138

7.9K 669 48
                                    


Dzień przed wyjazdem Luke biegał po całym mieszkaniu w poszukiwaniu swoich ubrań. Sophie siedziała na kanapie i patrzyła na jego poczynania lekko zirytowana. Ciuchy walały się po podłodze, bielizna była porozrzucana po kątach.

-Gdzie jest moja koszula?! - chłopak krzyknął i zaczął gestykulować rękami.

-Która?  - odparła za spokojem.

-No ta czarna!

-Masz pięć czarnych koszul Hemmings. - przetarła twarz dłonią. Miała już dość tego zamieszania. Kiedyś myślała, że to ona nie potrafi się pakować, ale widząc blondyna, od razu zmieniła zdanie. - Jesteś gorszy niż baba! - dodała, wstając z miejsca. 

-Nie moja wina, że mam tak dużo ubrań i kocham wszystkie. - wzruszył ramionami i podniósł coś z podłogi.  Powąchał i skrzywił się. Brunetka zaśmiała się pod nosem. 

-Do prania? - zapytała. 

-Bezapelacyjnie. - pokiwał głową i odłożył na oddzielny stos. Kupka robiła się coraz większa. 

-Luke, nie wiem, jak to ma wyglądać, ale musisz brać wszystkie rzeczy? 

-Zazwyczaj mam trzy walizki. Chłopaki też coś koło tego. 

-To ja może dopakuję sobie tych ubrań... - westchnęła i ruszyła w stronę pokoju. Nie zauważyła leżących bokserek i poślizgnęła się. Zaliczyła przykre spotkanie z podłogą. Lu patrzył na to rozbawiony. 

-Nic ci nie jest łamago? - podszedł do niej i podał dłoń. Złapała ją i wstała. 

-Czemu te gacie są mokre? - spytała niepewnie i zsunęła je ze swojej stopy. 

-Emm... - chłopak podrapał się po głowie i zrobił minę niewiniątka. 

-O nie. Fuj. Fuj. Ble. Jezu, Hemmo! - odskoczyła gwałtownie i zdjęła skarpetkę. 

-Nie przesadzaj kochanie. - przewrócił oczami i rzucił do prania.

-Momentami jesteś obleśny. 

-Każdemu się może zdarzyć zapomnieć, że majtki zostały pod łóżkiem. 

-Jesteś u mnie jakoś miesiąc i robisz taki burdel. Ciekawe, co będzie, jak ze sobą zamieszkamy na stałe. - zerknął na nią i uśmiechnął szeroko. 

-Masz aż tak odległe plany? - przyciągnął ją do siebie , a dłonie ułożył na biodrach. Przygryzła lekko wargę. 

-A ty nie? - zapytała z po wątpieniem. Przysunął twarz do jej i musnął usta. Oddała pocałunek. Po chwili oderwali się od siebie. 

-Kocham cię, pamiętaj. - wbił jej palce w żebro. Prychnęła i uczyniła to samo. 

-Pakuj się żyrafo, bo do jutra nie zdążysz. - wystawił jej język i powrócił do poprzedniej czynności. Sophie dołożyła jeszcze kilka rzeczy do swojego bagażu. Poszła do kuchni i zrobiła sobie kisiel. Usiadła z powrotem w salonie i jadła powoli. 

-Mi zrobiłaś? - Hemmo zajrzał jej do kubka. 

-Ostatnio mówiłeś, że nie lubisz. - wsadziła łyżeczkę do buzi. 

-Bo to wygląda jak gluty! Calum też to uwielbia. Nie rozumiem was. 

-Kosmici tak mają. - odpowiedziała z pełną buzią. 

-Kobieta bezlitosna. Może byś pomogła swojemu ukochanemu? - uniósł brew do góry. Powoli zaczynał się nudzić, a jeszcze nawet nie dotarł do połowy. 

-Co bym miała zrobić na przykład? 

-Uprasować mi rzeczy, zrobić pranie albo chociaż iść do sklepu, kupić jakieś żarcie. Przecież bez tego jutro umrzemy. - patrzył na nią błagalnie. 

-Niech ci będzie... - westchnęła i dokończyła jeść. - Zmyjesz ten kubek? 

-Główka boli? Masz dwie rączki. 

-Chujek niemyty. - warknęła i trąciła go ramieniem. Zarechotał i klepnął ją w tyłek. Zgromiła go spojrzeniem. 

-O nie. Zaraz mnie zabije ten wzrok. - złapał się za głowę i udawał, że jest przestraszony. 

-Lepiej się schowaj, bo wiedźma zaraz zamieni cię w żabę. W sumie mało ci z wyglądu do niej brakuje. - pobiegła do zlewu i wrzuciła tam naczynie. Blondyn podążył za nią. 

-Odwołaj to wredoto! - wskazał na nią palcem. Nic nie dało wyczytać się z jego wyrazu twarzy. 

-A co, jeśli nie? - droczyła się z nim.

-Wtedy będę zmuszony cię zabić. - przez jego twarz przebłysnął cień uśmiechu. Przewróciła oczami i chciała go wyminąć. Powstrzymał ją i wziął na ręce. Zapiszczała. 

-Co ty wyprawiasz?! 

-Tortury czas zacząć, kochanie. - poruszył zabawnie brwiami. 

If you had a twin, I would still choose you. // L.HOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz