Rozdział 57 - Szwadron Czarodziejów Alfa

5.6K 385 368
                                    

— Czy mi się wydaje, czy...

— ...kiedyś to był schowek na miotły, w którym schowaliśmy się przed Filchem? — dokończył za mnie George, rozglądając się po pomieszczeniu, do którego w ścianie na siódmym piętrze pojawiły się gładko wypolerowane drzwi. — Nie wydaje ci się.

Znajdywaliśmy się teraz w przestronnym pokoju, oświetlonym migającymi pochodniami, takimi jak te, które oświetlały lochy osiem pięter niżej. Pod ścianami stały rzędem drewniane biblioteczki i zamiast foteli, na podłodze rozłożone były wielkie jedwabne poduchy. Na półkach w dalekim końcu pokoju stały różnego rodzaju przyrządy, jakie jak fałszoskopy, czujniki tajności i wielki, popękany monitor wrogów.

— Przydadzą się, kiedy będziemy ćwiczyć ogłuszanie — powiedział entuzjastycznie Ron, dźgając stopą jedną z poduch.

— I spójrzcie tylko na te książki! — ekscytowała się Hermiona, przebiegając palcem po grzbietach wielkich, oprawionych w skórę tomów. — Kompendium popularnych zaklęć i przeciwzaklęć... Jak przechytrzyć czarnoksiężnika... Podręcznik magicznej samoobrony... Uau! — Spojrzała na Pottera, a jej twarz promieniała z zachwytu. — Harry, to jest cudowne, tutaj jest wszystko, czego potrzebujemy!

I natychmiast wyciągnęła z półki Uroki dla zauroczonych, opadła na najbliższą poduchę i zaczęła czytać.

— A więc mówisz, że jest to Pokój Życzeń — mruknęłam, ruszając przed siebie i rozglądając się na wszystkie strony. — I wystarczy pomyśleć o czymś, czego bardzo chcemy, a ten pokój zmienia się względem potrzeb?

— Z tego, co powiedział mi Zgredek zeszłej nocy, to tak to właśnie działa. Stajesz przed ścianą, myślisz o miejscu, które potrzebujesz i pojawiają się drzwi.

— No tak, wtedy naprawdę potrzebowaliśmy się schować przed woźnym — przyznał Fred, nie kryjąc podziwu wypisanego na twarzy.

— Hej, Cam, to jak będziemy bardzo potrzebować prywatności, możemy tutaj przyjść — oznajmił George z głupkowatym uśmiechem, po czym sugestywnie poruszał brwiami, kiedy na niego spojrzałam.

Fred zarechotał głośno, Ron i Harry cicho parsknęli, rzucając sobie znaczące spojrzenie, a Hermiona patrzyła na George'a wielkimi oczami i lekkim wyrazem zniesmaczenia wypisanym na twarzy.

Zaczerwieniłam się tak, że prawie zlewałam się kolorystycznie z moim krawatem.

— Widzę, że wam wszystkim tylko jedno w głowach. — George pokręcił głową z dezaprobatą.

W tym samym momencie rozległo się delikatne pukanie w drzwi i automatycznie spojrzeliśmy w ich stronę. Przybyli Ginny, Neville, Lavender, Parvati i Dean.

— O kurczę! — wykrztusił zachwycony Dean, rozglądając się dookoła. — Co to za miejsce?

Harry zaczął wyjaśniać, ale zanim skończył przyszli kolejni ludzie i musiał zacząć wszystko od nowa. Zanim wybiła ósma (bo o tej właśnie się umówiliśmy na pierwsze spotkanie), wszystkie poduszki były zajęte. Harry przeszedł przez pokój i przekręcił klucz wystający z zamka. Rozległo się głośne kliknięcie i wszyscy ucichli, spoglądając na niego.

— No dobrze — zaczął Harry trochę nerwowo. — To jest miejsce, które znaleźliśmy na nasze treningi i... eee... najwyraźniej wam się podoba.

— Jest fantastyczne! — powiedziała Cho i kilkoro ludzi mruknęło na zgodę.

— No dobrze, zastanawiałem się nad tym, czym powinniśmy się zająć najpierw i... eee... — Zauważył podniesioną rękę szatynki. — O co chodzi, Hermiono?

Camille • George WeasleyWhere stories live. Discover now