Rozdział 47 - I znowu na Grimmauld Place

7.4K 446 361
                                    

— O nie, o nie, to był zły pomysł — mamrotałam przez całą podróż powrotną Błędnym Rycerzem. Kiedy dotarliśmy do ulicy, niedaleko Grimmauld Place 12 i wysiedliśmy z autobusu (który zniknął za zakrętem tak szybko, jak się pojawił), wyobraziłam sobie tyradę, jaka nas czekała w domu. — Może... może przekupimy ich czymś! Jeszcze nie jest za późno, możemy skoczyć do sklepu...

— Camuś — rzekł George, kładąc dłonie na moich barkach. — Spokojnie, ja to załatwię. Mam większe gadane od ciebie, zważając na nasze początki znajomości.

— Przepraszam bardzo, owszem, byłam nieśmiała w stosunku do każdego, ale z wami rozmawiałam normalnie — żachnęłam się, krzyżując ręce. — Za to pamiętam, że strasznie mi dokuczaliście... właściwie, to ja nawet nie wiem, czemu spędzałam z wami czas.

Ruszyłam przodem powolnym krokiem, a George poszedł w moje ślady. Zarzucił swoje ciężkie ramię na moje barki i przyciągnął do siebie, aby cmoknąć mnie w czubek głowy.

— Bo w głębi duszy nas polubiłaś — oznajmił pewny siebie. Spojrzałam na niego z ukosa i nieznacznie się uśmiechnęłam. To prawda. Mimo ich wrednego nastawienia na początku naszej znajomości darzyłam ich w pewnym sensie sympatią, inaczej nie spędzałabym z nimi każdej wolnej chwili.

Przeszliśmy tak wtuleni w siebie kawałek dzielący ulicę od mieszkania Syriusza i będąc już przed drzwiami, na chwilę się zatrzymaliśmy, aby po raz ostatni obgadać naszą strategię powrotu.

— A kto wie... może nawet nie zauważyli, że nas nie było — zaśmiał się rudzielec, po czym zreflektował i machnął ręką, abym zapomniała, iż cokolwiek powiedział. — Dobra, do dzieła — wymamrotał, otwierając drzwi, które dodatkowo straszliwie zaskrzypiały.

W pierwszej chwili zdawało nam się, że nikogo nie ma w domu. No tak, zdawało. Gdy tylko zamknęliśmy za sobą drzwi, a światła w korytarzu zapaliły się w tej samej sekundzie, tuż przy schodach ujrzeliśmy mojego ojca. Stał na wprost nas, jego twarz znajdowała się nieco w cieniu, dlatego też nie mogłam ujrzeć jego miny.

— No proszę, kogo tu przywiało? — burknął pod nosem. Ręce założył na piersi, lecz zanim cokolwiek powiedzieliśmy, z jadalni wybiegła pani Weasley.

— GDZIEŻEŚCIE SIĘ WŁÓCZYLI! — wybuchła, a jej głos natychmiast zbudził portret pani Black. Mimo to, wrzaski kobiet nie zlewały się ze sobą. Głos Molly był sto razy wyraźniejszy i bardziej przerażający. — Odchodziliśmy tu od zmysłów! George, twój ojciec was szukał! Myślałam, że jesteś bardziej odpowiedzialny! Dementorzy zaatakowali Harry'ego, Śmierciożercy na wolności, Sami-wiecie-kto powstał... oni mogli was porwać, zabić...! Zawiodłam się na was oboje! Zero wyobraźni!

Kątem oka ujrzałam, iż George wcale nie patrzył na swoją matkę, a na mojego tatę, który odkąd weszliśmy do środka, nie zmienił swojej pozycji. Przełknęłam ślinę, obawiając się, co z tego wszystkiego wyniknie, a jakby tego było mało, moja mama zbiegła ze schodów. Zjawił się również Syriusz, który nieudolnie starał się zapanować nad portretem swojej matki.

— Camille! Co to miało znaczyć?! — warknęła Sara, wymachując przed nami listem, jaki zostawiłam na łóżku. Kobieta zwinnie rozłożyła kawałek pergaminu i zaczęła go czytać na głos. — Wychodzimy z domu. Nie martwcie się o nas, wrócimy wieczorem. Camille i George. — Złożyła pergamin z powrotem i uniosła na nas wzrok. — Cóż za szczegółowy list! Wręcz wypełniony informacjami na temat waszego celu podróży! Jak dobrze, Camille, że go napisałaś, bo jeszcze bym się martwiła!

Jej głos przesiąknięty ironią, odbił mi się parokrotnie w uszach.

— John, nic nie powiesz? — zwróciła się do swojego męża.

Camille • George WeasleyWhere stories live. Discover now