36. Zazdrosny dupek

668 42 14
                                    

Już pierwszego dnia poznałam kilkanaście osób. Miałam dobrą pamięć do twarzy i imion, więc bez żadnego wysiłku zapamiętałam ich wszystkich. Z kilkoma dziewczynami wymieniłam się numerem telefonu, a z chłopakami było ciężej. Byli mili, niektórzy nawet wpisywali się w mój ideał, ale nie mogłam z kimś pisać, będąc w związku z zazdrosnym, o wszystko, co się rusza dupkiem. Po dłuższym namyśle dałam im swój numer, ale zaznaczyłam, żeby nie wypisywali do mnie, bo nie chciałam mieć jazgotów od Jordana. Po skończonych wykładach wyszłam z budynku i przed uniwerkiem, czekałam na swojego chłopaka. Dziewczyny już zaczęły do mnie pisać i wypytywać się o różne bzdety.

― Czekasz na kogoś? ― zablokowałam telefon i popatrzyłam w jasnozielone tęczówki Austina. ― Mogę Cię podrzucić. Pamiętam, gdzie mieszkasz.

― Nie trzeba. ― mruknęłam i zanim cokolwiek zdążył powiedzieć, podjechał Jordan. Od razu wsiadłam do samochodu, mówiąc, aby ruszał. ― Jak Ci minął dzień? ― cmoknęłam go w policzek.

― Pracowicie. ― powiedział z grobową miną. ― A jak Tobie, słońce? ― jedną rękę położył na moim udzie.

― Gdyby nie jedna osoba, wszystko byłoby idealnie. ― westchnęłam. ― Mamy coś do jedzenia w domu?

― Zamówiłem pizze, powinna być, jak dojedziemy. ― kiwnęłam głową. ― Kto to był? ― zapytał w końcu.

― Porozmawiamy o tym w domu? Muszę wziąć prysznic, zjeść, przytulić się i wtedy mogę mówić. ― westchnął, ale nie pytał o nic więcej.

Kiedy weszłam do mieszkania Jordana, od razu poszłam po czyste rzeczy i udałam się do łazienki. Prysznic zajął mi zaledwie kilkanaście minut, ubrana i zrelaksowana, poszłam do salonu, gdzie siedział Jordan i przeglądał mój telefon. Gdy zapytałam "co robi", zaczął czytać imiona osób, a tak konkretniej facetów, których poznałam. Potem czekał na wyjaśnienia. Nie otrzymał ich, nie musiałam mu się ze wszystkiego tłumaczyć. Nie byłam jego własnością. Poza tym to ja chciałam wyjaśnień. Zapytałam, czemu grzebał mi w telefonie, ja tego nie robiłam i nie zamierzałam tego robić. Jego telefon, jego sprawa, ale on chyba nie wiedział, że to działało w dwie strony. Jak mu o tym powiedziałam, wstał gwałtownie i zaczął się drzeć. Ignorując to, co mówił, zaczęłam wkładać buty i bluzę. Wzięłam klucze i wyszłam z domu. Nie miałam zamiaru się z nim kłócić, było tak źle przez ten weekend, kiedy ani razu się pokłóciliśmy? 

Poszłam do Central Parku, usiadłam na pierwszej ławce i próbowałam się wyciszyć. Było już dosyć późno, ludzi wokół było nie wiele. Zaczęłam myśleć, co takiego wydarzyło się przez ostatnie miesiące. Gdyby nie propozycja Jamesa, nigdy nie zainteresowałabym Jordana. W końcu tam "pokazałam, na co mnie stać". Tak jak powiedziałam kiedyś, gdyby zobaczył mnie w kawiarni, to byśmy byli na "pan/pani". Nawet gdyby mnie podrywał, to bym go zlała i nie zwracała na niego uwagi. Później te jego starania, groźba, rozprawa, przeprowadzka, jego matka, szpital i włamywacz. Do głowy przyszedł mi jeden, zapewne dość głupi pomysł. Na stażu chciałam poprosić Johna, aby pokazał mi nagrania z monitoringu, kiedy się do mnie włamano. Intuicja mi podpowiadała, że jednak to wszystko miało drugie dno. 

― Izzy. ― spojrzałam na blondyna, który patrzył na mnie z niepokojem. Zmierzyłam go wzrokiem, ale nie odezwałam się, nie widziałam potrzeby. ― Stało się coś? ― usiadł obok mnie. 

― Zajmij się swoim życiem Johnson. ― zaburczałam. On się zaśmiał, ale nie poszedł sobie, oparł się o ławkę i spojrzał w niebo. ― Przeszkadzasz mi. 

― W czym? W siedzeniu? Nie rozśmieszaj mnie Ave. ― przewróciłam oczami. ― Pamiętasz, jak zawsze tu przychodziliśmy w nocy i patrzyliśmy w gwiazdy? To było romantyczne. ― spojrzał na mnie. ― Zawsze siedzieliśmy w tym miejscu, bo było najdalej od naszych domów. Nie wiedziałam, że cały czas tu przychodzisz. ― zanim zdążyłam odpowiedzieć, Jordan do nas podszedł. Nie musiałam na niego patrzeć, żeby wiedzieć, że miał mocno zaciśniętą szczękę i mord w oczach. 

― Chodźmy stąd. ― mruknęłam i wstałam. Wzięłam czarnowłosego za rękę i poszłam w przeciwnym kierunku niż budynek, w którym mieszkaliśmy. Nie chciałam, aby coś zrobił Austinowi, mimo że sama miałam na to ochotę. W końcu miał czelność powiedzieć o tych gwiazdach. W końcu właśnie w tym miejscu złamał mi serce. ― Zaczynaj, miejmy to z głowy. ― uniósł brew. ― Drzeć się na mnie. 

― Czemu myślisz, że zamierzam. ― popatrzyłam na niego z politowaniem. ― Kto to do cholery był i o czym gadał? ― westchnęłam. ― Izzy. ― podniósł mój podbródek, żebym mogła mu spojrzeć w oczy. ― Masz mi o wszystkim powiedzieć. 

― Bo co? ― uniosłam brew. ― Co zrobisz Jordan? Rzucisz mnie? W końcu podniesiesz głos, a może mnie uderzysz? ― spojrzał na mnie obojętnym wzrokiem, wziął mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę domu. 

#######
Może mini maraton dzisiaj?

IZZY WHITEWhere stories live. Discover now