Epilog

9K 837 429
                                    

Minęły już cztery dni, odkąd Sophie wylądowała w szpitalu i nic nie wskazywało no to, że zaraz się obudzi. Jej stan cały czas był taki sam. Ani lepszy, ani gorszy. Lekarze byli dobrej myśli. Entuzjazm nie udzielał się niestety rodzicom dziewczyny tak jak i jej chłopakowi. Bacznie trwali przy jej łóżku. Blondyn wielokrotnie prosił starszych, aby poszli do domu i porządnie odpoczęli. W końcu zawarli układ, że będą się zmieniać. Gdy oni będą w mieszkaniu, to Luke zostanie w szpitalu i na odwrót. Niekiedy przychodziła też reszta zespołu. Nie mieli dużo czasu, gdyż musieli załatwiać wszystko z przesuwaniem trasy. Calum przychodził najczęściej. Opowiadał nowinki Hemmings'owi. Mówił również do Sophie. W głębi duszy wierzył, że go słyszy. Bardzo się o nią martwił. Nie znali się jakoś bardzo długo, lecz zaczęła odgrywać ważną rolę w jego życiu. Czasem miło było porozmawiać z kimś, kto nie wyśmiewa cię na każdym kroku.

Luke siedział przy łóżku i wpatrywał się w swoją wybrankę. Wiele by oddał, żeby znów spojrzeć w jej oczy.

-Jak się wybudzisz, to porządnie cię opieprzę. - złapał jej dłoń i musnął czule. Westchnął cicho. Ciężko było mu uwierzyć, że właśnie teraz mógł przygotowywać się do koncertu. Nie wyobrażał sobie tego bez świadomości, że z brunetką wszystko dobrze. Wyglądała teraz tak inaczej. Zawsze chodziła uśmiechnięta, z lekko zaróżowionymi policzkami, a teraz blada jak ściana, poobijana. Luke'a skręcało w środku na sam widok. Chciał dla niej jak najlepiej. Gdyby mógł, to zamieniłby się z nią miejscami i teraz sam tam leżał. Chyba na tym polegała miłość, prawda? Nie często to mówił, ale kochał ją całym sobą.

Gdy nastał wieczór przyszli rodzice Soph. Weszli do sali, a tata poklepał młodego chłopaka po ramieniu, dodając otuchy. Na początku nie był co do niego przekonany, jednak teraz to się zmieniło. Widział, jak bardzo troszczy się o jego córkę. Poza tym nawet lubił z nim rozmawiać. Mama zaś od razu polubiła Hemmo. Uważała też, że jest niewyobrażalnie przystojny. Chłopak uśmiechnął się do nich słabo i wstał z krzesełka.

-Bez zmian. - powiedział i musnął czoło ukochanej.

-Wszystko będzie dobrze. Wyjdzie z tego i jeszcze kiedyś będziecie się z tego śmiać. - rzekł mężczyzna.

-Wątpię, żeby to był temat do żartowania... Do widzenia państwu. Jakby coś się działo, to proszę do mnie zadzwonić. - pokiwali zgodnie na jego słowa, po czym wyszedł i skierował się do mieszkania rodzicielki. Miał z niego bliżej do szpitala. Od razu poszedł do swojego pokoju i rzucił się na posłanie. Miał problemy ze snem. Gdy udało mu się odpłynąć, to budził go nieprzyjemny sen. Pragnął w końcu się wyspać, żeby bacznie trwać przy boku Sophie, albo chociaż pomóc kolegą w tych wszystkich papierach i przeprosinach dla fanów. Zmusił się do wzięcia prysznica i wrócił na wygodne łoże. Przykrył się po same uszy i wtulił w poduszkę. Udało mu się zasnąć.

Kolejnego dnia, gdy się obudził, pierwszą czynnością, jaką wykonał, było sprawdzenie telefonu. Żadnych nowych wiadomości. Pokręcił głową z rezygnacją i zszedł do kuchni na śniadanie przygotowane przez Liz. Jack spojrzał na niego zdziwiony.

-Młody znowu tu mieszkasz? Myślałem, że teraz trujesz dupsko Sophie. Tak nawiasem mówiąc, szczerze jej tego współczuję. - szturchnął go ramieniem. Luke warknął pod nosem i usiadł przy wysepce.

-Mówiłem ci, że miała wypadek. - brat spojrzał na niego zdziwiony. Nie pamiętał takiej rozmowy.

-Pewnie byłem pijany. - stwierdził.

-Tak, pewnie tak. - odrzekł i już się nie odzywał. Pani Hemmings postawiła przed nim talerz wypełniony jedzeniem. Chłopak uśmiechnął się lekko, podziękował i zaczął jeść. Po krótkiej chwili pochłonął wszystko i wrócił do pokoju, w celu ubrania się. Ułożył szybko włosy, schował portfel do kieszeni, wziął kluczyki i wyszedł. Po dziesięciu minutach znalazł się przy placówce. Zaparkował i ruszył w stronę sali dziewczyny. Na szczęście nie musiał zmagać się z ochroniarzem, gdyż wybłagał jego brak. Przed 'pokojem' Sophie stał jej tata z niewyraźną miną. Luke zatrzymał się w miejscu i patrzył na niego. Mężczyzna zauważył go i podrapał się po karku.

-Luke słuchaj... Tylko się nie denerwuj, ok? Wybudziła się nad ranem. Nie chcieliśmy cię budzić. Potrzebowałeś odpoczynku. Ale jest jeszcze coś... - niedane było mu dokończyć, bo młodzieniec wbiegł czym prędzej do pomieszczenia. Brunetka leżała i szeptała o czymś z mamą. Hemmings złapał się za głowę, a do jego oczu naszły łzy szczęścia. Podszedł po cichu do nich i uśmiechnął się lekko.

-Witaj promyczku. - ucałował jej głowę. Soph patrzyła na niego zdezorientowana. Chłopak nie wiedział, co się dzieje. Nie rozumiał.

-Nie cieszysz się, że mnie widzisz? Coś źle zrobiłem? Bardzo cię boli? Mam iść? Chcesz odpocząć? - słowa wylatywały z jego ust niczym naboje z karabinu maszynowego.

-Kim ty jesteś? - zapytała. Jej wzrok był pozbawiony żadnych emocji. Poczuł, jakby jego cały świat właśnie się zawalił.

-Nie pamiętasz mnie... - schował twarz w dłoniach. Załkał cicho i zsunął się po ścianie. Nie dowierzał. Usłyszał cichy chichot. Uniósł załzawione oczy. Rodzice wyszli z sali, dając im chwilę prywatności. Usiadł na krześle i wlepiał w nią swój zdezorientowany wzrok.

-I wish that I could wake up with amnesia and forget about the stupid little things...* - zanuciła pod nosem i uśmiechnęła się lekko. Złapała go za dłoń i wtuliła się w nią. Blondyn odetchnął z ulgą i wtulił się w ciało Sophie. Pogłaskała go po policzku.

-Jesteś idiotką. - stwierdził.

-Kochasz mnie.

-Kocham i cholera, nigdy nie przestanę. 


~~~

KONIEC

*Fragment tekstu piosenki 5 Seconds of Summer - "Amnesia"

If you had a twin, I would still choose you. // L.HOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz