135

7.9K 678 147
                                    


mydickisbig: pójdziemy dzisiaj na kolację Sophie?

kissmyass: dobrze się czujesz Luke?

kissmyass: od dawna nie byliśmy na randce

mydickisbig: i trzeba to zmienić

kissmyass: ale byłeś już umówiony... 

mydickisbig: odwołałem

mydickisbig: został mi tylko pieprzony tydzień wolności i chcę go spędzić tylko z tobą

kissmyass: dobrze, damy radę Lu

mydickisbig: wyrobisz się w dwadzieścia minut?

kissmyass: och jasne

mydickisbig: czekam 

Po piętnastu minutach dziewczyna zeszła po schodach i weszła po cichu do salonu. Luke poprawiał marynarkę. Stał do niej tyłem, przez co z łatwością mogła obserwować jego poczynania. Przeczesał palcami włosy i westchnął.  Pogrzebał w kieszeni. Dało się usłyszeć szelest papieru. Sophie uniosła brew do góry i postanowiła wkroczyć do akcji.

-Co tam masz? - zapytała, wchodząc wgłąb pokoju. Hemmings pisknął, niczym mała dziewczynka i złapał się za serce.

-Cóż. Nie sądziłam, że wyglądam aż tak źle. - uśmiechnęła się lekko i napiła wody, która stała na szafce.

-Nie jestem pewny, od kiedy tam jest. - chłopak wskazał na butelkę i objął swoją dziewczynę w pasie. -Przestraszyłaś mnie. - dodał i obdarzył ją ciepłym spojrzeniem. Miała na sobie czarną sukienkę do połowy ud z wycięciem na plecach. Na szyi widniał złoty łańcuszek, który kiedyś jej podarował. On zaś założył czarne rurki, które były stałym elementem w jego ubiorze, koszulę, a na to marynarkę.

-Wyglądasz pięknie. - szepnął jej na ucho, lekko je przygryzając. Uniosła kącik ust do góry i odwróciła się do niego przodem.

-Ty też niczego sobie. - puściła oczko i poklepała go po policzku, na którym widniał lekko zarost. Lubiła go takiego. Ba, lubiła go pod każdą postacią. Nawet kiedy robił z siebie bezuczuciowego chama. Miłość, to dziwna sprawa.

-Dziewczyny będą wzdychać do ciebie, jak do świeżego bochenka chleba. - zacmokała z udawanym niesmakiem. W jej oczach widać było radość. Cieszyła się każdą chwilą z nim. Pragnęła jego obecności.

-Mi wystarczy, że taka jedna mała, podła brunetka jest moją fanką. - schylił się i delikatnie musnął jej usta.

-Słodko. Brałeś korepetycje od Caluma?

-Trzydzieści dolców za godzinę! Wysoko się ceni chłopak...  - oboje zachichotali i po wzięciu niezbędnych rzeczy wyszli z domu. Wieczory w Sydney o tej porze roku nie należały do najcieplejszych, jednak nie były też uważane za zimne. Na niebie widniało dużo gwiazd, co nadawało uroku i chęci na romantyczne spotkania zakochanych.
Blondyn wyjął kluczyki z kieszeni i otworzył swój ukochany samochód. Był doskonałym kierowcą, a sam uwielbiał prowadzić. Uspokajało go to. No, chyba że wlókł się za jakimś panem po siedemdziesiątce. Wtedy lubi wymknąć mu się parę niecenzuralnych słów.
Chłopak otworzył drzwi od strony pasażera, czekając, aż jego partnerka wejdzie. Soph wystawiła mu język i usiadła na swoim miejscu. Pokręcił rozbawiony głową i zasiadł za kierownicą.

-A co, jeśli wywiozę cię do lasu? - zapytał i zapiął pasy.

- Wtedy utkniemy tam na dobre. Nie oszukujmy się. Moja orientacja w terenie jest jeszcze gorsza od twojej. - prychnął i pstryknął brunetkę w ucho. Ta w geście samoobrony uderzyła go po ręce.

-Au! To za szczypało! - pogłaskał się po niej i zaczął chuchać.

-Wrócić się po apteczkę? 

-Ha ha. Zapnij się czarownico. - odpalił i moment później ruszył. Dziewczyna spełniła jego prośbę. Przyglądała mu się z boku. Był skupiony, lecz na jego twarzy błąkał się lekki uśmiech.

-Uważaj, bo się zakochasz. - rzekł.

-Już za późno na przestrogi, nie sądzisz? 

-Chciałem to po prostu usłyszeć. - wzruszył ramionami. Po kilkudziesięciu minutach drogi, Hemmings wjechał na parking przed jedną z najlepszych restauracji przy ocenie.

-Em, Luke?

-Tak?

-Masz mi może coś do powiedzenia?  - speszył się i położył dłoń na karku, pocierając go.

-Nie, dlaczego?

-Bo światełka układają się w napis "Tylko się nie denerwuj, Sophie".

*

Powoli zbliżamy się do końca...

If you had a twin, I would still choose you. // L.HWhere stories live. Discover now