Rozdział 10 - Dlaczego to nie mogą być motyle?

Start from the beginning
                                    

— Hej Harry, chciałem cię przeprosić za to, że cię podejrzewałem. Wiem, że na pewno nie zaatakowałbyś Hermiony Granger.

Chłopaki uścisnęli sobie dłonie na zgodę.

— Ten Draco Malfoy to niezłe ziółko, według mnie to on jest dziedzicem Slytherina. Też tak uważacie? — zagadnął Puchon.

— Nie — odpowiedzieliśmy równocześnie, mając już dość tej rozmowy.

Nagle Harry szturchnął nas łokciem i wskazał na ziemię. Szło na niej kilkanaście pająków.

— Ech, super — bąknęłam ironicznie.

— Taaak — powiedział Ron, siląc się na uśmiech. — Teraz nie możemy za nimi iść.

— Chyba idą do Zakazanego Lasu — rzekł brunet.

Po zielarstwie pani Sprout zaprowadziła nas na obronę przed czarną magią. Nasz profesor stał już pod salą.

— Dzień dobry młodzieży! Co to za ponure miny? — popatrzałam na Lockharta z wyrazem na twarzy mówiącym "serio?". Jakby nie wiedział co dzieje się w szkole. Czy on widzi cokolwiek oprócz czubka swojego nosa?

Po tej jakże okropnej lekcji poszliśmy do pokoju wspólnego, gdzie razem z Harrym i Ronem szykowaliśmy plan.

— Użyjemy peleryny-niewidki i pójdziemy dzisiaj wieczorem do Zakazanego Lasu — rzekł okularnik.

— Dobra — zgodził się niezbyt chętnie Weasley, po czym oboje popatrzyli na mnie.

— Wiecie, średnio mi się to podoba... no ale okej.

— Nie martw się, zabierzemy ze sobą Kła — pocieszył mnie Potter, widząc moją minę.

— Tylko nie mów nic moim braciom — dodał Ron. Widocznie znał mnie już na wylot, bo rzeczywiście chciałam im o wszystkim powiedzieć. Nie lubię mieć przed nimi tajemnic.

— Czemu? — spytałam. — Przecież nikomu nie powiedzą.

— Ale im mniej osób wie, tym lepiej. Obiecaj, że im nie powiesz — dołączył do niego Harry, wywierając na mnie presję.

— Niech wam będzie, obiecuję — oznajmiłam niechętnie.

— No witam, witam — usłyszałam głos Freda. Podszedł do nas w towarzystwie swojego brata oraz Lee. — Gracie z nami w Eksplodującego Durnia?

Chłopaki się zgodzili, a ja nie miałam specjalnie na to ochoty, więc postanowiłam obserwować grę. Doszła do nas Ginny i razem z mną przypatrywała się zabawie.

Robiło się późno, a ja byłam coraz bardziej senna i wiele nie myśląc, oparłam głowę o ramię Freda.

— Ktoś tu się zmęczył? — zapytał, spoglądając na mnie z ukosa.

— Tylko troszeczkę — odpowiedziałam z uśmiechem, który on odwzajemnił.

Minęła już północ. Ginny już dawno pożegnała się z nami i poszła do swojego pokoju.

— No dobra, my idziemy spać — oznajmił Fred, wstając. George zrobił to samo, a jego wzrok powędrował w moją stronę.

— Ja jeszcze chwilkę zostanę, także dobranoc chłopcy — oznajmiłam, obdarzając ich ciepłym uśmiechem.

— Dobranoc — powiedzieli bliźniacy wraz z Jordanemi ruszyli po schodach do swojego pokoju.

Przez chwilę nasłuchiwaliśmy, aż trzasną drzwi do dormitorium, aby mieć pewność, że nikt nas nie zobaczy. Gdy to nastąpiło, narzuciliśmy na siebie pelerynę-niewidkę i wyszliśmy z pokoju wspólnego. Doszliśmy do chatki Hagrida, gdzie Harry zostawił pelerynę. Wzięliśmy ze sobą Kła i weszliśmy do Zakazanego Lasu.

Camille • George WeasleyWhere stories live. Discover now