Rozdział 41

383 11 0
                                    

- To gdzie on jest. Gdzie on jest?!

Wykrzyczał do mnie i do Lydii szeryf. Odsunęłam się ze łzami w oczach.

- Przepraszam.

Powiedział. Scott złapał mnie za rękę i wyprowadził z tamtąd.

- Nie rozumiem. Słyszałam go. Był tu.

Zaczęłam Scott przytulił mnie.

- Nic się nie stało. Każdy popełnia błędy.

Powiedział.

- Znaleźli go.

Rzucił szeryf.

- Kto?

Zapytał Scott.

- Wasi rodzice.

Odparł. Wsiadłam na motor. Brat odpalił silnik i pojechaliśmy do szpitala. Zdjęłam kask i pobiegłam do holu.

- Gdzie jest?

Zapytałam.

- Usiądź.

Poleciła mama i posadziła mnie na krześle koło Lydii. Koło mnie z drugiej strony usiadł Scott. Czekaliśmy. Przyszedł do nas szeryf.

- Co z nim?

Zapytałam wstając.

- Śpi.

Powiedział.

- Dziękuję.

Zwrócił się do mojego ojca.

- Wstajecie za sześć godzin.

Powiedziała mama i odesłała nas do domu.

***
Zanurzyłam się w swojej szkolnej szafce szukając potrzebnych podręczników. Brakowało mi Stiles'a i to cholernie. Dziś miał mieć robione badania. Ja i Scott postanowiliśmy mu towarzyszyć. Nie wiem dlaczego ale coś mi nie pasowało. Nie umiem wytłumaczyć co. Weszłam do sali od geografii i usiadłam w ostatniej ławce.

***

- Ktoś zna odpowiedź?

Zapytał nauczyciel.

- Dziewięćdziesiąt trzy.

Powiedziałam. Nauczyciel spojrzał na mnie.

- Tak... to poprawna odpowiedź panno McCall.

Powiedział zdziwiony nauczyciel. Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam notować nowe przykłady. Siedzę na ostatniej lekcji. Czekam z niecierpliwością na dzwonek aż będę mogła pojechać do mojego przyjaciela.

- Panno McCall? Może teraz też zna pani odpowiedź?

Zapytał nauczyciel. Nie lubił mnie ewidentnie. Spojrzałam na świeżo zapisany przykład.

- Tysiąc dwieście dwadzieścia osiem.

Powiedziałam. Nauczyciel spojrzał na tablice, po czym na mnie.

- Tak... kolejna poprawna odpowiedź.

Pochwalił mnie. Cała klasa dziękowała mi w duchu że nie musieli odpowiadać na pytania. Po kilku minutach zadzwonił dzwonek. Spakowałam się i szybko wyszłam z sali. Po drodze zgarnął mnie Scott i razem pojechaliśmy najpierw do domu aby odstawić plecaki. Ponownie wsiedliśmy na motor. Podjechaliśmy pod szpital. Zdjęliśmy kaski i zostawiliśmy w recepcji. Z recepcji odebrała nas mama i zaprowadziła do Stiles'a.

- Będziemy za szybą.

Powiedział szeryf i razem z mamą udali się do pomieszczenia za szybą. Pozwolili nam chwile porozmawiać ze Stiles'em.

- Mama na to chorowała.

Powiedział Stiles.

- Damy rade. Jeśli będziesz chory coś wymyślimy.

Powiedział Scott.

- Kim byłaby czarodziejka bez swojego detektywa?

Zapytałam. Stiles uśmiechnął się.

- Pomożemy ci.

Powiedział Scott. Stiles przytulił mocno mojego brata. Ze łzami w oczach później przytulił mnie.

- Jesteśmy przy tobie.

Szepnęłam. Stiles pokiwał głową. Z bratem wyszliśmy na korytarz. Po chwili siedzenia na fotelach podszedł do nas Derek. Usiadł na przeciwko nas. Milczał.

- Wiesz. Przypomniało mi się jak nauczyłeś mnie kontrolować przemianę poprzez gniew.

Odezwał się Scott. Derek podniósł na niego wzrok i uśmiechnął się.

- Nauczyłeś mnie o tym więcej niż ja ciebie.

Zaśmiał się Hale.

- Znowu mnie szkolisz?

Zapytał mój brat. Nie odzywałam się. Uważnie słuchałam ich rozmowy.

- Dzielę się z tobą sekretami. Wiesz że wywiozłem Corę do Ameryki Południowej...ale zniknąłem też po to by porozmawiać z matką.

Powiedział Derek.

- Czekaj. Z twoją martwą matką?

Zapytałam. Derek spojrzał na mnie.

- To co mi powiedziała sprawiło że inaczej spojrzałem na większość spraw. Moja rodzina chroniła Beacon Hills. To miasto dalej potrzebuje obrońcy. Takiego jak ty.

Powiedział i spojrzał na mojego brata. Uśmiechnęłam się.

- I jak ktoś kto mnie wyszkolił.

Odparł Scott. Jak będą tak sobie słodzić to mi się zęby popsują. Spojrzałam na brata. Zastanawiał się nad czymś. Wstał.

- Stiles chciał nas chronić.

Powiedział.

- Przed samym sobą.

Dokończyłam. Wstałam i ruszyłam na dach a oni za mną.

- Wiedziałam że coś tu jest.

Powiedziałam. Scott zrzucił z krat torbę z różnymi przyrządami.

- Walczył aby czegoś nie zrobić.

Powiedziałam. Spojrzałam w górę. Kabel był uszkodzony. Odsunęłam się z tamtąd. Nastąpiło zwarcie. Poleciały iskry. Scott zakrył mnie aby nic mi się nie stało. Uszkodzony kabel wił się przez chwilę i spadł na dół. Otworzyłam oczy patrząc na brata.

- Nic ci nie jest?

Zapytałam.

- Wszystko gra.

Odparł.

Wilczek ~Isaac Lahey~     WSTRZYMANEWhere stories live. Discover now