Szpital

2.6K 70 13
                                    

Obudziłam sie w szpitalu.
Byłam okropnie zła na Willa który nie posłuchał moje prośby. Wszyscy bracia siedzieli w sali. Podłączone do mnie sprzęty medyczne, których nazw nie pamiętam, nagle pokazały jak moje tentno przyśpiesza, ja usiadłam i ze wściekłością wpatrywałam się w zpartwionego Willa.
-Przepraszam Hailiś...musieliśmy sprawdzić czy wszystko z tobą w porzątku- zaczął tłumaczyć sie Will.
-Mam na imie Hailie więc tak do mnie mów. Nie przeinaczaj mojego imienia.- powiedziałam oschle, udając spokuj, ale parametry za mną pokazywały moje wkurwienie. Chłopcy widziąc to jeszcze bardzej się zaniepokoili a Vince wstał bo zaczelam opierdalać Willa
-Will miałam jedną prośbe czy była ona aż tak trudna do zrozumienia? Nie wydawało mi sie że to aż tak trudne jechać do domu. Mówiłam że czuje się dobrze a więc dlaczego do chuja mnie tu przywieziliście?- jak przeklnełam to moje tentno skoczył na w chuj wysoki poziom, wtedy podzedł Vince i kiknął guzik aby przyszła pielęgniarka.
-Myślałam że moge na ciebie liczyć Will. Ale jak widze muszę składać prośby odrazu do Vincenta abym nie jeździła do szpitala jeśli czuje się dobrze.- Will coraz bardziej się dołował, ale tym razem chodziło o to aby wywołać u niego wyrzuty sumienia. Jak mówiłam mu że ma wyjść z mojej sali bo nie chcę go widzieć to widać że był załamany. Gdy Will wyszedł weszła pielęgniarka i chciała wziąć mnie na jakieś badania, lecz odmówiłam mówiąc, że czuje się dobrze. Ona nie dała za wygraną, a gdy ja zachowywałam względny spokój to te jebane parametry skakały w góre jak pojebane.
-Zdejmnie mi pani kroplówe weflon oraz odepnie urządzenia kontrolujące moje życie?- zapytałam na spokojnie tym razem nic nie skoczyło w góre
-Niestety nie... jesli dostane zazwolenie lekarza to to zrobie. Zawołam go tutaj jak pani nie chce iść na badania.- małam to w dupie, ona wyszłam a Ja zaczełam naprawde ściągać Weflon i urządzenia. Bracia patrzyli na mnie jakby conajmiej była z marsa ale mialam to w dupie. Kroplówe stwierdziłam że zostawie bo nie wiedziała ile spałam oraz czym mnie odurzyli. Gdy przyszedł lekarz oniemiał. Jego mina wstazywala jednoczesnie zlość, irytacje, rozbawienie, smutek.
-Wie panienka że samej nie wolno odczepiać maszyn oraz ściagać weflonu i że musi iść pani na badania- powiedział lekarz.
-Czuję sie dobrze chodz wiem że to nie pomoże w tej sytułacji. Zostałam zabrana tu gdy spała i jest to wbrew mojej woli więc nie zamierzam iść na jakiekolwiek badania- powiedziałam i byłam dumna że w podstawówce miałam dobre oceny z wiedzy o społeczeństwie dlatego wiedziałam że nie mogą mnie badać, bo miałam już 16 lat i w połowie sama za siebie odpowiadałam.
-Kroplówka już pani zeszła to dobrze, Ciesze się także że czuje się pani dobrze, lecz badania są niezbędne.- popatrzyłam na niego z drwiną i odczepiłam sobie kroplówke. Zobaczyłam, że naprzeciwko mojego łóżka leży torba z moimi rzeczami. Wstałam, chodz wystko mnie bolało, podeszłam do tobry, prawie zemdlałam, kucnełam, wziełam ją i sprawnym ruchem się podniosłam, kręciło mi sie w głowie, a wszyscy na mnie patrzyli nawet Will w progu. Zobaczyłam drzwi do łazienki i szłam prosto w tamtym kiernuku, ale tam stał Vince.
-Vincencie zmierzam do łazienki mógłbyś sie przesunąć?
-Nie Hailie. Do czasu aż nie pójdziesz na badania profilaktyczne nie pojedziemy do domu.
-Ja pojade- mruknełam w odpowiedzi, Vince westchnął
-Prosiłbym wszystkich o wyjście chcę sam porozmawiać z Hailie.-wszycy wyszli
-Dlaczego nie chceż się zbadać?-Zaczął Vince gdy tylko wszyscy wyszli
-Nie czuje aby to było konieczne.- odpowiedzialam, a Vince już zmarszczył brwi
-Już mówiłam, nie lubie lekarzy, a szpitali jeszcze bardziej. Zostałam tu przywieziona wbrew mojej woli.
-Hailie, Jako twój Prawny opiekun i starszy brat chcę abyś wykonała badania profilaktyczne.
-Nie zrobię tego.- Vince już był zły bo wiedział że tego nie zrobie
-Vince dobrze wiesz że tego nie zrobie. Nie wymagaj tego odemnie
-Dlaczego? Dlaczego nie chceż się badać?
-Już mówiłam nie lubie się powtarzac.- wiedziałam że Vince napisze do Willa bo ten miał studia psychologiczne i umiał czytać z ludzi. Byłam wkurwiona na Willa i on o tym wiedział dlatego utrzywał dystans między nami
-Hailie Dlaczego nie chcesz się zbadać?
-Japierdole Willam Monet. Nie rozumiesz że nie chcę cię widzieć a tym bardziej słyszeć. Juz mówiłam że nie lubie lekarzy, szpitali i czuję się dobrze.- Will był speszony ale mówił do mnie dalej
-Hailie naprawde mi przykno ale musiałem cię tu przywieć aby wiedzieć że wyszystko z tobą w porządku. Jest mi z tego powodu przykro że straciłem twoje zaufanie i że nie chceż się zbadać.
-Will sztuczki psychologiczne możesz sobie darować i tak nie pójdę sie zbadać.- Zdziwili się, ale dalej drążyli temat
-Dlaczego-
-Już odpowiadałam na to pytanie. Nie lubie lekarzy oraz szpitali a zostałam przywieziona tu wbrew woli.- Will studiował przez chwile całą sytułacje i moje reakjce.
-Boisz się?- bardziej zapytał niż odpowiedział, a ja tylko przymknełam oczy
-Hailie powinnaś się przyznać i nie wstydzić ż tego że się boisz. Strach jest normalny. Naprawde zaczynałem się niepokoić że w twoim wieku niczego się nie boisz.- Powiedział spokojny Will a ja zacisnełam szczęke.
-Mówiłam, że nie lubiez, a nie, że się boje. Strach jest oznaką słabości, a ja nie toleruje tego w mojej osobie.
-Hailie każdy się czegoś boi nawet ja. Strach jest normalny tylko trzeba go z czasem przezwyciężać.- powiedział.. Vincent?- Rozumiem że masz Nozofobie połączoną z  Jatrofobią i trzeba było móiwć odrazu.
Ja ostro patrzyłam się na Willa bo w tamtym momencje nienawidziłam go jeszcze bardziej, bo ja się niczego nie boje prawda?
-Nie boje się. Nie mam żadnych fobii nie wymyślajcie  sobie nic- obaj na mnie patrzyli a ja odwajemniałam wzrok tym razem Vincenta
-A więc nam to pokaż. Jeśli się nie boisz nie będziesz miala nic przeciwko badanią profilaktycznym- powiedział Vincent w usiusł chytrze ale delikatnie koncik ust i jedną brew. Byłam wkurwiona.
-Jeśli nie rozumiecie Faktu że miałam próbe gwałtu i nie chce być badana przez Faceta to naprawde nie mamy o czym rozmawiać- Mina mu zrzedła westchnął i spuślił wzrok.
-Czyli lekarka i dasz się zbadać- drążył temat Will. Gdy wzrok zabijał to Will by nie żył. Nie chętnie skinełam głową i dodałam
-Tak, myśle że mogłabym.- wtedy obaj wyszli a ja zotsłam wkońcu sama. Miałam dość naprawde sie bałam znacz.. nie bałam się niczego. Po chwili jednak weszła jakaś lekarka z Vincentem. Podeszła, ja już wiedziałam że Vincent nie odpuści ale ja też nie odpuszcze.
-To teraz zrobie Pani badania profilaktyczne na przykłam pobiore krew, zmierze, zwarze, Osłucham, zmierze puls. Takie jak na zwykłym bilansie.
-Jasne oczywiście. Vincent mógłbyś opuścić to pomieszczenie.
-Nie.
-Przepraszam a pan jest...
-Prawnym opiekunem.
-Ale jeśli pacjentka chce aby wyszedł pan na czas trwania badań to musi Pan to zrobić.- Vince patrzył z zamazkowaną złością a ja z widocznym tryjunfem.
-Jasne tylko się martwie. Już wychodze- powiedział i faktycznie wyszedł zamykając drzwi.
-To najpierw cię osłuchamy, potem zmierzymy puls.- wszystko robiłam z niechęcią i uprzedzeniem do tej kobiety. Nienawidze szpitali. Ona coś co chwile do mnie mówiła ale miałam ją w dupie.
-Masz strasznie wysokie tętno
-Jestem zdenerwowana na braci nic takiego.- ona kiwneła głową i powiedziała
-Teraz wstań zmierzymy i zwarzymy cię.
-Nie chcę aby moi bracia widzieli ile waże. Więc prosiłabym panią o to aby tylko powiedziała że moja waga jest w normie lub coś z rzeczy ogólnych. Odrazu dopowiem, że jestem wcześniakiem i mam niedowage z tego powodu.- Lekarka skineła głową
-176 centymetrów na... 41 kilogramów..- zdziwiła sie, ale nic nie powiedziała. I zaczeło się najgorsze pobieranie krwi. Jak tylko zobaczyłam igłe zrobiło mi się słabo
-Wszystko w porzątku?- zapytała wtedy lekarka. Nic nie było w porządku, ale chuj powiem że tak.
-Tak, tak w najleprzym.- powiedziałam obserwują jak zbliża siw do mnie z tą jebaną igłą. A ta igła jest w chuj gruba i wielka. Japierdole. Japierdole. O japierdole. Ona zbliżyła się z igłą na tyle, że miała jużją wbijać ale ja oblałam się zimnym potem i dostałam drgawek. Naprawde sie bałam pobierania krwi. Walczyłam z łzami. Tak bardzo nich nie chciałam. Jestem słaba, ale nie pokazuje tego. Ona patrzyła się na mnie nie wbijala igły
-Czy napewno wszystko w porządku?
Nie, Spierdalaj z tą igłą.
-Tak tylko, nigdy nìe lubiłam bólu tego towarzyszącemy przy pobieranu krwi.
Nie prawda. Jestem masochistką.
-Jasne rozumiem postaram się wbic igłe jak najszybciej i jak najmiej boleśnie- powiedziała i przytszymała moją ręke jak aby mogła wbić igłe. Po sekundzie poczułam ból. Nienawidze tego bólu.- Kurwa nie przebiłam żyły. Przepraszam jeszcze raz.- zmierzyłam ją wkurwionym wzrokiem gdy znówi poczułam ten zjebany ból.-Przepraszam znów nie trafiłam w żyłe.- Zobiła mi jeszcze 3 nakłucia i zaczełam ją opierdalać.
-Jest pani nie normalna. Nie ma pani pojęcia jak nakłówać żyły czy ogólnie jest pani niekompetentym lekarzem- mówiłam ze łzamu w oczach.
-Przepraszam... to nie moja wina.
-Wiesz co już wole lekarza który odrazu pobierze mi krew i nie będzie sie bawił, a nie lekarki, która tego nie umie robić.- Vincent i lekarz przyszli gdzieś w połowie mojej wypowiedzi patrzyli ze współczuciem bo ja siedziałam na łóżku z już fioletową od siniaków ręką a ona z igłą obok na krześle. Popatrzyłam wkurwiona na Vincenta
-Chciałam kurwa lekarke, normalna lekarke a nie studentke która nie umie pobrać krwi.- powiedziałam wkurwiona na maksa, nie wiem czy da się być bardziej.
Lekarz zabrał jej igłe i kazał puźniej przyjść do swojego gabinetu. A potem oglądał moją ręke. Była fioletwa w  miejsu w którym nakłówała.
-Przepraszam panią za nią.-Powiedzial lekarz wciąż mnie nie dotykając.- cóż tym razem nie pobieżemy krwi bo tu jest za dużo nakłuć.- Byłam wkurwiona. Gdy tylko to powiedział wyszłam wkurwiona do łazienki. wziełam prysznic, przebrałam się w szary dres i wyszłam do sali gdzie zastałam wszystkich moich braci. Will patrzył ze współczyciem, Vince z irytacją. A wszyscy inny tak jak zawsze. Trzymałam torbe w obolałej ręce. Nie wiem kurwa czemu byłam wkuwiona, a bók pomagał bym tego tak bardzo nie okazywała.
-Cześć co tam?- zapytał znudzony Dylan.
-Mogło być lepiej.- odpowiedziałam
-Co. Czemu
-Bo gdyby nie twoi starsi bracia było by wykurwiście dobrze.- Powiedziałam. Czy było mi przykro patrząc na Willa który widać że miał ogromnie wyrzuty sumienie? Tak. A czy dobrze patrzyło mi się na lekko złamanego Vincenta? Zdecydowanie tak.
-A więc Dylan jedziemy?- on zmarszył brwi.
-No spoko jedziesz ze mną z tego co rozumiem.
-tak.
-Czemu
-Bo nie mam zamiaru patrzeć ja dwójke twoich najstarszych braci, a Tony przyjechał na motorze pewnie. Shane wydawał sie równie dobrą opcją- powiedziłam nie czując wstydu. Byłam wkurwiona.
Chwile puźniej byliśmy w aucie. Po powrocie odrazu udałam się do mojego pokoju.

Autorka<3
Taki dłuższy ten rozdział.
Jak wam sie podoba?

Rodzina MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz