10. Afera

1K 58 5
                                    

Jordan towarzyszył mi do końca mojej zmiany. Nie podobało mi się to, że musiałam iść z nim na randkę, ale w jednym miał rację. Gdyby znów doszło do "walki", skończyłoby się tragicznie. Pewnie miałabym o wiele większe problemy, niż czekały mnie w tamtej chwili. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego Ethan był taki wkurzony. To była jego była, która złamała mu serce. Pewnie kolejny raz owinęła go wokół palca, robiąc z siebie ofiarę losu.

― O której kończysz pracę? ― zapytał czarnowłosy, który popatrzył mi prosto w oczy. Miałam wrażenie, że chce ze mnie coś wyczytać, nie wiedziałam, jakie miał intencje.

― Za chwilę. ― mruknęłam. ― Muszę tylko posprzątać. ― zasugerował pomoc. ― Jesteś pewny? Pazurków sobie nie złamiesz? ― zaśmiał się sarkastycznie. ― Jak chcesz mi pomóc, to poustawiaj wszystkie krzesła na stoły i pozamiataj. ― podałam mu miotłę. Chłopak szybko się uwinął, a w tym czasie ja wyczyściłam wszystkie ekspresy do kawy oraz inne urządzenia. — Dzięki za pomoc. — uśmiechnęłam się do niego, kiedy wszystko było skończone. Wyszliśmy z kawiarni, nieopodal nas stała brunetka i mój przyjaciel. Ona przytulała się do niego, a on patrzył na mnie z mordem w oczach. Już wiedziałam, że będzie gorzej, niż mogłabym pomyśleć. — Zacznij mi prawić kazania. — powiedziałam z uśmiechem. 

— Nie możesz bezkarnie atakować ludzi. Masz coś nie tak z głową, czy jak? — uniosłam brew i popatrzyłam na dziewczynę, która miała perfidny uśmiech na twarzy. Popatrzyłam też na Jordana, który zacisnął swoją rękę na moim ramieniu. 

— Bezkarnie? Tak Ci powiedziała? — parsknęłam śmiechem. — To, że nie potrafi trzymać gardy ani się bronić to jedno. Drugie to fakt, że wspomniała o moich rodzicach i rzucała się do mnie przez cały trening, a po trzecie, to ona rzuciła się na mnie z pazurami. — przekręciłam głowę i uśmiechnęłam się do Ethana. — Jeśli nie masz mi nic więcej do powiedzenia, to pozwól, że pójdę do domu. Ona nie ma wstępu do naszego mieszkania. — odwróciłam się i poszłam w swoją stronę. — Widzisz, obyło się bez Twojej pomocy. — spojrzałam na czarnowłosego, który się do mnie uśmiechał.

— Gratulacje, ale randka ze mną Cię nie ominie. — westchnęłam. — Teraz muszę wracać na Manhattan, ale zobaczymy się na treningu. — powiedziałam, że po treningach zawsze musiałam wracać do pracy, a potem byłam wykończona.— A masz czas w sobotę? — kiwnęłam głową. — Dasz mi swój numer? — zarechotałam. — Nie będę do Ciebie non stop wypisywał, obiecuje. — poprosiłam o jego telefon. Kiedy wpisałam swój numer, oddałam mu urządzenie i pożegnałam się z nim. 

Gdy Ethan wrócił do domu, znów zrobił mi awanturę. Powiedział, że to, że dziewczyna wspomniała o moich rodzicach, to nic nie znaczyło. Tak czy siak, powinnam utrzymać nerwy na wodzy, bo w tamtej chwili groziła mi sprawa w sądzie. Nie bałam się, nawet gdyby wszyscy potwierdzili, że jej groziłam, to na nagraniach z treningu wszystko było widać. Mój przyjaciel stwierdził, że nie będzie ze mną rozmawiał, dopóki nie porozmawiam z Poppy i jej nie przeproszę. Zaśmiałam się mu prosto w twarz, po czym wygoniłam z pomieszczenia. Potem poszłam pod prysznic. Gdy już leżałam w łóżku, dostałam wiadomość:

NIEZNANY: 

Słodkich snów Ave :*

— Nie będę do Ciebie wypisywał. — zaśmiałam się pod nosem, po czym zapisałam jego numer. Nie odpisywałam mu na wiadomość, nie widziałam sensu. Zgodziłam się na tę randkę tylko dlatego, że chciał pomóc. Byłam bardziej niż pewna, że więcej randek nie będzie, Jordan nie był w moim typie. 

Odłożyłam telefon i wygodnie się ułożyłam, po czym zamknęłam oczy z nadzieją, że szybko udałoby mi się zasnąć. 

#####

ten krótszy ;p

IZZY WHITEWhere stories live. Discover now