Rozdział 10

623 23 0
                                    

- Chcą odejść. Dziś w trakcie meczu.

Powiedział Isaac. Usiadłam na blacie na przeciwko niego.

- I pytasz nas o zdanie?

Zapytałam.

- Pytam was o radę.

Powiedział.

- Czemu nas?

Zapytał Scott.

- Bo wam ufam.

Odparł.

- Dlaczego?

Zapytał ponownie Scott.

- Bo zazwyczaj wiesz co robić Scott, a Leila rozumie ludzi  jak nikt inny.

Odparł. Poczułam się jak psycholog.

- Zazwyczaj nie wiem co robię.

Powiedział mój brat.

- Właściwie to nigdy.

Zaśmiałam się.

- Co zamierzacie?

Zapytał niebieskooki.

- Nigdzie się nie wybieramy. Za dużo osób nas potrzebuje.

Odparł mój brat. Pokiwałam głową i spojrzałam na Isaac'a.

- To chyba jestem szczęściarzem bo... bo nikogo nie mam.

Powiedział i odepchnął się od stołu.

- Pójdziesz z nimi?

Zatrzymał go tym pytaniem Scott.

- Tak. Chyba tak. Powodzenia na meczu.

Odparł.

- Nie będę grał. Nie chce mi się myśleć o głupim meczu.

Odparł Scott.

- Nie byłeś na treningu?

Zapytał Isaac. Scott pokręcił przecząco głową.

- Jackson tam był. Jakby nic się nie stało.

Powiedział Lahey.

- Czyli że...

- Dzisiaj zagra.

Przerwał mi Isaac i wyszedł. Spojrzałam na brata.

Zapowiada się cudowny mecz.

***

- Musisz iść im pomoc Isaac. Scott siedzi na ławce a Jackson jest na boisku.

Powiedziałam. Stoję na szkolnym korytarzu razem z niebieskookim.

- Miałem uciec. Zacząć od nowa. Nie mam tu nikogo Leila. Nikomu na mnie nie zależy.

Powiedział.

- Co ty gadasz. Przed tobą stoi osoba która się o ciebie martwi w każdej sekundzie.

Powiedziałam. Sama nie uwierzyłam że to mówię. Isaac spojrzał na mnie. Przytulił mnie mocno. Zaśmiałam się cicho.

- Leć na boisko i nie daj mu nikogo zabić.

Powiedziałam i spojrzałam mu w oczy. Lahey pokiwał głową i ruszył do szatni. Poczekałam na niego. Wyszedł w swoim stroju. Z numerem 14. Uśmiechnęłam się i ruszyłam z nim na boisko. Usiadłam tuż za Scott'em. Lahey usiadł obok niego.

- Przyszedłeś pomóc?

Zapytał mój brat.

- Przyszedłem wygrać.

Odparł Isaac z uśmiechem.

- Masz jakiś plan?

Zapytałam nachylając się do nich.

- Nie dopuścić aby Jackson kogoś zabił.

Odparł mój brat.

- Byłoby łatwiej gdybys grał. Trzeba przyprzeć trenera do muru.

Powiedział Isaac.

- Jak? Ma całą ławkę rezerwowych.

Powiedział mój brat.

- Trzeba kogoś znokautować.

Powiedziałam.

- Zrobisz to tak aby nikt nie ucierpiał?

Zapytał Scott.

- Nie będzie musiał.

Powiedziałam. Spojrzeli na mnie. Uśmiechnęłam się. Isaac założył kask.

- No to praca zespołowa.

Powiedział patrząc na mnie. Uśmiechnęłam się. Numer 14 wybiegł na boisko. Skupiłam się. Chłopak z numerem 28. Przekręciłam nadgarstek. Chłopak przewrócił się. Poślizgnął się, co za pech. Trener dał innego zawodnika. Isaac powalił na ziemie jakiegoś innego chłopaka. Numer 32. Zrobiłam szybki ruch palcem. Chłopak który stał obok niego podciął go kijem. Znowu z ławki wszedł kolejny zawodnik. Isaac powalił jeszcze dwóch innych. Powaliłam jeszcze jednego. Po chwili piątka zawodników zderzyła się. Wstałam z miejsca. Jackson. Patrzył na mnie. Spojrzałam na Gerard'a. On też patrzył na mnie. Uśmiechnął się.

- Jesteś następna.

Usłyszałam jego głos w mojej głowie. Przełknęłam ślinę i spojrzałam na boisko. Isaac nie mógł się ruszyć. Aby mógł wejść Scott został mi jeszcze jeden zawodnik. Usiadłam. Scott przybiegł na ławkę.

- Leila jeszcze jeden.

Powiedział Scott.

- Wiem.

Odparłam. Wzięłam głęboki oddech. Trener zawołał Scott'a do siebie. Jackson zszedł z boiska i szedł w moją stronę. Usiadł przede mną. Napił się. Siedziałam z brzegu. Podszedł do mnie.

- Cześć Leila. Jak ci się podoba mecz?

Zapytał. Położył rękę na mojej szyi. Poczułam minimalne ukłucie. Wytarłam się tam. Przeźroczysta ciecz. Jad.

- Może wolisz poleżeć?

Zapytał i odszedł z uśmiechem. Nie wiedział. Szybko wytarłam krew która spłynęła po mojej szyi i upatrzyłam kolejnego zawodnika. Wystawiłam palec wskazujący do przodu. Schowałam go i szybko wystawiłam. Kolejny zawodnik runął na ziemie.

- McCall cała nadzieja w tobie.

Usłyszałam. Spojrzałam na Gerard'a. Uśmiech zniknął z jego twarzy. Spojrzałam na boisko. Ktoś powalił Scott'a. Spojrzałam ponownie w bok. Gerard'a już nie było.

- Isaac.

Powiedziałam. Pobiegłam do szkoły. Do szatni weszłam drzwiami od pokoju trenera. Słyszałam dźwięk jakby ktoś wyciągnął miecz z pochwy. Gerard zamachnął się. Wystawiłam rękę i zgięłam palce. Ręka z mieczem zastygła w powietrzu. Isaac spojrzał na mnie. Usłyszałam warknięcie. Nieświadomie opuściłam rękę tym samym uwalniając Gerard'a. Scott zaczął rzucać po ścianach pomocników Argent'a.

- Gdzie Gerard?

Zapytał Scott.

- To moja wina. Wypuściłam go.

Powiedziałam i złapałam się za głowę.

- Leila nie masz co się obwiniać. Gdyby nie ty prawdopodobnie bym nie żył.

Powiedział Isaac. Scott'a już nie było.

- Pobiegł powstrzymać Jackson'a.

Powiedział Isaac.

Wilczek ~Isaac Lahey~     WSTRZYMANETempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang