11. Randka

1K 51 6
                                    

Przez kolejne kilka dni Ethan wciąż do mnie się nie odzywał. Nie robiłam sobie z tego nic, nie miałam za co przepraszać Poppy ani jego. Jeśli on chciał znów być jej podnóżkiem, to proszę bardzo. Byłam bardziej niż pewna, że on w końcu i tak do mnie przyjdzie i będzie się żalił, że ponownie nie potrafił jej nie uwierzyć. Jeśli chodzi o Jordana, to codziennie rano i wieczorem dostawałam wiadomości. Zazwyczaj pisał tylko "miłego dnia" albo "Słodkich snów", ale w sobotę miałam od niego aż trzy wiadomości.

JORDAN:

Będę po Ciebie o siódmej wieczorem.

Nie ubieraj się jak wieśniara:*

Miłego dnia Ave:*

Przez pół dnia miałam zamiar zrobić mu na złość i ubrać najgorsze ubrania, jakie miałam w szafie, ale koniec końców zdecydowałam, że wbiję się w coś eleganckiego. Przeszukałam całą szafę z nadzieją, że wybiorę odpowiedni strój, ale za żadne skarby nic mi nie pasowało. Przed piętnastą wyszłam z domu i udałam się na zakupy, gdzie kupiłam białą dość obcisłą sukienkę, która sięgała mi do połowy ud. Zdecydowałam, że ubiorę szpilki, mało kiedy je ubierałam, a, prawdę mówiąc, uwielbiałam je nosić. Jednakże moja praca i fakt, że musiałam co chwilę biegać na treningi, zobowiązał mnie do tego, aby ubierać adidasy. Gdy wróciłam do domu, poszłam od razu pod prysznic, który nie zajął mi długo. 

Usiadłam przy toaletce i wzięłam się za makijaż. Nie myślałam długo, jak się pomalować. Zrobiłam taki sam makijaż co zawsze, po czym rozczesałam włosy i je wyprostowałam. Piętnaście minut przed ustaloną godziną byłam gotowa. 

JORDAN: 

Wyjdź przed blok za pięć minut.

― Tak dziesięć minut przed czasem? ― parsknęłam śmiechem, ale posłusznie wstałam. Wzięłam małą torebkę i schowałam do niej telefon, portfel, kluczę od domu i pomadkę do ust. Włożyłam buty, po czym wyszłam z pokoju. Ethan siedział na kanapie i grał na konsoli. Spojrzał na mnie i uniósł brew, jednak ja nie skomentowałam tego w żaden sposób. Zarzuciłam płaszcz na ramiona i bez słowa wyszłam z mieszkania. Jordan już na mnie czekał, stał oparty o samochód. Był ubrany w czarne jeansy i białą koszulę. Uniosłam brew i podeszłam do niego. Podniósł głowę i uśmiechnął się szeroko. ― I co? Wyglądam jak wieśniak? ― zaprzeczył i otworzył drzwi od samochodu, do którego wsiadłam. 

Jechaliśmy w milczeniu przez ponad godzinę. Co jakiś czas czułam wzrok czarnowłosego na sobie, jednak nie chciałam się wdawać w nim w jakąś dyskusję, miałam nadzieję, że w czasie tej "randki", mało co będziemy rozmawiać. 

― Jesteśmy na miejscu. ― powiedział i wysiadł z auta, po czym obszedł je i otworzył mi drzwi. Uśmiechnęłam się pod nosem i wysiadłam. Byliśmy przed jedną z najdroższych restauracji na Manhattanie. Byłam w niej raz w życiu z rodzicami, kiedy oboje dostali awans. Chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Bez słowa usiedliśmy przy jednym ze stolików, a niecałą minutę później podszedł do nas kelner i zaproponował wino, po czym wręczył nam menu. ― Zaczęłam je przeglądać, nawet nie słuchając, o czym mówi Jordan. 

Minęło pół godziny, a my wciąż nie zaczęliśmy porządnej rozmowy. Nie przeszkadzało mi to, ale chłopak co chwilę się marszczył. Mówiąc szczerze, nawet nie wiedziałabym, o czym miałabym z nim gadać. Nie znaliśmy się, a jedyne co nas łączyło to te treningi. 

― Długo znasz się z Poppy? ― zapytał w końcu, uśmiechając się do mnie lekko. Chwilę się zastanowiłam, po czym odpowiedziałam, że od najmłodszych lat, bo nasi rodzice się przyjaźnili. ― Nie macie chyba dobrych relacji. ― uniosłam brew i miałam parsknąć śmiechem, ale się powstrzymałam. 

― Kiedyś się przyjaźniłyśmy, ale to było dawno. ― poprosił, abym kontynuowała. ― Poppy to typ człowieka, który zawsze musi być w centrum uwagi i chce być podziwiana. Ja wręcz odwrotnie, wole siedzieć cicho i nie rzucać się w oczy. 

― Chyba niezbyt Ci to wychodzi co? ― uniosłam jeden kącik ust. ― To, co ostatnio się wydarzyło trochę, przeczy temu. ― nie mogłam się z nim nie zgodzić. 

― Czasami wychodzi, czasami nie. Ona w tej kawiarni przegięła pałę, a na treningu dolała oliwy do ognia. Nie wytrzymałam. ― wzruszyłam ramionami. ― A wy? Ile się znacie? 

― Od pierwszego dnia treningów. Niby chodzimy na tę samą uczelnię, ale jakoś nigdy nie zwracałem na nią szczególnej uwagi. ― kiwnęłam głową. ― Ona coś wspomniała, że mieszkałaś na Manhattanie, czemu więc się wyprowadziłaś? ― wzięłam głęboki wdech. 

― Nigdy nie czułam się tutaj dobrze, niemalże wszyscy co mnie otaczali, zachowywali się państwo na wielkim dworze. Nienawidzę tego. ― przyznałam szczerze, a on zapytał, o co chodziło, z tym że porzuciłam marzenia. ― Naprawdę Cię to interesuje? Czy pytasz tylko dlatego, żeby o czymś rozmawiać? ― uniosłam brew. 

― Próbuje się czegoś o Tobie dowiedzieć. ― powiedział, patrząc mi w oczy. ― Zaintrygowałaś mnie, to źle, że chciałbym Cię poznać? ― zaprzeczyłam. ― Jeśli nie chcesz o tym rozmawiać, to nie będę naciskał. ― uśmiechnęłam się lekko. ― James to Twój brat? 

― Przyrodni. ― powiedziałam. ― Ten sam ojciec, inne matki. ― pokiwał głową ze zrozumieniem. Mijały kolejne minuty,  a nasza rozmowa była coraz żywsza. Nie mogłam ukryć, że miło mi się z nim rozmawiało, ale mimo to, nie widziałam przyszłości w naszej znajomości. Żyliśmy w dwóch innych światach, co dał mi jasno do zrozumienia. Okazało się, że restauracja, w której byliśmy, należała do jego matki. Opowiadał o swojej rodzinie, o tym co studiował i co planuje po studiach. Uważnie go słuchałam i jakaś cząstka mnie, zazdrościła mu, że mógł bez problemu realizować swoje marzenia. 

#####

Miłego dnia!

IZZY WHITEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz