44. Dziura w sercu

631 36 9
                                    

Siedziałam na komendzie i przeglądałam raporty, bo John musiał zrobić coś innego. Nudziłam się niemiłosiernie, ale nie narzekałam. Szkoda tylko, że nie mogłam się przyglądać pracy techników, w których byłam zauroczona. Zdołałam już poznać tę kobietę, która była u mnie w domu i jeszcze jednego mężczyznę, który był prawdziwym profesjonalistą. Kiedy mieli przerwę przyszli do mnie i dopytywali się, co chciałabym robić po studiach. Ucieszyli się, że chciałam pracować w tej samej profesji co oni, po czym powiedzieli, abym wybłagała Johna albo Seana, żebym mogła im potowarzyszyć. Jednak gdy wrócił John, kazał mi iść z nim do komendanta, bo mieli ważną sprawę do omówienia. 

― O co chodzi? ― zapytałam. ― Coś nie tak? ― bałam się, że zrobiłam coś źle i chcieli mi cofnąć ten staż. Fakt, że moi rodzice wszystko mi załatwili, nie znaczyło, że mogłam robić, co mi się podobało. 

― Za równy miesiąc odbędzie się rozprawa, w której będziesz musiała zeznawać. Prokurator wcześniej będzie chciał się z Tobą spotkać, aby porozmawiać o mordercy Twoich rodziców. Oczywiście cała rozprawa będzie dotyczyć zmiany wyroku z dożywocia na karę śmierci. 

― Mamy też dla Ciebie złą wiadomość. Będziesz musiała zeznawać w jego obecności. ― zbladłam. ― Poradzisz sobie, pamiętaj, że nazywasz się White. Nazwisko zobowiązuje, nie powinnaś się poddać i do końca być silna. Rozumiesz, o co mi chodzi? ― kiwnęłam głową. ― Świetnie, myślę, że możesz już dzisiaj wrócić do domu. Zrobiłaś wszystko, co musiałaś. Od następnego tygodnia będziesz pracować z kimś innym. ― uniosłam brew. ― Mnie też się przyda urlop. Na Twoją korzyść Ave, bo będziesz pracować z technikami. Postanowiliśmy dać Ci szansę, ale jak zawiedziesz, Twój staż dobiegnie końca i będziesz musiała sama płacić sobie czesne. ― pokiwałam ze zrozumieniem głową. 

James i Jacob byli ostatni dzień na Manhattanie, w ciągu tego tygodnia bardzo się zbliżyłam do tego drugiego. Mój brat ostrzegał go codziennie, by trzymał łapy ode mnie z daleka, zwłaszcza że nie tak dawno Jordan złamał mi serce. Tym też sposobem przypominał mi o tym dniu, kiedy na moim sercu zrobiła się kolejna wielka rana. 

Nie znosiłam się tak czuć, do oczu napłynęły mi łzy, a policzki mi zapłonęły ze zdenerwowania. Dlaczego nie miałam szczęścia do facetów? Czym sobie zasłużyłam, aby moi wybrankowie byli takimi bezdusznymi bestiami? Wszyscy wokół mnie znajdą sobie bratnią duszę, a ja? Moją bratnią duszą będzie praca. Dobrze, że nie miałam dziadków ani ciotek, które by mnie wypytywały o chłopaka, ślub i tak dalej. 

― W porządku? ― podniosłam głowę. Przede mną stał Jordan, który jak zwykle miał zaciśniętą szczękę. Chciałam dotknąć jego policzka, by się nieco rozluźnił, ale na szczęście się opamiętałam.  ― Ave... ― wyminęłam go i poszłam w swoją stronę. Jednak złapał mnie za rękę i zmusił, bym odwróciła się w jego stronę. ― Daj mi chwilę. Chcę Ci to wszystko wyjaśnić. ― patrzył na mnie tak samo, jak wtedy, gdy prosił, abym go nie zostawiała. Bardzo chciałam się znów odwrócić i pójść albo go uderzyć, ale ciekawiło mnie, co miał mi do powiedzenia. ― Na początku chciałem udowodnić wszystkim, że mogę Cię zdobyć, ale kiedy zamieszkaliśmy razem, zbliżyliśmy się, ja naprawdę się zakochałem. Przepraszam, że Cię oszukiwałem, ale bałem się, że mnie zostawisz. Kocham Cię Izzy. ― z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Jordan chciał mnie przytulić, ale odepchnęłam go i pobiegłam w stronę domu. 

Gdy weszłam do domu, na dobre się rozpłakałam. Mój brat z przerażeniem podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. Objęłam go w pasie i zaczęłam szlochać w jego tors. Kiedy w końcu się od niego odsunęłam, na jego białym T-shircie został mój cały makijaż. James zaczął wypytywać, co się stało, ale nie odpowiedziałam. Usiadłam pod ścianą i wpatrywałam się w swoje buty. Co on chciał tym osiągnąć? Myślał, że co? Rzucę mu się w ramiona i powiem, że też czuję to samo? Może jeszcze chciał zacząć od nowa? Który to już raz? On ciągle mnie ranił, wbijał mi sztylet w serce, wiercąc w nim dziurę, niszczył mnie. 

####### 

IZZY WHITEWhere stories live. Discover now