Rozdział 38

6.9K 527 380
                                    


Chciałam coś napisać tytułem wstępu, ale nic mi nie przychodzi do głowy. Więc tradycyjnie dziękujemy za komentarze i zapraszamy na kolejny rozdział.

***


Sasuke razem z Gaarą siedzieli na korytarzu od dobrych dwóch godzin. Żaden z nich się nie odzywał, obaj wydawali się pogrążeni w swoich myślach. Naruto był nie tylko silny, ale też diabelnie wytrzymały. Potrafił znieść więcej niż niejeden shinobi, miał w sobie cząstkę chakry wszystkich Bijuu. Musiał z tego wyjść. Nie było innej opcji.

– Szanowny Kazegake – usłyszeli i momentalnie poderwali głowy.

To jeden z doradców podszedł i poprosił Gaarę na bok. Sasuke rzucił mu tylko krótkie spojrzenie i wrócił do wpatrywania się w łuszczący się fragment ściany tuż przy drzwiach do sali. Słyszał, jak Gaara rozmawia ściszonym głosem ze swoim pracownikiem. Najprawdopodobniej dyskutowali o tym, jak zabezpieczyć jaskinię i co zrobić z ciałami martwych shinobi. Trzeba było sporządzić raporty, powiadomić ich rodziny. Rodziny... Naruto nie miał rodziny, ale przez lata zebrał wokół siebie mnóstwo ludzi, których uważał za swoich bliskich. Sasuke nawet nie chciał myśleć o tym, co by było, gdyby... Nie, nie wróci do wioski, żeby poinformować o śmierci Naruto. On... Cholera, naprawdę był idiotą, skoro myślał o takich rzeczach. Naruto przeżyje. Nie było innej możliwości.

Odchylił głowę i przymknął oczy. Musiał się uspokoić, bo jak tak dalej pójdzie, rozniesie cały ten szpital. Czuł, jak jego chakra wariuje. Nie pamiętał już, kiedy się tak czuł, chyba kilka lat temu, kiedy dowiedział się prawdy o swoim klanie i Itachim.

Złapał się za skronie i westchnął ciężko.

– Wyjdzie z tego – usłyszał głęboki głos Gaary. Nie był w stanie poznać, czy Kazekage się denerwował, ale na pewno tak było.

– Musi – rzucił przez zaciśnięte gardło. Jego głos był równie spokojny, co głos Gaary, chociaż obaj martwili się o Naruto równie mocno.

Przez kolejnych kilka godzin nie pozwolono im wejść do środka, jedynie co jakiś czas ktoś wchodził do sali i wychodził z niej, wnosząc i wynosząc jakieś składniki albo papiery. Sasuke zaczynał się coraz bardziej denerwować i kiedy już ostatecznie stracił cierpliwość, bo nadal nic nie było wiadomo, uznał, że wejdzie do środka, czy się to się komukolwiek podoba czy nie.

Już zamierzał podnieść się z krzesła, gdy właśnie w tym momencie drzwi się otworzyły, a w progu stanęła Sakura. Miała czerwone ręce i ślad krwi na twarzy, najwyraźniej musiała przetrzeć czoło brudną ręką.

– I co? – zapytał Gaara, bo Sasuke nie był w stanie się odezwać.

– Żyje – szepnęła i spróbowała przywołać na ustach uśmiech. – Jego stan jest stabilny, ale... Boję się o niego.

Sasuke wstał i wyminął ją. Musiał zobaczyć go na własne oczy.

Naruto był bardzo blady. Choć nie, to w sumie mało powiedziane, bo miał twarz białą jak kreda. Ale to nie było nic dziwnego, te kilka godzin, kiedy to jego siły witalne prawie że zanikły, nie mogło pozostać bez śladu.

Sasuke usiadł na łóżku, ignorując stojące obok krzesło. Wokół unosił się nieprzyjemna woń lekarstw, ale mimo to czuł zapach Naruto. Za dużo razem przeżyli, żeby mógł go nie rozpoznawać.

– Ty cholerny młotku! – Ścisnął go za nadgarstek, obiecując sobie w duchu, że jeżeli Naruto już z tego wyjdzie, to go zabije. Dopiero po chwili ogarnęła go konsternacja. Chyba naprawdę za długo z nim przebywał, bo zaczynał myśleć jak on. Przypomniał sobie, kiedy Naruto na jakiejś misji krzyczał: „Sasuke, draniu, jak umrzesz, to cię zabiję!" Zero logiki, ale to był cały on. Idiota.

SasuNaru HidenWhere stories live. Discover now