51. Pobrudzisz sukienkę

1.2K 58 0
                                    

- i co teraz?-spytałam siadając na podłodze pod ścianą.
- pobrudzisz sukienkę- zauważył ale również usiadł obok mnie tak, że stykaliśmy się ramionami.
- musimy czekać aż ktoś wreszcie zejdzie po te wina- no tak miał rację.
- a jeśli nikt nie zejdzie? -
-rano znajdzie nas Rick gdy będzie sprzątać po imprezie-
- mam tu spędzić całą noc? Tu jest cholernie zimno- westchnęłam i wstałam. Zaczęłam przeszukiwać wszystkie półki i znalazłam jakiś stary koc. Gdy wytrzepałam go z kurzu był całkiem znośny więc narzuciłam go na plecy
- zamierzasz mnie ignorować całą noc?- spytał Niall który dalej siedząc na podłodze cały czas mi się przyglądał.
- nie ignoruje cię. Po prostu jest mi strasznie głupio- przyznałam i z powrotem usiadłam przy nim
- z powodu?-
- no halo? Wyznałam ci miłość- przypomniałam mu a on się zaśmiał.
- to nawet urocze- przyznał śmiejąc się a ja zaczęłam całkiem na poważnie zastanawiać się nad tym czy on jest normalny? 

- możemy przecież udawać, że nic się nie stało prawda? że nic nie słyszałem- powiedział 

- nie możemy, nie rozumiesz, że ja nie potrafię patrzyć jak umawiasz się z innymi? jak się bawisz? nie potrafię, ale już wszystko przemyślałam, jest taka szkoła...- ne dał mi skończyć

- szkoła? jaka szkoła? co ty pieprzysz? zamierzasz uciec? Hope kurwa nie wygłupiaj się, wcale mnie nie kochasz, po prostu coś ci się pomieszało- wyjaśnił

- no pięknie, to teraz uważasz mnie za chorą umysłowo?- wstałam i zaczęłam walić w drzwi z całych sił 

-uspokój się Hope- poprosił podchodząc do mnie, ale ja bez opamiętania dalej waliłam w drzwi, nie chciałam spędzić z nim ani sekundy dłużej. On po prostu złapał mnie w pasie i mocno przytulił, zaczęłam mocno go odpychać, szarpać i tłuc tak jak przed chwilą w drzwi. Po chwili nie miałam już sił więc po prostu stałam i pozwalałam aby mnie obejmował, po chwili z moich oczu zaczęły lecieć łzy i rozpłakałam się jak małe dziecko. 

- ciii no już cicho-głaskał mnie po głowie, w tym momencie dopiero poczułam się jak prawdziwe nic nie warte gówno. 

- powinienem cie przeprosić, nigdy nie powinno dojść miedzy nami do niczego więcej- powiedział poważnym głosem 

- odkocham się, nie martw się, nie będę jak jedna z tych twoich panienek na jedną noc- powiedziałam i w tym momencie drzwi się otworzyły i stanął w nich Josh 

- serio?musicie to robić nawet na imprezie?- spytał a ja szybko go wyminęłam i poszłam do salonu, zabierając wcześniej z półki dwie butelki wina.

Impreza rozkręciła się na dobre, znalazłam w tłumie tańczących osób Stelle w objęciach Issac'a, nie powinnam, ale uśmiechnęłam się na ten widok. Chociaż jednemu z nas się poszczęściło. Nie chciałam już tu być, po prostu ruszyłam w stronę drzwi i po chwili byłam już na ulicy i kierowałam się w stronę domu, wcale nie chciałam tam wracać, ale co innego mogłam zrobić? płakałam całą drogę, nie wiedziałam co się ze mną dzieje. 

-Hope?- odwróciłam się słysząc własne imię. Wiedziałam do kogo należy ten głos jeszcze zanim się odwróciłam, powinnam uciekać, powinnam jak najszybciej znaleźć się w domu lub w jakimś innym bezpiecznym miejscu, wszędzie byle nie w ciemnej uliczce z kolesiem, który planował cie zgwałcić.
- mówili, że nie żyjesz - wyszeptałam gdy się odwróciłam i spojrzałam w to niewiarygodnie błękitne spojrzenie.
- taka była oficjalna wersja, ty jednak bezczelnie wydałaś mój mały sekret na identyfikacji zwłok - powiedział podchodząc bliżej, a ja zadrżałam, choć wcale nie było mi zimno.
- chciałeś żeby ludzie myśleli, że nie żyjesz?- zdziwiłam się- mój Boże! Zabiłeś tego chłopaka!? - prawie krzyknęłam jednak strach skutecznie obezwładniał moje struny głosowe.
- mądra dziewczynka- zauważył i znowu podszedł kilka kroków.  Teraz był tak blisko, że gdyby wyciągnął rękę z łatwością by mnie dosięgnął.
- czemu...
- chciałem zacząć gdzieś daleko z czystym sumieniem, zacząć wszystko od nowa- powiedział
- mordując? Ty masz w ogóle sumienie? - no dobra teraz mnie trochę poniosło, on jednak wcale się nie zdenerwował tylko leciutko się uśmiechnął
- po czasie zrozumiałem gdzie popełniłem błąd. Zack był słaby, dlatego umarł. Kochał twoją matkę do tego stopnia, że dał się zabić. Ja nie jestem taki jak on. Chciałem tylko zemsty a nagle pojawiłaś się ty,  nie mogę przestać  o tobie myśleć, widuje cie nawet w snach, nie mogę znieść myśli że nie ma Cię obok - powiedział
- to chore -wyszeptałam
- miłość to nie choroba- zauważył
- ja cie nie kocham- przypomniałam
- to kwestia czasu-
- przestań!  To chore, jesteś chory Alan, musisz się leczyć -powiedziałam spokojnie, nie chcąc wtrącić go z równowagi.
-w takim razie i ty jesteś chora, nie prawda?  To czasem nie ty kochasz własnego kuzyna?
- skąd ty...?-
- skąd wiem? Obserwuje cie od kilku dni, widzę jak cierpisz gdy na niego patrzysz- powiedział - ja cierpię tak samo jak ty, gdy patrzę na ciebie- jego zimna dłoń musnęła mój policzek. 

-Błagam cię Alan - powiedziałam próbując się od niego odsunąć

- o co mnie błagasz maleńka? jeszcze nawet nie zacząłem opowiadać ci o moim planie, a uwierz mi, tym razem jest idealny- powiedział, jego wzrok cały czas utkwiony był we mnie, znacie to uczucie? jakby ktoś mógł was przeszyć spojrzeniem na wylot? coś okropnego. 

- jaki to plan?- grałam na zwłokę, musiałam wymyślić jakiś plan, plan, który pozwoli mi bezpiecznie wrócić do domu. Do domu ... a właściwie po co? po co mam tam wracać? Matka z ojcem mnie nie znoszą, obwiniają o całe zło tego popierdolonego świata, a nieustraszeni? Spójrz prawdzie w oczy Hope, zawsze byłaś tylko ich marnym dodatkiem. 

- gdyby twoja przeklęta rodzinka, nie zabiła mojej rodziny zapewne miałbym dużo ciekawsze życie, zarabiałbym przyzwoite pieniądze, skończył porządną szkołę i co najważniejsze nie wychowywałbym się w tym strasznym miejscu- powiedział i na jego twarzy ponownie pojawiła się ta maska, maska chorego na umyśle człowieka, zdolnego do najgorszych rzeczy. 

- nie cofnę czasu Alan- powiedziałam delikatnie aby jakkolwiek go nie urazić

- wiem to Aniele, ale masz pewien dar- powiedział Alan a ja spojrzałam na niego zdziwiona, dar? on całkowicie oszalał? o czym on pieprzy u licha?- to była rzecz, którą wiedziałem jeszcze zanim cię poznałem, w tym mieście każdy zna Hope, nie dlatego że jest dziewczyną z Nieustraszonych, ale dlatego że ściga się lepiej od wszystkich, żaden samochód jej nie straszny, żadna pogoda czy nawet choroba, nic nie jest w stanie powstrzymać jej od wygranej, to o tobie słyszałem jeszcze przed przyjazdem tutaj- powiedział a ja dalej nie rozumiałam nic z tej jego chorej paplaniny 

- nie rozumiem - przyznałam 

- będziesz się ścigać Holi, będziesz się ścigać dla mnie Aniele - powiedział a ja prychnęłam i chciałam się odsunąć 

- poważnie? chcesz znowu przez to wszystko przechodzić? zdobądź dla mnie trochę kasy a odejdę, tym razem na zawsze- 

- a jeśli nie?- spytałam 

-po co karzesz mi to mówić? wiesz do czego jestem zdolny Hope, spróbuj tylko pisnąć komuś o tym chociaż słowo a nie zabije ciebie, o nie, zabije tego chłoptasia któremu tak bezsensownie oddałaś swoje serduszko- i już wiedziałam że przepadłam 

- ile? ile potrzebujesz pieniędzy, jak długo mam się ścigać- spytałam 

- wiedziałem, że się dogadamy kochanie 

Zostaw mnie (PM3)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz