Rozdział 56 - Gospoda Pod Świńskim Łbem

6.1K 378 226
                                    

Małe spoilery do High Hopes

Przez kolejne dwa tygodnie nic szczególnego się nie działo. Kość w ręce zrosła mi się na tyle, że mogłam powrócić do drużyny (a przynajmniej ja tak stwierdziłam, bo już nie mogłam wytrzymać), Harry nic nie wspominał o propozycji nauczania obrony przed czarną magią, a my nie naciskaliśmy. Za to na dodatkowych zajęciach dawałam z siebie wszystko i po wielu próbach odczytania snu, byłam już w stu procentach pewna, że miejscem całej akcji był Hogwart, a osobą na pewno nie był Percy.

— Teraz zajmujemy się praktycznie tylko tym snem i jego interpretacją. Trelawney mnie usypia, każe wracać do niego, zagłębiać się, aż nie znajdziemy informacji — powiedziałam do Hermiony, kiedy tego ranka schodziłyśmy po schodach z dormitorium do pokoju wspólnego.

— To chyba dobrze, prawda? — Szatynka zerknęła na mnie z niewyraźnym uśmiechem.

W tym momencie chciałam wykrzyczeć "nie". Miałam naprawdę dość tych wizji, nienawidziłam ich całym sercem, ale z drugiej strony, miałam szansę coś zmienić. Tyle że taką samą szansę miałam z Cedrikiem, a wiadomo, jak to się skończyło.

— Raczej tak — mruknęłam, przechodząc obok grupki pierwszaków, grających w Eksplodującego Durnia. — Muszę wiedzieć wszystko, bo jeśli to nie jest jedynie durnowaty koszmar, a proroczy sen... Nie pozwolę na to. Za nic w świecie! Nawet jeśli sama miałabym w zamian umrzeć.

— Czemu miałabyś umrzeć? — Usłyszałam głos Rona, który siedział z Harrym na kanapie przy kominku. Oboje próbowali napisać zaległe wypracowania, co oczywiście im nie wychodziło, więc zajmowali się wszystkim, co się dzieje wokół nich.

Obok w fotelach siedział Fred i też coś próbował wyskrobać na pergaminie oraz George, który właśnie odłożył podręcznik od eliksirów i uśmiechnął się do mnie.

— Hipotetycznie — odparłam, dosiadając się z szatynką do chłopaków (oczywiście zajęłam miejsce na kanapie tuż obok fotela zajmowanego przez młodszego z bliźniaków). — Wiesz... oddałabym życie za ludzi, których kocham. W końcu jestem Gryfonką i śmierć mi niestraszna!

— Dobra, już się uspokój, narwańcu — bąknęła Hermiona, patrząc na mnie współczująco.

Aktualnie jako jedyna znała prawdę, a widok mnie, próbującej udawać, że wszystko jest w porządku, musiał być okropny. Cóż, zawsze tak reagowałam na większy stres.

Postanowiłam nie wracać na razie do tego tematu.

— Wywar żywej śmierci — przeczytałam na głos nazwę eliksiru z podręcznika George'a, którego z nudów zaczęłam przeglądać. — Brzmi jak coś, co chętnie dolałabym do popołudniowej herbatki Umbridge.

Chłopcy zachichotali praktycznie w tym samym momencie, zapewne wyobrażając sobie cudowną wizję Hogwartu bez tej kobiety w szkole.

— Zastanawiałam się, Harry — powiedziała nagle Hermiona — czy myślałeś coś więcej o naszej propozycji na temat uczenia obrony.

Harry nie odpowiedział od razu.

— Zostajesz nauczycielem? — zapytał Fred, wychylając się znad pergaminu, którego właśnie czytał, aby sprawdzić, czy wszystko zapisał.

— Chcemy, aby uczył nas potajemnie przed Umbridge, bo jej lekcje to porażka — wyjaśniłam. — Jakbym chciała należeć do klubu książki, bo my tylko tam czytamy podręcznik, to bym się zapisała, ale wybrałabym ciekawszą lekturę.

— To może się udać. — Uśmiechnął się George.

— Cóż... No nie wiem — odpowiedział Potter, grając na zwłokę.

Camille • George WeasleyWhere stories live. Discover now