Rozdział 41 - Nasze serca biją jednym rytmem

7.1K 476 250
                                    

Po kilku minutach eliksir zaczął działać i trochę się uspokoiłam. Spojrzałam na chłopaka przede mną; George był w szoku jak zapewne każdy po tym wydarzeniu. Można było stwierdzić, że i jemu przydałby się eliksir uspokajający.

— Jak się trzymasz? — zapytał niepewnie, po czym ewidentnie się skarcił za te słowa. — Głupie pytanie...

— Źle — odpowiedziałam zdecydowanie, a następnie wstałam z łóżka szpitalnego, które znajdowało się w namiocie. — Powinniśmy wrócić do zamku... i wiesz... — urwałam, rozglądając się dookoła siebie, nie wiedząc, co właściwie chciałam zrobić. — Ja... może...

George patrzył na mnie, gdy zaplątałam się we własnych słowach, a chwilę później położył delikatnie dłoń na moim barku.

— Moody — burknęłam nagle pod nosem, czując wściekłość. — Jak on ich pilnował?!

Zanim Weasley jakkolwiek zareagował na moje słowa, wyparowałam z namiotu. Cedrika już nie było przy labiryncie, musieli gdzieś przenieść jego ciało. Większość uczniów stała bezczynnie w miejscu, a duża część błąkała się bez celu. Zauważyłam, że Fred obejmował Angelinę, a wszędzie wokół wciąż było słychać szloch, w tym Cho Chang, która siedziała na trawie z głową na kolanach i zanosiła się płaczem. Oczy po raz kolejny mi się zaszkliły. Przecisnęłam się przez tłum, zbywając wszystkie pytania, jakie niektórzy mi zadawali, jako że to ja zaczęłam siać panikę, zanim cokolwiek się wydarzyło.

— Camille, miałaś czekać na McGonagall — usłyszałam cichy głos za sobą. Weasley musiał wyjść z namiotu zaraz za mną.

— A co mi to teraz da, George? — odwróciłam się do chłopaka. 

Chłopak nic nie powiedział, tylko skinął głową i ruszył razem ze mną w stronę zamku. Sama nie wiedziałam, dokąd się kierowałam, ani w jakim celu. Wchodząc do środka, nie spodziewałam się, że pierwszą rzeczą, jaką zobaczę, będzie dementor. Dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie i natychmiast się zatrzymałam. Był obok Ministra Magii i razem zmierzali w tym samym kierunku, jakim był korytarz prowadzący do wschodniej części zamku. Wolałam nie wiedzieć, po co Knot przyprowadził tu tego potwora.

Ruszyliśmy na drugie piętro do sali obrony przed czarną magią, lecz zanim weszliśmy do środka, przez drzwi wyjechał nieprzytomny Moody na zaczarowanych noszach. Wyglądał okropnie; wychudzony, wynędzniały, na czubku głowy brakowało mu sporej kępki włosów. W pustym oczodole brakowało zaczarowanego oka, a po drewnianej nodze nie było śladu. Zaraz po nim wyszła z sali pani Pomfrey i McGonagall.

— Rainwood, Weasley — wyszeptała. Jej wąskie usta drgały, jakby miała się zaraz rozpłakać. — Dobrze, że jesteście. Proszę, pójdźcie do chatki Hagrida. Znajdziecie tam czarnego psa, cokolwiek ma to znaczyć... — To ostatnie dodała bardziej do siebie. — Dyrektor prosił, aby przyprowadzić go do jego gabinetu, ja w tym czasie pomogę Poppy zabrać profesora Moody'ego do skrzydła szpitalnego.

— D-dobrze — mruknęłam i razem z George'em udaliśmy się w stronę drewnianego mostu, za którym tuż przy Zakazanym Lesie mieszkał gajowy.

— Czemu Szalonooki tak wyglądał? — zapytał rudzielec, zbiegając z górki zaraz za Kamiennym Kręgiem. — Myślisz, że walczył w tym labiryncie?

— Sama nie wiem... jeżeli tak, to mogłam się co do niego mylić — powiedziałam, mając niezły mętlik w głowie.

Otworzyłam drzwi chatki, a moim oczom ukazał się czarny pies o szarych oczach. Natychmiast przybrał postać mężczyzny. Wciąż wychudzony z woskową skórą. Jego czarne, długie, zmierzwione włosy zakrywały mu trochę oczy, które z niepokojem wpatrywały się we mnie i George'a.

Camille • George WeasleyWhere stories live. Discover now