– Sasuke... – usłyszał nad uchem i skoczył na równe nogi. Cholera, musiał przysnąć. – Sasuke...

Przez chwilę miał wrażenie, że coś mu się przywidziało. Że nadal coś mu się śni, ale... Nie, on tu był. Naruto stał naprzeciwko niego. Tylko... Coś go tknęło. Błyskawicznie chwycił go za ramiona i brutalnie przycisnął go do pnia drzewa, aktywując Sharingana. Jeżeli to jakaś sztuczka, to omal nie dał się podejść.

– Draniu, no coś ty... – jęknął Naruto, kiedy poczuł jego ramię przy szyi. Takiego powitania na pewno się nie spodziewał. Zauważył, że druga dłoń Sasuke zaciska na rękojeści katany, jakby zaraz miał jej na nim użyć. Spróbował się roześmiać, ale wyszło niewyraźnie stęknięcie, bo ramię za bardzo go przyduszało. No cóż, Sasuke nigdy nie był jakoś specjalnie uprzejmy przy powitaniach, a już zwłaszcza takich po latach, jak wtedy, w kryjówce Orochimaru, gdzie na dzień dobry chciał go zabić.

Sasuke dopiero po chwili, gdy całkowicie oprzytomniał i zaczął logicznie myśleć, puścił Naruto. Zdał sobie sprawę, że to naprawdę on. Tego głupowatego wyrazu twarzy nie dałoby się podrobić. To nie był żaden klon, nie było żadne Henge. To był Naruto, to była jego chakra. Co on tutaj, do cholery, robił? Przecież Kakashi zabronił mu iść za nimi, o to się przecież pokłócili. Ale jednak przyszedł. Sasuke uśmiechnął się lekko i znów przysunął się bliżej, tym razem jednak chwytając go za kark i całując. Naruto pachniał wiatrem. Włosy miał rozwichrzone jeszcze bardziej niż zwykle, twarz nieco zaczerwienioną, a jego wzrok wyrażał pewne zmęczenie. Oddychał szybko, jakby biegł tu bez żadnego odpoczynku. Tak, to byłoby w jego stylu.

– Sasuke, nic ci nie jest? – Naruto oderwał się od niego po chwili i chwycił jego twarz w dłonie. – Widziałem pełno trupów na tej polanie, gdzie mieliście się zatrzymać. Co się stało? Gdzie jest Sakura? – Spojrzał na niego zaniepokojony.

– Sakura oberwała. Jest teraz w jaskini i...

– Żartujesz?! I dopiero teraz mi mówisz? Chodźmy do niej! – Naruto już miał zeskoczyć z gałęzi, ale Sasuke go powstrzymał.

– Co ty tutaj robisz? – zapytał, znowu przyciskając go do drzewa. – Nic jej nie będzie – dodał, kiedy zobaczył rozkojarzone spojrzenie niebieskich oczu. Oczywiście, to cały Naruto. Zawsze bardziej bał się o przyjaciół niż o siebie.

– Kakashi-sensei w końcu pozwolił mi iść. Byłbym wcześniej, ale dopiero wczoraj dał się namówić. – Naruto uśmiechnął się lekko. Powoli zaczynał się uspokajać. Kiedy tylko dostał zgodę, wyruszył od razu, tym bardziej, że od kilku dni był już spakowany. Po drodze spał może ze dwie godziny, bo chciał do nich dotrzeć jak najszybciej.

Sasuke odwzajemnił jego uśmiech. Naruto był naprawdę najbardziej nieprzewidywalnym ninja, więc mógł się domyślić, że postawi na swoim.

– Kto was zaatakował?

– Najemnicy. Jeden władał jakimś dziwnym kekkei genkai. Ja je widziałem dzięki Sharinganowi, ale Sakura nie zdążyła się odsunąć i dostała w plecy.

– Ale na pewno nic jej nie jest? – Naruto zmrużył oczy w niedowierzaniu. Z jednej strony chciał zostać jeszcze z Sasuke, bo tutaj byli sami, ale musiał zobaczyć przyjaciółkę i upewnić się, że była bezpieczna. – Dlaczego w ogóle nie siedzisz z nią?

– Obserwowałem okolicę – wyjaśnił Sasuke, a po chwili westchnął niezadowolony, bo w końcu zeskoczyli na ziemię.

– Jasne, obserwowałeś. Widziałem, jak się śliniłeś przez sen – rzucił Naruto i umknął w ostatniej chwili przed ciosem.

– Nie denerwuj mnie. Jesteś tutaj od pięciu minut, a już...

– A ty tak bardzo się za mną stęskniłeś – zauważył Naruto z satysfakcją i zaśmiał się.

SasuNaru HidenWhere stories live. Discover now