Rozdizał 38

390 18 0
                                    

- Za pięć minut zaczynamy! To że nie ma prądu nie znaczy że nie ma szkoły!

Krzyczał trener przez megafon. Zaśmiałam się pod nosem i wyjęłam potrzebne książki z szafki. Poczułam szarpanie za ramie. Odwróciłam się. Nikogo nie było. Nic by mnie to nie obchodziło ale to było dość mocne szarpanie. Jakby ktoś chciał mnie na sile sprowadzić do parteru. Zupełnie jak wtedy...
Przegoniła wszystkie myśli. Scott powiedział że Deaton znajdzie dziś dla mnie czas. To jedyne co mnie pocieszało tego dnia.

***

Scott zabrał mnie do kliniki weterynaryjnej.

- Jesteście. Proszę tam.

Powiedział Deaton i wskazał nam pomieszczenie. Usiadłam na blacie.

- Więc czego chcesz się dowiedzieć?

Zapytał.

- Słyszę różne rzeczy i różnie czuję. Dzisiaj na przykład czułam jak ktoś szarpie mnie za ramie ale nikogo w pobliżu nie było.

Powiedziałam. Deaton pokiwał głową.

- Czytałem o tym. Czujesz rzeczy sprzed kilku lat. Wraca to jak trauma. Słyszysz myśli ale też wspomnienia innych. Możesz je też zobaczyć.

Powiedział Deaton.

- Zobaczyć?

Zapytał Scott.

- Scott chcesz pomóc siostrze?

Zapytał weterynarz.

- Oczywiście.

Odparł mój brat.

- Leila połóż ręce po bokach głowy Scott'a.

Powiedział. Tak też zrobiłam.

- Co robisz kiedy chcesz na przykład usłyszeć czyjeś myśli?

Zapytał.

- Zamykam oczy i wolno oddycham.

Powiedziałam.

- Zrób tak teraz.

Powiedział. Tak też zrobiłam. Przed oczami przeleciało mi wspomnienie Scott'a.

- Powiedz co widziałaś.

Powiedział Deaton.

- Jadłeś sushi z Kirą. Zjadłeś całe wasabi.

Zaśmiałam się. Scott pokiwał głową.

- Widziałaś obraz?

Zapytał weterynarz.

- Tak. Bardzo wyraźnie.

Powiedziałam.

- To będzie się nasilać. Musisz nad tym zapanować. Musisz znaleść swoją kotwicę.

Powiedział Deaton. Ciągle mi mówi o tej kotwicy.

- Dziękuje panu.

Powiedziałam.

- Jakbyś chciała porozmawiać możesz śmiało przychodzić.

Powiedział. Scott również podziękował. Byliśmy tu na piechotę. Po drodze Scott wytłumaczył mi co to jest kotwica. Jakbym o tym nie wiedziała.

- Co jest twoją kotwicą?

Zapytałam.

- Była nią Allison. Teraz sam jestem swoją kotwicą.

Powiedział. Rozmawialiśmy całą drogę do domu. Zeszła nam bardzo szybko. Ruszyłam do mojego pokoju. Scott pojechał po Kirę. Mieli coś załatwić.

- Proszę!

Krzyknęłam kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Isaac stanął w przejściu.

- Masz może ochotę iść na imprezę?

Zapytał. Uśmiechnęłam się.

- Masz auto?

Zapytałam.

- Mam.

Odparł.

- Daj mi chwile ubiorę się w coś ładnego.

Powiedziałam. Isaac usiadł na moim łóżku. Ja wzięłam rzeczy w które chciałam się ubrać i poszłam do łazienki. Założyłam ciemnozieloną koszulkę która była zrobiona z koronki i sięgała mi nad pępek. Pod tym miałam stanik tego samego koloru. Założyłam jeszcze czarną, przylegającą spódnicę nad kolano. Wyszłam gotowa, ubrana, pomalowana i z wyprostowanymi włosami. Isaac nie mógł oderwać ode mnie wzroku. W końcu chrząknął i podszedł do drzwi otwierając mi je i mnie w nich przepuścił. Telefon schowałam do kieszeni w spódnicy która była zapinana.

Kocham człowieka który to wymyślił.

Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do loftu Derek'a. Isaac otworzył drzwi a mi ukazało się mnóstwo neonowych kolorów.

- Derek nie może się dowiedzieć.

Powiedział Isaac. Uśmiechnęłam się i złapałam go za rękę prowadząc w tłum pomalowanych ludzi.

- Gdzie Allison?!

Zapytałam.

- Z Lydią!

Odparł tak abym go usłyszała. Uśmiechnęłam się.

- Gdzie byłaś? Po szkole nie wróciłaś od razu do domu. Martwiłem się.

Zapytał.

- U Deaton'a. Umiem widzieć wspomnienia innych.

Zaśmiałam się. Zaprowadziłam Isaac'a do dziewczyny która maluje ciała.

- Nie będziemy gadać o tym co potrafię. Pokarz jak malujesz.

Powiedziałam i dałam mu pędzel. Zdjęłam koszulkę. Isaac uśmiechnął się i zamoczył pędzel w farbie. Zaczął robić na moim ciele różne wzory. Zatrzymał się na mojej bliźnie po boku. Zrobił mi ją Matt wtedy na posterunku. Wziął zieloną i różową farbę i zaczął coś rysować. Spojrzałam w to miejsce. Narysował mi róże wzdłuż całego nacięcia. Uśmiechnęłam się. Isaac chciał mieć tylko na twarzy więc namalowałam mu... nie wiem co. Kropki, paski i inne kształty. Swoją koszulkę zwinęłam w rulonik. Isaac wyrwał mi ją i wsadził do swojej kieszeni.

Pojemna ta kieszeń.

Ruszyliśmy na parkiet. Isaac zakręcił mną i uśmiechnął się. Odwzajemniłam ten gest. Bawiłam się świetnie. W pewnym momencie splotłam swoją dłoń z dłonią Isaac'a. Spojrzałam mu w oczy. On złapał mnie delikatnie w tali. Drugą rękę położyłam na jego ramieniu.

- Co jest?

Zapytał.

- Masz coś za uchem.

Powiedziałam. Poszliśmy do miejsca gdzie było światło.

- Do lustra.

Powiedziałam. Odgięłam mu ucho.

- Widzisz?

Zapytałam.

- Co to jest?

Zapytał.

- Wygląda jak piątka.

Powiedziałam. Coś tu ewidentnie nie pasuje.

Wilczek ~Isaac Lahey~     WSTRZYMANEWo Geschichten leben. Entdecke jetzt