Rozdział 5 - Smok i Zakazany Las

13.2K 642 686
                                    

Następnego dnia rano, Harry pochwalił się swoim prezentem, który dostał w spadku po ojcu.

— To peleryna niewidka! — zawołałam, wstając z kanapy w pokoju wspólnym. — Nigdy nie widziałam jej na żywo. Mogę ją założyć?
— Jasne, masz — odparł Harry, ściągając pelerynę z ramion i podając mi ją.

Zarzuciłam ją na ramiona i głowę, po czym spojrzałam na swoje stopy. Teraz ich nie było.

— Świetne! — powiedziałam z podziwem, a Ron parsknął śmiechem. — No co?

— Po prostu zabawnie wyglądasz jako latająca twarz — powiedział rozbawiony.
— Domyślam się.

Ściągnęłam pelerynę i podałam ją Harry'emu, a następnie zajęłam z powrotem swoje miejsce na kanapie.
— Teraz możemy pójść poszukać czegoś o Flamelu w dziale ksiąg zakazanych — oznajmiłam po chwili.

— Byłem tam wczoraj i niczego nie znalazłem — rzekł okularnik.

Przez resztę dni Harry wydawał się jakiś nieobecny. Dopiero Ron wyjaśnił mi, że znalazł on lustro, które pokazuje pragnienia, ale obiecał Dumbledore'owi, że nie będzie więcej go szukał. Ferie dobiegły końca, a w dzień przed rozpoczęciem zajęć wróciła Hermiona. Nareszcie mogłam spędzić trochę czasu z przyjaciółką.
W końcu rozpoczęły się lekcje, a wraz z nimi treningi Quidditcha, na które musieli chodzić Fred i George.

— Ale ja dawno nie latałam na miotle, zazdroszczę wam — westchnęłam pewnego wieczora, gdy przesiadywałam z bliźniakami i Lee w ich pokoju.

— Nie wiesz, co mówisz — odparł George. — Wood stał się jakimś fanatykiem i daje nam straszny wycisk na treningach. Wszystko mnie boli. — chłopak skrzywił się z bólu, gdy podparł się na ramieniu w celu usadowienia się wygodniej na łóżku.

— Odbiło mu na punkcie wygranej — dodał Fred, siedzący obok mnie. — A w dodatku dowiedzieliśmy się, że Snape sędziuje w następnym meczu. To będzie porażka.

— Snape sędziuje? — zapytałam zdziwiona.

— Na pewno nie będzie sprawiedliwy — stwierdził Jordan.

— Z sędziującym Snape'em, czy nie i tak wygracie, wierzę w to — uśmiechnęłam się pokrzepiająco.

— Oby — odparł George i odwzajemnił uśmiech.

Nadszedł dzień meczu. Po śniadaniu ruszyłam razem z bliźniakami w stronę boiska, na którym mieliśmy się rozdzielić.

— Skopcie im tyłki! — rzuciłam, zostawiając ich z resztą drużyny.

— Tak jest...

— ...pani kapitan. — zasalutowali, a ja się roześmiałam.

Poklepałam Harry'ego po ramieniu i razem z Hermioną i Ronem poszliśmy zająć sobie dobre miejsca na widowni. Dużego wyboru nie było, gdyż zebrała się prawie cała szkoła. W końcu usiedliśmy przy barierach, a po chwili Malfoy, Crabbe i Goyle usiedli za nami i gdy mecz się rozpoczął, Draco uderzył Rona w głowę.

— Och, przepraszam, Weasley, nie chciałem — powiedział Draco z kpiącym uśmiechem. — Ciekaw jestem, ile tym razem Potter utrzyma się na miotle.

Postanowiliśmy nie słuchać tego, co wygaduje Malfoy i skupiliśmy się na grze, w której to przed chwilą Snape obdarzył Puchonów rzutem wolnym, bo George odbił tłuczka prosto w niego.

— TEN TŁUCZEK POWINIEN GO TRAFIĆ! — wydarłam się, wstając przy tym, oburzona tą jawną niesprawiedliwością. Gdy z powrotem usiadłam, usłyszałam, jak Draco gada coś o tym, że Weasleyowie nie mają pieniędzy, a Neville rozumu.

Camille • George WeasleyWhere stories live. Discover now