33. Studia i staż

708 43 6
                                    

Dziwie było się budzić ze świadomością, że nie musiałam nigdzie się spieszyć. Czułam się bardziej niż dziwnie, zdawałam sobie sprawę, że to nie był żaden urlop, byłam bezrobotna. Mimo że minęły dopiero trzy dni, od kiedy byliśmy w domu, dostawaliśmy na głowę. W ciągu jednego dnia kłóciliśmy się z może trzy, cztery razy. Nawet nie próbowaliśmy się godzić, bo po co? Skoro za chwilę miała być kolejna awantura? Tego dnia po obudzeniu się, poszłam wziąć szybki prysznic, po nim wysuszyłam włosy i zaplotłam warkocz. Zrobiłam swój tradycyjny makijaż i poszłam się ubrać. Padło na jasne jeansy i koszulę flanelową.

 Zajrzałam do pokoju chłopaka, spał. Dobrze, że tak było. On nigdzie nie puszczał mnie samej, powtarzał, że po tym incydencie w kawiarni, bał się o mnie. Bo "co jeśli morderca Twoich rodziców rzeczywiście ma na wolności wspólników, którzy Cię teraz szukają"? Jordan mówił, że to nieważne, czy potrafiłam się bić, czy nie. Jakby ktoś miał broń, to nic bym nie zrobiła, a poza tym był pewny, że walka i tak byłaby nieczysta i szybko bym leżała, jak długa na ziemi. Możliwe, że tak właśnie by było, ale nie mogłam całymi dniami siedzieć w jego domu i się z nim kłócić o byle gówno!

Tak właściwie, to gdzie się wybierałam? Na komendę.  Chciałam powiedzieć w końcu Seanowi, że chce iść na te studia i chce mieć ten cholerny staż. Musiałam zająć czymś głowę, w innym wypadku źle to by się skończyło dla mojego i Jordana związku. On codziennie był wściekły, bo wciąż nie podjęto decyzji, wywalą go, czy nie? Liczyłam na to, że nie, bo traktował poważnie naukę i miał swoje plany na przyszłość.

Wolnym krokiem szłam w stronę komendy, dojście do niej zajęło mi około godziny. Mimo wszystko dobrze zrobił mi taki spacer, bez jakichkolwiek kłótni. Gdy miałam już wejść do budynku, zadzwonił mój telefon. Głośno westchnęłam, po czym odebrałam:

J: Gdzie ty do cholery jesteś?

― przewróciłam oczami. 

I: Na komendzie, muszę coś załatwić. Będę może za trzy godziny, nie wiem, ile mi tu zejdzie. 

J: Ave, jesteś niepoważna? Mogłaś poczekać, aż wstanę albo mnie obudzić. Pojechałbym z Tobą. 

I: Nie musisz mieć mnie cały czas na oku, nie jestem dzieckiem. Umiem sobie radzić. 

J: Wiem, że nie jesteś dzieckiem, ale ja się o Ciebie martwię. Tylko ty mi niczego nie ułatwiasz, zdajesz sobie z tego sprawę?

― zaśmiałam się cicho. 

I: Tak, zdaję sobie z tego sprawę. Pojedź do rodziców, spędź czas z siostrą. Odezwę się, kiedy będę wracać do domu. 

J: Przyjadę po Ciebie. Słońce, tylko nie zapomnij do mnie napisać, jak będziesz miała zamiar wrócić do domu.

Po krótkim pożegnaniu się rozłączyłam. Weszłam do środka, akurat Sean zszedł na dół. Mój widok nie tyle, ile go zdziwił, a ucieszył. Powiedział, abym na niego poczekała, miał mieć krótkie zebranie. Usiadłam na krześle i oparłam głowę o ścianę. Nie wiedziałam, ile tam siedziałam, ale z pewnością nie było to półgodziny ani dłużej. Komendant zaprosił mnie do swojego biura, od razu pytając, jak się czułam, po tym wydarzeniu. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam mu, że już było w miarę okej. Usiadłam naprzeciwko mężczyzny, zanim cokolwiek powiedział, wyjaśniłam mu powód mojego przyjścia. Ucieszył się ogromnie i zaczął mi tłumaczyć, jak to będzie wyglądać. Miałam trzy dni w tygodniu studiować, a dwa przychodzić na komendę na staż. Powiedział, że już od następnego tygodnia będę mogła zacząć chodzić na uczelnię; miał się zacząć kolejny semestr. Dał mi papiery, które musiałam dokładnie przeczytać i wypełnić. Było tego sporo, siedziałam nad tym około godziny. 

― To będzie już wszystko. ― powiedział, zabierając ode mnie dokumenty. ― Na stażu pod swoje skrzydła weźmie Cię John. Jestem pewny, że się dogadacie, w końcu znacie się, od kiedy byłaś dzieckiem. 

― Mogę o coś jeszcze zapytać? ― kiwnął głową. ― Co będzie z mordercą moich rodziców? Jak w ogóle uciekł z więzienia? ― westchnął i poprawił okulary na nosie. 

― Musieli go przenieść do innego więzienia. Napadnięto na konwój, zamordowano tam  prawie wszystkich strażników. Teraz czeka go kolejny proces, prokurator będzie się starał o karę śmierci. 

― Będę musiała zeznawać? ― pokiwał głową. ― Nie wiem, czy dam radę. Na pewno nie w jego obecności. ― powiedział, że zapytają sędziego, czy byłaby możliwość, aby wyprowadzono go na chwilę z sali. ― Dziękuje Panu, to wiele dla mnie znaczy. 

Pożegnałam się z mężczyzną i wyszłam z jego biura. Napisałam wiadomość do Jordana, że już będę wracać do domu. Odpisał mi od razu, miał być po mnie za kilka minut. Tak też było. Wsiadłam do jego samochodu, chłopak najpierw mnie pocałował, a potem zaczął opieprzać, że wyszłam bez niego. Wszystkiemu przysłuchiwała się jego siostra, która powiedziała mu jasno, żeby w końcu zamilkł, bo ją głowa boli. Widać było, że byli rodzeństwem. 

########

Może chcielibyście dzisiaj jeszcze jeden?

Miłego dnia!

IZZY WHITEWhere stories live. Discover now