Rozdział 56 - Gospoda Pod Świńskim Łbem

Start from the beginning
                                    

Spojrzał na Rona.

— Myślę, że to od początku był dobry pomysł — powiedział młodszy brat bliźniaków, który był bardziej zapalony do rozmowy, niż do pisania wypracowania.

Harry poruszył się nieswojo na kanapie. Teraz cała nasza piątka utkwiła w nim spojrzenie, czekając na odpowiedź bruneta.

— Spójrz na to inaczej. Na pewno nie będziesz gorszy niż ta ropucha.

— Dzięki, Ron — mruknął Harry, zerkając spod byka na Weasleya. — Kto się z nami spotka?

— Kilka osób — powiedziała znów trochę niespokojnie szatynka. — Uważam, że powinieneś uczyć każdego, kto wyraża na to ochotę. To znaczy, mówimy o obronie przed V-Voldemortem. Och, Ron, nie bądź żałosny — dodała, widząc, jak skrzywił się przez wypowiedzenie jego imienia. — To będzie nie w porządku, gdy nie zaoferujemy tej szansy innym.

Harry przez chwilę się nad tym zastanawiał, następnie odpowiedział:

— Tak... ale wątpię, czy ktokolwiek poza wami będzie chciał, abym go uczył. Przecież jestem dla nich świrem, pamiętacie?

— Ja też, no nie? — zaśmiałam się. — Lavender nadal się mnie boi, a co jakiś czas ktoś się mnie pyta, czy znowu przewidziałam śmierć... — urwałam, zdając sobie sprawę z tego, co właśnie powiedziałam, a uśmiech na mojej twarzy nieco zelżał.

— Co ty na to, abyśmy powiedzieli wszystkim zainteresowanym, żeby spotkali się z nami w Hogsmeade w ten weekend? — zapytała szatynka.

~ * ~

Poranek w dzień wizyty w Hogsmeade był słoneczny, ale dosyć wietrzny. Po śniadaniu Filch sprawdzał na długiej liście nazwiska uczniów z trzeciego roku, mających pozwolenie od rodziców lub opiekunów na wizyty w wiosce. Aż przypomniało mi się, jak Harry takiego nie posiadał, więc zgarnęliśmy go z bliźniakami na osobności, aby wręczyć Mapę Huncwotów.

W końcu wszyscy przeszli pomiędzy dwoma wysokimi kamiennymi filarami, na których szczycie stały dwa uskrzydlone dziki i skręciliśmy w lewo, kierując się w stronę wioski. Wiatr wiał tak mocno, że włosy wpadały mi do oczu.

— Ciekawe, kto będzie na spotkaniu — zagadnęłam do bliźniaków Weasley oraz Lee, z którymi się zabrałam.

— Ano — odparł Fred trochę nieobecnym głosem.

Kiedy dotarliśmy do wioski, chłopaki chcieli najpierw wejść do Zonka, na co przystałam, choć w duchu nie mogłam doczekać się tego spotkania, więc trochę ich poganiałam. Kiedy już wyszliśmy ze sklepu, niosąc wielkie papierowe torby wypchane rzeczami od Zonka, ruszyliśmy do gospody Pod Świńskim Łbem, w której byliśmy umówieni.

Minęliśmy sowią pocztę, z której w regularnych odstępach czasu wylatywały sowy, aż skręciliśmy w boczną uliczkę, na której końcu znajdowała się mała gospoda. Nad drzwiami, na zardzewiałych zawiasach, wisiał zniszczony drewniany znak, który skrzypiał przeraźliwie przez wiatr. Przedstawiał on uciętą głowę dzika ze spływającą po niej na biały materiał krwią.

— Przytulnie — mruknęłam głosem przesiąkniętym ironią.

Było tu zupełnie inaczej niż w Trzech Miotłach, gdzie wielki bar zdawał się lśnić z czystości i emanować ciepłem. Gospoda składała się z jednego małego, obskurnego i bardzo brudnego pomieszczenia. Okna były w takim stopniu pokryte brudem, że bardzo mało dziennego światła dawało radę przeniknąć do wewnątrz, więc lokal zamiast tego, oświetlony był ogarkami ustawionymi na grubo ciosanych drewnianych stołach. Na pierwszy rzut oka podłoga wydawała się być wydeptaną ziemią, jednak po chwili zdałam sobie sprawę, że pod tym brudem gromadzonym chyba od wieków, znajduje się kamień.

Camille • George WeasleyWhere stories live. Discover now