Rozdział 22 - Dolina Godryka

8.5K 541 927
                                    

Na peronie dziewięć i trzy czwarte pożegnałam się ze wszystkimi i ruszyłam w stronę rodziców, których wypatrzyłam w tłumie. W jednej ręce trzymałam klatkę z Ignis, a drugą ciągnęłam za sobą kufer. Dopiero z bliska zauważyłam, że rodzice wyglądają na zmartwionych.

— John, spójrz na jej policzek! — zawołała mama, a ja zmarszczyłam brwi, gdyż nie wiedziałam, po co ta panika. Podbiegła do mnie i zamknęła mnie w szczelnym uścisku, a zaraz po niej, zrobił to tata. — Trzymać wilkołaka w szkole! Jeszcze czego!

Teraz wszystko nabrało sensu. Pewnie w Proroku Codziennym pojawił się obszerny artykuł na temat przypadłości — byłego już — nauczyciela obrony przed czarną magią.

— Słuchajcie, to nie tak — wymamrotałam. — Profesor Lupin nic nie zrobił.

— Camille — rzekł stanowczo ojciec. — Ja rozumiem twoje zamiłowanie do niebezpiecznych stworzeń, choć tak właściwie tego nie rozumiem... W każdym razie domyślam się, że wilkołaki cię fascynują, ale to nie znaczy, że...

— Ale to nie o to chodzi! — przerwałam mu. — Och... chodźcie do samochodu i wam wszystko opowiem, ale obiecajcie, że dacie mi skończyć.

— W porządku — mruknęła moja rodzicielka, po czym ruszyliśmy w drogę do domu.

Przez całą podróż opowiadałam im o zdarzeniach z tego roku w szkole. Po argumentach, że nawet sam Dumbledore wierzył w niewinność Blacka i nieszkodliwość Lupina, udało mi się przekonać rodziców, aby się nie zamartwiali.

— Powiedz mi tylko jedno — rzekła Sara, zerkając na mnie z przedniego siedzenia auta. — Dlaczego jak coś się złego dzieje, ty bierzesz w tym udział?

— Dobre pytanie — zawtórował jej ojciec.

— Czysty przypadek — westchnęłam, a następnie wyszłam z samochodu wraz z Ignis w klatce. — Myślałam, że będziecie bardziej dumni z tego, że uratowałam dwa niewinne istnienia. Gdybyście zobaczyli tego patronusa! Ech, wszystko was omija.

— Jesteśmy, chochliczku — oznajmił mój tata, mierzwiąc mi włosy, które w sekundę zmieniły kolor na czerwony, a następnie otworzył bagażnik.

— Tylko nie "chochliczku", nie mam już pięciu lat — prychnęłam. — A właśnie... pamiętacie Freda i George'a?

— Jak moglibyśmy zapomnieć — burknął. — Gadasz o nich za każdym razem, jak wracasz do domu.

Postanowiłam puścić tę uwagę mimo uszu.

— Czy mogą zostać u nas na wakacje? Chcieliśmy przez miesiąc zostać u nas, a na kolejny u nich. Możemy? — zapytałam, robiąc piękne oczka.

— Co o tym myślisz, kochanie? — John zwrócił się do mamy.

— Ja nie mam nic przeciwko — odparła, uśmiechając się serdecznie.

— Zaraz pogadam z Arturem — oznajmił, po czym wycelował różdżką w mój kufer. — Locomotor!

Kufer uniósł się w powietrzu.

— Dziękuję! — wrzasnęłam i zaczęłam skakać z radości. Ignis pohukiwała głośno w proteście, gdyż nadal ją trzymałam. — Wybacz malutka, już przestaję.

Tata zaniósł walizkę do mojego pokoju, a ja postawiłam klatkę z Ignis przy oknie i otworzyłam ją, gdyby sowa miała ochotę polatać. Zaczęłam się rozpakowywać. Nawet nie byłam świadoma, ile rzeczy ze sobą zabrałam.

Znalazłam stertę zdjęć, jakie porobiłam w tym roku i zaczęłam je przyklejać do jedynej pustej ściany w pokoju, czyli tam, gdzie stało łóżko. Gdy skończyłam, oddaliłam się kawałek, aby podziwiać swoje dzieło.

Camille • George WeasleyWhere stories live. Discover now