nie obejrzała. Wierzyła, że tak długo, jak postępuje według poleceń, tak wszystko się jakoś ułoży.

   Wreszcie [Imię] udało się dotrzeć do rzeki. Przykucnęła przy najbliższym drzewie, choć wiedziała, że powinna się trzymać od nich z daleka, póki burza jeszcze trwała; nie miała jednak innego wyjścia, jak ukryć się i poczekać na ojca oraz siostrę.

   Tyle że nie była w stanie zbyt długo czuwać, nieświadomie zamknęła oczy, gdy tylko pogoda się uspokoiła.

   Po kilku godzinach obudził ją świergot ptaków, dość głośny, by przerwać jej niespokojny sen. [Imię] była tak wyczerpana i rozbita, że parę chwil zajęło jej uświadomienie sobie, iż wciąż siedziała skulona przy drzewie w pobliżu rzeki. Poza odgłosami zwierząt świadczącymi o ich obecności nie zauważyła ani jednej żywej duszy.

   Bardzo chciała wierzyć, że wszystko, co się wcześniej wydarzyło było tylko okropnym koszmarem, ale miejsce, w którym się znajdowała, dobitnie utwierdzało ją w fakcie, że wczorajszej nocy musiała uciec z domu przed dziwnymi potworami.

   Brudna, mokra i przemarznięta do szpiku kości poszła się przespacerować po miejscach, do których zdołały się przedrzeć promienie słońca, żeby się trochę rozgrzać. Ojciec kazał jej pójść wzdłuż rzeki, gdy nastanie poranek, lecz [Imię] nie potrafiła ot tak odejść. Rozpoczynający się dzień i coraz mocniejsze światło dodało jej pewności siebie, dlatego postanowiła wrócić do domu i sprawdzić, czy kogoś tam zastanie. Poruszała się powoli, osłabiona i otępiała. Nie zatrzymała się jednak ani na moment, dopóki nie ujrzała zarysu doskonale znajomego budynku. Podobnie jak wczorajszej nocy, jak najciszej weszła do środka, żeby rozeznać się w sytuacji. Popełniła tym samym straszliwy błąd, choć kulminację rozpaczy osiągnęła po wspięciu się po schodach na piętro.

   Patrzyła na zwłoki bez tchu, a jej serce pękało na kawałki.



~*~



   [Imię] dołączyła do Jaegersów niedługo po masakrze, jaka miała miejsce w jej domu. Los okazał się dla niej o tyle łaskawy, że kiedy trafiła do wioski, po podążeniu wzdłuż rzeki tak jak kazał jej ojciec, po czterech dniach spotkała tam przyjaciela Iwana — Willarda. Z początku odebrała mężczyznę jako kogoś podejrzanego, tajemniczego i zimnego, dlatego nie od razu uwierzyła w rzeczy, o których opowiadał, jednak im więcej faktów zgadzało się z tym, czym zajmował się i jaki był Iwan, [Imię] wreszcie dała wiarę słowom profesora. Dopiero wtedy ze szczegółami opowiedziała o losie swojej rodziny, ledwie powstrzymując łzy.

   Dziewczynka nie miała innej rodziny, ale Willard znał ludzi, którzy mogliby ją przygarnąć i taką też opcję jej przedstawił, lecz [Imię] szybko ją odrzuciła. Nie pragnęła złudnego spokoju ani normalności, chciała zemsty, choć nie takiego słowa użyła, gdy uzasadniała profesorowi swoją decyzję. Nie znała go zbyt dobrze, ale czuła, że potępiłby jej motywy. W końcu dorośli nigdy nie rozumieli tego, co czuły i myślały dzieci.

   Okoliczności jednak sprawiły, że [Imię] musiała szybko dorosnąć, jeśli chciała sprostać zadaniu, które przed sobą postawiła. Przez kolejne lata używała wszystkich swoich sił, żeby nauczyć się walczyć z wampirami — potworami odpowiedzialnymi za śmierć jej bliskich.

   Dziewczyna dobrze sobie radziła. Była twarda i, co godne uznania, umiała pokonać wszelkie trudności spokojną siłą woli. Nie mówiła dużo i nie zadawała pytań, ani na temat wampirów, ani na temat sprawy, o którą walczyli Jaegersi. Słuchała poleceń i wykonywała je bez zarzutów, jednak zawsze miała przy tym osobliwy wyraz oczu, a to niepokoiło Willarda. Nabyte przez lata doświadczenie pozwalało mu przypuszczać, że w którymś momencie [Imię] może ich zostawić i wybrać lepszą drogę do osiągnięcia swojego celu. Należało strzec się tych, którzy udawali słabych, a choć [Imię] słabości nie udawała, to na pewno pełni swych sił nigdy nie ukazała.

   W prawdziwej walce nie gromadziło się punktów za styl, liczyło się tylko pokonanie wroga, czyli zadanie mu poważnych ran, a w przypadku wampirów wręcz śmiertelnych. [Imię] wiedziała, że naprawdę trzeba chcieć kogoś zranić bądź zabić, by w ostatnim momencie się nie wycofać ani nie zawahać. Pamiętała o tym, ilekroć sięgała po sztylety lub pistolet.

   Im jednak więcej czasu spędzała w towarzystwie Jaegersów, tym mniejsze stawało się jej pragnienie zemsty. Długo nie wiedziała, czy mogła im ufać, lecz lata spędzone u ich boku sprawiły, że wreszcie zaczęła czuć się przy nich bezpiecznie. Poniekąd stali się jej nową rodziną, a to spowodowało, że dała sobie drugą szansę. Otwierała się powoli na nich; na Fallona, któremu pozwalała tarmosić swoje włosy i zamykać w niedźwiedzim uścisku; na Dorotheę, od której uczyła się zwykłej, życiowej zaradności; na Philipa, którego grę na skrzypcach pokochała całym sercem; na Willarda, który przestał jej się kojarzyć ze stratą rodziny. W porównaniu z nimi, tylko z Yuliyem miała słaby kontakt. Oboje nie byli zbytnio rozmowni, przez co, gdy zostawali sami, panowała między nimi cisza.

   Philip i Yuliy, podobnie jak [Imię], stracili swoje rodziny przez ataki wampirów, mimo to nieszczególnie dużo ze sobą rozmawiali, jak gdyby towarzystwo osób, odczuwających ten sam ból, nie pokrzepiało, a przypominało o cierpieniu jeszcze dotkliwiej. A jednak [Imię] i Philip zdołali wytworzyć ze sobą przyjazną więź, choć dziewczyna nie wiedziała, od czego było to zależne, skoro nie spędzała więcej czasu z Philipem niż z Yuliyem.

   Wszystko jednak miało się wywrócić do góry nogami pewnej listopadowej nocy. Całą drużyną mieli sprawdzić szereg magazynów, które według informatora Willarda, należały do wampirów. Podzielili się na pary, żeby usprawnić przeprowadzenie akcji. Fallon i Philip ustawili się przy jednym wejściu, a [Imię] i Yuliy przy drugim.

   Po niedługim czasie wdarli się dyskretnie do środka.

   — Są tutaj... — szepnął Yuliy i sięgnął po broń. [Imię] zrobiła to samo, wiedząc, że zmysły Syriusza nie mogły się mylić.

   Nie spodobała się jej jednak zmiana, jaka zaszła w postawie Yuliya. Zdawała sobie sprawę z jego nienawiści do wampirów, sama również nie była ich zwolenniczką, ale w przeciwieństwie do niego nigdy nie dawała się ponieść emocjom w trakcie walki, podczas gdy on zdawał się wtedy wyłączać myślenie. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie upomnieć go, aby nie działał lekkomyślnie, lecz ostatecznie tego nie zrobiła; uznała, że po to Willard kazał im pójść razem, żeby w razie czego zadziałała tak, jak należało.

   Kiedy wchodzili w głąb magazynu, do nozdrzy [Imię] dotarła nieprzyjemna i doskonale znana woń krwi. Mocniej ścisnęła trzymane sztylety, kiwając Yuliyowi głową, żeby szedł wzdłuż przeciwnej ściany. W ten sposób się rozdzielili, ale wciąż byli w zasięgach swoich wzroków. [Imię] uznała to za odpowiedni ruch, bacząc na to, że zaskoczą wampiry, jeśli te dostrzegą tylko jedno z nich.

   Przeciskali się między wielkimi drewnianymi skrzyniami z największą ostrożnością, by nie wywołać hałasu. Lecz ostatecznie nie znaleźli w magazynie żadnego wampira. [Imię] odwróciła się do Yuliya, żeby powiedzieć, aby poszli sprawdzić kolejny hangar, gdy ten nagle krzyknął:

   — Uważaj!

   Wiedziona instynktem, [Imię] spojrzała w górę; wprost na rzucającego się na nią potwora. Sztyletami odparła atak, jednak impet uderzenia przeciwnika okazał się zbyt mocny, przez co odrzuciło ją do tyłu, gdzie plecami grzmotnęła o jedną ze skrzyń. Na moment zabrakło jej tchu, mimo to nie stała bezczynnie; rzuciła się naprzód, czym zaskoczyła wampirzycę. Kobieta była bardzo piękna, w świetle księżyca, którego blask dostawał się przez okna na dachu, doskonale wyglądały jej delikatne rysy twarzy, olśniewające, szkarłatne, rozszerzone gniewem oczy, smukłe ciało, lekkie i pełne gracji. Ale na [Imię] nie działała jej uroda, nie dała się oczarować ani na sekundę, co pozwoliło jej w porę kontrować ataki przeciwniczki, jak i w odpowiednim momencie wyprowadzać własne.

   W którymś momencie zdołała dostrzec kątem oka, że Yuliy również walczył z wampirem i że szło mu zdecydowanie lepiej. W duchu się uśmiechnęła.

   Ostatecznie [Imię] udało się pokonać wampirzycę, lecz to zwycięstwo kosztowało ją kilka ran. Nieszczególnie poważnych, jeśli w porę się nimi zajmie, o czym powiedziała Yuliyowi, kiedy pozbawił swojego przeciwnika głowy. Zaraz potem dołączyli do nich Fallon i Philip, których ściągnęły hałasy walki.

   — W porządku? — zapytał Fallon, patrząc na rany [Imię].

   — Tak, to tylko parę draśnięć — odparła niewzruszenie.

   Nagle [Imię] poczuła na plecach dreszcze, uświadomiła sobie bowiem, że od dłuższego czasu ktoś ich obserwuje. Spomiędzy niewielkich kartonowych pudeł wypatrywały jaskrawoczerwone oczy. Należały do małej dziewczynki, która dostrzegłszy, że [Imię] ją zauważyła, zakryła głowę ramionami, na powrót stając się niewidoczną.

   Rozum podpowiadał jej, żeby nie podchodziła bliżej, ale dostrzeżone w dziewczynę podobieństwo do zmarłej siostry sprawiło, że zignorowała głos rozsądku.

   — Dokąd idziesz, [Imię]? — zawołał za nią Philip, lecz jego także zlekceważyła, słysząc tylko bicie własnego serca.

   — Cześć, malutka. — Kucnęła zaledwie trzy kroki od dziewczynki. — Teraz jest już bezpiecznie, możesz wyjść.

   Dziewczynka jednak nie zareagowała. [Imię] wyciągnęła powoli rękę w jej stronę, nieznacznie się przybliżając.

   — Nie bój się, nie zrobimy ci krzywdy — dodała. Mówiła z coraz większym smutkiem i tęsknotą. — Naprawdę możesz wyjść.

   — [Imię], ona nie jest... — zanim Yuliy zdołał powstrzymać ją przed jeszcze większym zbliżeniem się do dziewczynki, wampirze dziecko skoczyło naprzód, raniąc przy tym długimi paznokciami brzuch [Imię].

   Wszyscy poza [Imię] sięgnęli po broń. Od początku wiedziała, że dziewczynka była wampirzycą, mimo to nie chciała jej zabijać. Nie interesowała się tym nigdy wcześniej, ale może istniało inne wyjście? Może nie musieli...

   Z ust [Imię] wydobył się głuchy jęk, gdy zobaczyła, że dziewczynka skamieniała po otrzymaniu ciosu w klatkę piersiową. Patrzyła, jak ta obraca się w proch na jej oczach, całkowicie nie przejmują się tym, że gdyby wampirzyca nie została powstrzymana, wyrządziłaby jej jeszcze poważniejsze obrażenia, gdyż, siedząc bezczynnie, idealnie nadawała się na cel.

   Poczuła się źle. Schowała twarz w dłoniach i krzyknęła. Czuła, że sytuacja ją przerosła. Nie potrafiła znieść widoku śmierci kolejnej małej dziewczynki, nawet jeśli ta była wampirzycą. Z jej piersi wydobył się szloch, łzy popłynęły z oczu. Płakała przede wszystkim z tęsknoty za rodzicami i siostrą, którą przerażoną opuściła tamtej straszliwe, burzowej nocy.



~*~



   Sen rozpłynął się, [Imię] powoli otworzyła oczy. Gdy zobaczyła sufit, rozwarła szerzej powieki. Kiedy jej wzrok się wyostrzył, rozejrzała się po małym pomieszczeniu obłożonym tapetą, którą skądś znała. To był jej pokój. Usiadła prosto, zauważając, że bandaż na brzuchu się poluzował, przez co pościel zrobiła się szkarłatna od krwi.

   Dziewczyna zmusiła się do wstania z łóżka, ale zakręciło się jej w głowie. Upadła na podłogę, kaszląc krwią. Gdy odgoniła z oczu łzy i skończyła się krztusić, spróbowała się podnieść, walcząc z bólem, ale w efekcie znowu upadła. Jej poczynania były na tyle głośne, by ktoś usłyszał je z korytarza.

   — [Imię] — odezwał się na jej widok Yuliy głosem pełnym troski, potem zamknął za sobą drzwi i pomógł dziewczynie usiąść na łóżku. — Przepraszam, musiałem wyjść na chwilę.

   — Zacznijmy od tego, czemu w ogóle miałbyś być w moim pokoju?

   — Lekarz dotrze dopiero rano. Do tego czasu nad tobą czuwamy, zmieniając się co dwie godziny. Teraz jest moja kolej.

   — Jak długo byłam nieprzytomna?

   — Pięć godzin.

   To za mało, uznała [Imię] w myślach. Ból musiał mnie obudzić.

   [Imię] kręciło się w głowie. Podejrzewała, że straciła wiele krwi, zresztą wszędzie wokół miała tego jawne dowody. Z rany na brzuchu ciągle sączyła się posoka.

   — Potrzebuję nowych bandaży — powiedziała.

   Yuliy pokiwał głową i wyszedł z pomieszczenia. Wrócił niedługo później z naręczem czystych opatrunków i wilgotnym ręcznikiem. Przez otumaniony umysł [Imię] przebiła się myśl, czemu Yuliy nie poszedł po kogoś bardziej doświadczonego w opatrywaniu ran, jak na przykład po Willarda albo Dorotheę, jednak zaraz przypomniała sobie, że taki właśnie chłopak był — nie kłopotał innych sprawami, którymi sam mógł się zająć. A dla [Imię] i tak większego znaczenia nie miało to, kto pomoże jej się nie wykrwawić.

   Miała wielką ochotę się z powrotem położyć, ale wiedziała, że jeśli to zrobi, znowu będzie to groziło nie do końca dobrze założonymi opatrunkami. Zmusiła się więc do siedzenia prosto, podciągnięcia i przytrzymania bluzki na tyle wysoko, by był odsłonięty jej brzuch.

   Była zbyt słaba i oszołomiona, aby odczuwać skrępowanie, jednak Yuliy speszył się i nie podnosił wzroku ponad jej ranę, kiedy ją na nowo bandażował.

   [Imię] była przyzwyczajona do jego milczenia, a on do jej małomówności. Rzadko odzywali się bez potrzeby, mimo to atmosfera pomiędzy nimi wydawała się inna. Jakby jeden z oddzielających ich wcześniej murów runął. Żadne z nich nie potrafiło nazwać tego odczucia.

   Kiedy rana została ponownie opatrzona, [Imię] podziękowała i położyła się z ulgą na łóżku. Nie zamknęła jednak oczu, wiedząc, że nie zdoła zasnąć obserwowana, lecz również nie potrafiła się zdobyć na to, żeby wyprosić Yuliya. Patrzyła się więc w sufit, powoli przypominając sobie wszystko, co wydarzyło się w hangarze.

   Tymczasem Yuliy wreszcie zaczął się uspokajać, rumieńce na jego policzkach zbladły. Siedząc na krześle obok łóżka, patrzył jakby w dal i rozmyślał.

   — Również nie chciałem zabić tamtej dziewczynki — odezwał się w końcu. — Ale nawet teraz nie potrafię znaleźć innego rozwiązania. Wszystko zostało przesądzone w momencie, gdy zginęli jej rodzice. A ich musieliśmy zabić.

   — Wiem — przyznała [Imię]. — To nie ty popełniłeś błąd, tylko ja. Dlatego przepraszam.

   — Nie musisz przepraszać. Byłoby to niesprawiedliwe, biorąc pod uwagę, ile moich błędów musiałaś wybaczyć.

   — Wcale nie musiałam.

   — Więc czemu to zrobiłaś?

   [Imię] spojrzała na Yuliya, który wpatrywał się w nią błękitnymi, płonącymi oczyma. Nagle zdała sobie sprawę, że wcale nie chce odpowiadać na to pytanie. Odwróciła głowę i zamknęła powieki.

   — Jestem zbyt zmęczona, żeby myśleć. Jeśli chcesz, możemy o tym porozmawiać rano.

   Yuliy chciał jej przypomnieć, że rano przyjdzie lekarz, ale w porę uzmysłowił sobie, iż [Imię] była tego świadoma. Bynajmniej jednak nie zamierzał jej naciskać ani nakłaniać do mówienia. Pokiwał więc tylko w zgodzie głową, zanim wyszedł. Jego miejsce za kilka minut powinien zająć Philip; miał nadzieję, że [Imię] zdoła zasnąć, nim to nastąpi.

   Powieki [Imię] zaczęły jej mocno ciążyć, zupełnie jak wtedy nad rzeką, gdy czekała na swojego ojca i siostrę. Nie poczuła rozdzierającego bólu na to wspomnienie, co wprawiło ją w niemałą konsternację. Uzmysłowiła się wówczas, że zemsta nigdy nie była czymś, czego naprawdę pragnęła; incydent z małą wampirzycą tylko ją w tym upewnił. Najbardziej żałowała bezsilności, ale przecież jako dziecko nie mogła nic zdziałać przeciwko wampirom. Teraz, gdy stała się silniejsza, sprawa przedstawiała się zupełnie inaczej. Och, że też tak późno do tego doszła...

   Cóż, lepiej później niż wcale, powiedziała do siebie w myślach. Nie była do końca pewna, czy chciała wciąż walczyć z wampirami, ale zdecydowała się dokończyć to, czego się podjęła i chronić ludzi, którzy stali się dla niej ważni.

   Na ten ostatni wniosek nikle się uśmiechnęła. Nie mogła uwierzyć, że prawie powiedziała Yuliyowi, że go lubi.



__________________

*Tłum. M. Sieduszewski.


Continue Reading

You'll Also Like

27.9K 3.3K 45
Prochem jesteś i w proch się obrócisz. Lub gdzie Reader płonie jasnym ogniem, a ogień zawsze pozostawia za sobą jedynie popiół
2.4K 147 18
" I HOPE I WILL DIE FIRST " Katsuki Bakugou jest obsesyjnie zakochany w Tomoko, która wygląda jak porcelanowa lalka. On chce jej pokazać, że ma do...
14.2K 969 7
⬆️Patrz tytuł⬆️ •Data opublikowania : 06.05.2018r.•
16.1K 1.4K 21
Po korekcie, tak przynajmniej mi się zdaje ♥︎♡︎♥︎ Gdyby wtedy chłopak by nie wyszedł to historia by nie powstała i by też się nie zaczęła przygoda d...