seventy-nine

9.5K 674 72
                                    


Luke usiadł w salonie, a Soph przyniosła im herbatę. Zajęła miejsce przed nim na fotelu i upiła łyk z kubka ze słonikiem. Chłopak przygryzł wargę, zastanawiając się, co powiedzieć.

-Wyduś to wreszcie z siebie. - zachęcała go. Odetchnął zmartwiony i oblizał usta.

-To, co zdarzyło się wczoraj... - zaczął.

-Tak? - Sophie przerwała mu.

-Chociaż przez chwilę wyłącz syndrom kobiety i zamilcz. - zaśmiała się na jego słowa i pokiwała głową.

-Chciałem tego i gdyby nie ten przeklęty listonosz... właściwie, co on ci przyniósł?

-Rachunki.

-Skurczybyk. - cmoknął niezadowolony.

-Wystarczy, jak powiem, że pomiędzy nami wszystko dobrze?  - zapytała niepewnie. Lu popatrzył na nią z wdzięcznością i potwierdził jej słowa. Uśmiechnęła się i znów napiła. Przeniosła się koło Hemmingsa, a ten przytulił ją, całując w czoło.

-Byliście dzisiaj świetni. - powiedziała. Była z nich dumna.

-Skarbie, my zawsze jesteśmy świetni. - wzruszył ramionami.

-I strasznie skromni.

-Skromność to moje drugie imię.

-Ta? A myślałam, że Robert. - zakpiła z niego lekko. Warknął i zaczął ją łaskotać.

-Nie bądź taka mądra, bo podłoga cię wyminie!

-Co? - wybuchnęła śmiechem.

-Spaliłem to... - pokiwała i weszła na twittera. Zaczęła przeglądać swoje ulubione konta i kilka na temat zespołu.

-Już o mnie piszą... - Lu wyrwał jej telefon i zaczął czytać.

-Od samego początku mówiłem, że twój pobyt w radiu, to zły pomysł.

-Zawsze będziesz chciał mnie ukrywać? - unosiła brew do góry. Zaprzeczył i zamilkł. Nie chciał narażać jej na nieprzyjemne sytuacje. Przytulił ją tylko i słuchał jej umiarkowanego oddechu.

-Pingwinku... nie przejmuj się. - pociągnęła go za włosy. Pisnął i wbił jej palec w brzuch.

-Troszczę się o to, co moje. - odparł.

-Po raz kolejny powtarzam ci, że nie jestem twoja.

-A ja po raz kolejny odpowiem, że to niedługo się zmieni.

-Że niby romantyk?

-Luke Hemmings. Tyle wystarczy. - wystawił język.

-Krowa ma dłuższy i się nie chwali.

-Nie pyskuj tatusiowi!

-Daddy? - zakrztusiła się i nie mogła uspokoić. Lu klepał ją po plecach.

-Nazwiemy tak psa. - zaproponował, zadowolony ze swojego pomysłu. Czasem miał wrażenie, że tylko on na świecie jest kreatywny i wystarczająco fajny.

-Wątpię, żeby był zadowolony.

-Nie znasz się. - prychnął i napił swojej herbaty. Siedzieli, rozmawiając i oglądając jakiś serial w telewizji. Czuli się dobrze i luźno w swoim towarzystwie.

*

iamcalumbaby: jak myślisz...

iamcalumbaby: ruchają się już? 

iloveash: pewnie Soph już rodzi

iamcalumbaby: mocz w łazience raczej

iloveash: mocz się wysikuje,  a nie rodzi

iamcalumbaby: do prawdy?  nigdy bym na to nie wpadł

iloveash: wiem

iloveash: dlatego ja jestem uważany za tego mądrego

iamcalumbaby: chyba tylko przez swoją mamę

iloveash: -.-

If you had a twin, I would still choose you. // L.HWhere stories live. Discover now