Rozdział 25

450 22 0
                                    

Kilka dni później

Obudziłam się. Przetarłam oczy. Ubrałam się w bordową koszulkę z wycięciem na plecach które było złączone paskami i z długim rękawem oraz granatowe jeansy. Na twarz korektor, pomalowałam też brwi i rzęsy. Podeszłam do pokoju mojej mamy. Zapukałam. Usłyszałam zaspane „proszę" i weszłam do pokoju.

- Wiesz może gdzie są...

Nie dokończyłam. Scott i Isaac spali u mojej mamy na podłodze.

- Chłopcy!

Obudziła ich mama.

- Co wy robicie?

Dokończyła.

- Pilnujemy pani.

Powiedział Isaac.

- Aby nikt nie złożył cię w ofierze.

Powiedział Scott.

- Ale... spaliście.

Powiedziałam. Spojrzeli na siebie.

- Ty miałeś czuwać ostatni.

Powiedział Isaac.

- Nie? To ty miałeś czuwać ostatni.

Odparł Scott.

- Powinienem czuwać ostatni.

Powiedział Isaac kiwając głową.

- Moi bohaterowie. Ale ja nie jestem lekarką.

Powiedziała mama.

- Uzdrowiciel to szersze pojęcie.

Powiedział Scott.

- No dobrze. A teraz jazda do szkoły.

Powiedziała mama wskazując na nas palcem.

- A tamtą pamiętasz?

Usłyszałam. Te słowa tak mnie dotknęły że aż dostałam odrzutu do tyłu. Nie tyle co słowa a głos należący do tej osoby. Wszyscy spojrzeli się na mnie. Mogę słyszeć każde głosy... ale nie te. Tylko nie te. Wyszłam z pokoju mamy i zeszłam na dół. Zjadłam tosty które szybko zrobiłam. Wzięłam gumę do żucia i ubrałam czarne Nike. Zarzuciłam plecak na plecy i wyszłam. Ruszyłam szybkim krokiem do szkoły. Po kilku minutach stałam przed szafką i zabieram z niej potrzebne mi rzeczy. Weszłam do sali gdzie miałam mieć fizykę. Usiadłam w ostatniej ławce pod oknem. Do sali wchodzili uczniowie. W tym mój brat który posłał mi zmartwione spojrzenie.

- Jak wiecie wasz nauczyciel zaginął, znaczy zachorował więc będę go zastępować a wy... módlcie się o kogoś bardziej kompetentnego.

Powiedziała nasza nauczycielka od angielskiego wchodząc do sali. Zobaczyłam że ktoś zadzwonił do Scott'a. Można powiedzieć że machnęłam na to ręką.

***

Koniec lekcji. Ruszyłam szybkim krokiem do domu. Weszłam do środka i szybko zamknęłam drzwi. Nikogo nie było. Odłożyłam plecak i ruszyłam do kuchni. Wzięłam wszystko co jest mi potrzebne do zrobienia makaronu z sosem bolognese. Po kilku minutach nałożyłam sobie porcje tego dania. Zjadłam w spokoju spaghetti i ruszyłam na górę. Wyciągnęłam książki i postawiłam je na biurku. Zaczęłam odrabiać lekcje. Przy trudniejszych zadaniach przygryzałam długopis.

Po półtorej godziny skończyłam wszystko i zeszłam na dół. Do domu wpadł Scott. Spojrzałam na niego. On od drzwi zaczął opowiadać mi o planie pomocy dla Derek'a. Alfy i te sprawy.

- Śniło ci się coś? Ostatnio przyśniła ci się realna scena więc tak tylko się pytam.

Zapytał brat. Pokiwałam przecząco głową. Wyszliśmy z domu i ruszyliśmy do kliniki weterynaryjnej. Czekała tam na nas Lydia, Cora i Stiles. Rozmawiali o ofierze którą tym razem był Deaton. Po chwili do Stiles'a przyszedł SMS.

- Plan się nie powiódł. Odcięli prąd.

Powiedział Stiles.

- Idźcie do nich. Sam uratuję Deaton'a.

Powiedział Scott i wyszedł. Cała nasza reszta ruszyła do jepp'a Stiles'a. Pojechaliśmy do loftu Derek'a.

- Włączcie wszystko.

Powiedziała Lydia. Stiles wcisnął każdy możliwy guzik na skrzynce elektrycznej.

Do: Isaac
Teraz!

Po napisaniu tego pobiegliśmy na górę. Isaac siedział z... naszą panią od angielskiego?

- Isaac.

Powiedziałam podchodząc do niego. On puścił panią Blake i mocno mnie przytulił. Spojrzałam w bok gdzie leżał Boyd.

- Isaac... Boyd... on...

Zaczęłam.

- Cii... Boyd jest teraz w lepszym miejscu.

Powiedział załamującym się głosem. Zacisnęłam pięści na koszulce szarookiego. Chociaż w sumie jego oczy czasami są szare a czasami pięknie niebieskie.
Nieważne.

- Przykro mi.

Powiedziałam mocniej przytulając się do Lahey'a. Pocałował mnie w czubek głowy.

***

Weszłam do domu w za dużej bluzie Isaac'a. Usidłam w salonie na kanapie i patrzyłam się w dół.

- Leila... coś się dzieje?

Zapytał. Spojrzałam na niego.

- Nie... po prostu... jestem trochę zmęczona.

Odparłam. Isaac usiadł obok mnie. Spojrzałam na niego.

- Nie pomogłam. Jak zwykle.

Powiedziałam. Isaac spojrzał na mnie i podniósł brew do góry.

- Zawsze starałaś się pomóc. Nie możesz mówić że nam nie pomogłaś. Jeśli chodzi o pomoc, ratunek czy cokolwiek zawsze można liczyć na ciebie.

Powiedział. Uśmiechnęłam się i oparłam głowę o jego klatkę piersiową. On przytulił mnie.

- Skąd masz moją bluzę?

Zapytał.

- Cicho. Nie psuj tej chwili.

Zaśmiałam się. Isaac też się zaśmiał.

Wilczek ~Isaac Lahey~     WSTRZYMANEKde žijí příběhy. Začni objevovat