130

7.7K 651 77
                                    


Luke i Sophie wstali z trawy i powoli ruszyli do wejścia. Nie spieszyło im się. Woleliby od razu pojechać do dziewczyny, jednak nie wypadało nie wyjaśnić swojego zachowania. W domu panował duży hałas. Wszyscy krzyczeli. Nie dało się dużo z tego zrozumieć.  Gdy dwójka pojawiła się w salonie, rozmowy ucichły.

-Synku! - Liz podeszła do niego szybko i przytuliła mocno. Luke objął ją i uspokajał. Nie była zła, lecz zmartwiona.

-Nic mi nie jest mamo...

-Twoja twarz!

-Zagoi się. - uśmiechnął się lekko. Pokiwała głową i odsunęła się. Warknęła w stronę Chrisa.

-Wyjdź z mojego domu łotrze. Co za tupet! Diana, gdzie ty znalazłaś takiego gnojka? - pani Hemmings nie powstrzymywała się w rzucaniu obelg na młodzieńca. Ten spuścił głowę i westchnął ociężale. Chciał coś powiedzieć, ale czarnowłosa go uciszyła.

-Nie wiem ciociu. Przepraszam w jego imieniu. To nie powinno mieć miejsca. Sophie, ciebie też przepraszam. Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze kiedyś. Luke...

-Nie musisz nic mówić. - poklepał ją po ramieniu i puścił oczko.

Kuzynka popchnęła swojego chłopaka w stronę drzwi. Pragnęła jak najszybciej opuścić to miejsce. Czuła się upokorzona. Musiała sobie z nim dużo wyjaśnić.

-Nie potrzebujesz jakiegoś opatrunku? - tata zapytał z po wątpieniem. Blondyn zaprzeczył i napił się wody. Jack i Ben rozmawiali ze sobą cicho. Nawet pies leżał w koncie z przyklapniętymi uszami.

-Będziemy się już zbierać. - powiedział Lu i złapał dłoń swojej partnerki. Ta pokiwała i pożegnała się ze wszystkimi. Jeszcze raz zapytała Liz, czy nie potrzebuje pomocy.

-Idźcie do siebie dzieci. My damy sobie radę. - udało jej się uśmiechnąć. Gdy młodzieńcy wyszli, kobieta opadła na kanapę i złapała się za głowę. Ten dzień miał się inaczej skończyć. 

Hemmo usiadł za kierownicą. Soph spojrzała na niego, jak na wariata.

-Żartujesz? - zapytała - Ja prowadzę!  

-Ugh. Wszystko jest dobrze. Mogę kierować. - sprzeczał się. Czuł się jak inwalida, gdy każdy chciał go wyręczać.

-Nie wygłupiaj się. Korona ci z głowy nie spadnie. No już. Wysiadaj. - pospieszyła go. Mruknął tylko i zamienił się miejscem. Po chwili byli w drodze do mieszkania. Nie odzywali się. Obydwoje potrzebowali ciszy i chwili na przemyślenia. Gdy dojechali na miejsce, pierwszą rzeczą, którą zrobił chłopak, było wyjęcie piwa z lodówki. Ta czynność rozbawiła Sophie. Objęła go od tyłu i przytuliła się.

-Przebiorę się i możemy pogadać, jeśli chcesz. - zaproponowała.

-Tak. To dobry pomysł. - odrzekł i poszedł usiąść na kanapie.

If you had a twin, I would still choose you. // L.HWhere stories live. Discover now