Rozdział 53 - Nowy obrońca

6.5K 413 449
                                    

Dni mijały głównie na nauce i odrabianiu prac domowych do późna w nocy oraz — w moim, jak i Freda, George'a oraz Lee przypadku — chodzeniu na szlaban. Na szczęście trwał tylko tydzień i już w piątek mieliśmy mieć wolne od Filcha, a przynajmniej ja miałam go dzisiaj nie zobaczyć, jako że zwolniły mnie z tego dodatkowe zajęcia u Trelawney, na które chcąc nie chcąc musiałam się zjawić. W środę po wróżbiarstwie profesor stwierdziła, że piątkowe spotkania o czwartej po południu będą na tę okazję idealne.

Piątkowy świt był posępny i rozmokły jak cały tydzień, lecz myśl o tym, iż zaczyna się weekend, przytrzymywała mnie w dobrym humorze oraz fakt, że tego dnia odbywały się nabory do drużyny quidditcha, jako że nie mieliśmy obrońcy, po tym, jak Oliver Wood zakończył edukację.

Punktualnie o czwartej wspięłam się po drabinie do klasy wróżbiarstwa, aby stawić się na umówione spotkanie. Przy kominku w fotelu czekała już na mnie profesor Trelawney, która zaprosiła mnie gestem ręki do spoczęcia w fotelu obok. Tak też zrobiłam.

— A więc dyrektor wspomniał mi, jakie masz zdolności — rzekła na wstępie, nie odrywając ode mnie wzroku. Jej zielone oczy zdawały się co najmniej trzy razy większe przez jej grube okulary. Otuliła się szczelniej szalem (co było irracjonalne ze względu na temperaturę w sali) i splotła dłonie na swoim kolanie. — Czy od tamtego spotkania miewałaś kolejne wizje?

Profesor poprawiła okulary na nosie i czekała na moją odpowiedź.

— Właściwie, to tak — odparłam, wracając wstecz w czasie, aż do momentu końca czwartego roku. — W wakacje miałam krótką wizję, gdy dotknęłam pewien medalion. Na chwilę znalazłam się wtedy w innym pomieszczeniu i widziałam dwoje ludzi, rozmawiających o nim... nie trwało to długo.

— Yhm, dobrze — mruknęła. — Czyli widzisz sytuacje w snach, które mogą się zdarzyć oraz przeszłość, związaną z przedmiotami?

— Eee... chyba tak. Najwidoczniej. — Wzruszyłam ramionami. — Jeszcze, gdy profesor Moody złapał mnie za ramię, znaczy, to nie był Moody... w każdym razie zobaczyłam jakieś oczy, teraz już domyślam się, do kogo należały. — Nauczycielka spojrzała na mnie w taki sposób, że widać było, iż nie ma pojęcia, o kim mówię. — Do Czarnego Pana — wyjaśniłam swój tok myślenia, a Trelawney wciągnęła powietrze i pokiwała ze zrozumieniem głową. — Wracając... czułam wtedy niepokój... strach. Czy mogłaby mnie pani z tego wyleczyć? Nie chcę mieć tych wizji, snów, czy co to jest.

— Obawiam się, że to niemożliwe. — Uśmiechnęła się półgębkiem. — Jak już mi wiadomo, twoja prababcia ze strony matki była jasnowidzem i zapewne co nieco po niej odziedziczyłaś. Z tego, co mówisz, nie jest to, że tak się wyrażę... "pełna moc". — Zakreśliła cudzysłów w powietrzu. — Mogę ci pomóc zagłębić się w te wizje, abyś lepiej odczytywała znaki. Teraz te moce mogą wydawać się przekleństwem, lecz są one częścią ciebie. Musisz się tego nauczyć. — Patrzyłam na profesorkę z niemałym zdziwieniem, gdyż naprawdę mówiła... mądrze. Nie sądziłam, że kiedyś doczekam się tego dnia i rzeczywiście wezmę sobie jakieś jej słowa do serca. — Otworzyć wewnętrzne oko i...

Świetnie, wracamy do tego oka, pomyślałam, starając się ze wszystkich sił nie wywrócić ostentacyjnie oczami. A zaczynało się tak dobrze...

Kiedy już skończyła swój monolog (bo przecież przestałam tego słuchać) na temat wewnętrznego oka i jego otwierania, powróciłam do skupienia. Ciekawiło mnie, co takiego mamy robić na tych zajęciach, oprócz rozmowy.

— Zacznijmy od wizji związanych z przedmiotami. — Powstała i podeszła do swojej szafki, w której zaczęła grzebać. — ...i ludźmi, najwidoczniej. Skupmy się na rzeczach, dobrze?

Camille • George WeasleyWhere stories live. Discover now