Rozdział 68 - Co rude to wredne

4.2K 386 573
                                    

— Czemu ciągle za mną łazisz?! — warknęłam w stronę Draco, który musiał zobaczyć całą akcję i za nic w świecie nie chciał przepuścić okazji do wbicia kolejnego sztyletu w moje serce.

Ślizgon nie odpowiedział od razu. Wpierw na jego bladą twarz wkradł się uśmiech, przez który nie raz miałam ochotę rzucić w niego klątwą.

— Po prostu ta impreza mi nie leży. Jest trochę... drętwa.

— To czemu nie pójdziesz do dormitorium? — wysyczałam gniewnie. — Nikt cię tu nie trzyma.

— I miałbym stracić taką akcję? W życiu!

Spojrzałam prosto w jego szare oczy, próbując zrozumieć, co ja mogłam w nim kiedykolwiek widzieć, jednocześnie zduszając w sobie silną potrzebę zrzucenia go ze schodów.

— Nie mów tylko, że myślisz, aby się na nim odegrać i właśnie wybrałaś mnie za swój cel, skoro patrzysz mi tak głęboko w oczy. — Blondyn się zaśmiał, krzyżując ręce na piersi, jednocześnie podpierając się nonszalancko o kamienną ścianę.

Odwróciłam się w jego stronę, podparłam plecami o poręcz i złapałam się za ramiona, spuszczając głowę. Naprawdę nie byłam w stanie nawet mu odpyskować. Nie miałam ochoty, ani siły. Zresztą, co by to dało. Zawsze nasze sprzeczki wyglądają tak samo i żadne z nas nie ulegało, więc tylko bym się bardziej wkurzyła, a tego nie potrzebowałam.

— Serio? Nic nie powiesz? — zdziwił się Ślizgon, który widocznie spodziewał się po mnie dogryzania.

Kpiący uśmiech Dracona przerodził się w zmieszanie, a kiedy załkałam niespodziewanie, totalnie się speszył. Zacisnęłam mocno powieki i zasłoniłam usta dłonią, starając się powstrzymać od dalszego wylewania na wierzch swoich emocji. Tym bardziej przy osobie, której kompletnie nie ufałam.

Nastała chwila ciszy, gdzie jedyne co dało się usłyszeć, to dudniącą muzykę zza ściany i mój nieregularny oddech. Ku mojemu zdziwieniu Ślizgon zrobił krok w moją stronę, po czym zachwiał się. Wyglądało to, jakby chłopak chciał podejść jeszcze bliżej, ale jednocześnie stąd uciec, przez co ostatecznie jego nogi pogubiły się przez sprzeczne sygnały.

Naprawdę nie wiedziałam, o co mu chodzi i jaki ma w tym wszystkim cel. I szczerze mówiąc, chyba wolałam nie poznawać prawdy. Koniec z tym użalaniem się nad sobą, pomyślałam, doprowadzając się do porządku. Wzięłam głęboki oddech i wyminęłam chłopaka, powracając do pokoju wspólnego.

Szłam przed siebie twardym krokiem, mając przed oczami tylko jeden cel. Alicja zobaczyła mnie i natychmiast uśmiechnęła się pod nosem.

— Wybacz, Słonko, ale George chyba jednak woli mnie — zaczęła, lecz zanim zdążyła otworzyć usta, aby powiedzieć coś więcej, zamachnęłam się prawą ręką i z całej siły uderzyłam ją pięścią w szczękę. 

Po pokoju rozległo się głośne "Uuu".

Kiedy cios ją odrzucił do tyłu, odepchnęłam dziewczynę w stronę ściany i uderzyłam ponownie. Targnęła głową w bok, przez co ponownie trafiłam ją w szczękę z niewielką jednak siłą. Zaczęła się szarpanina. Połowa zgromadzonych stała i wpatrywała się ze zdziwieniem na całą akcję. Jeden z prefektów próbował nas rozdzielić, jednak próżno. 

W końcu do akcji wkroczyło kilka osób i nas złapało. Dyszałam ciężko, wpatrując się z nienawiścią w dziewczynę przede mną. Alicji z dolnej wargi zaczęła wypływać krew.

— Już nie żyjesz! — warknęłam do brunetki, która już nie wyglądała na taką cwaną. — Poczekaj tylko, aż spotkam cię gdzieś na korytarzu...

Camille • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz