Rozdział 93

114 13 0
                                    

Od pamiętnej nieobecności Kaysy rodzeństwo Carrow nie bało się karać uczniów przy pomocy klątw i silnych ciosów pięściami. Lupin w żaden sposób nie mogła już pomóc uczniom. Mimo wszelkich prób i różnych sposobów, Alecto i Amycus i tak dopinali swego.

Jednak ten dzień różnił się od wszystkich pozostałych. Z samego rana dyrektor Hogwartu zwołał zebranie, na które zaprosił wszystkich uczniów i profesorów. Z Wielkiej Sali ponownie zniknęły stoły i ławy, uczniowie stanęli w rzędach odpowiadających im domom i rocznikom, a sam dyrektor stał na środku i przechadzał się między wszystkimi.

-Doszły mnie słuchy, że widziano Harry'ego Pottera w Hogsmeade.- oznajmił głośno wszem i wobec. Uczniowie jak zaklęci, nie poruszyli się nawet o milimetr, nie wydali z siebie żadnego dźwięku. Czekali na dalszy ciąg przemowy.

Kaysa jednak się nie powstrzymała. Zaskoczona spojrzała w bok, na profesor McGonagall. Miała nadzieję, że może Minerwa coś wie. Cokolwiek.

-Wezwałam już Zakon i Remusa. Harry jest tutaj.- odpowiedziała na nieme pytanie Lupin.

-Pragnę przypomnieć... Uczniom i Nauczycielom... Wszelka pomoc Potterowi jest przestępstwem, za które odpowiadać będziecie przed Czarnym Panem. Dlatego, ci którzy go widzieli lub posiadają informacje gdzie może przebywać, niech zgłoszą się do mnie, a zostaną nagrodzeni.- poinformował sucho Snape.

Na sali zapanowała głucha cisza. Słychać było jedynie oddechy, które mieszały się w jeden wspólny dech. Trwało to nieskończenie długą chwilę, po której rozległ się odgłos kroków i na samym środku sali, na przeciw Snape'a pojawił się Harry Potter.

-Tak się składa panie dyrektorze...- zaczął chłopak z jadem w głosie.- Że mimo środków ochronnych i tych wszystkich zabezpieczeń, bardzo łatwo można dostać się do zamku.

Severus wyciągnął przed siebie różdżkę. Kaysa doskonale wiedziała, że nie zamierzał rzucać zaklęcia, to był jedynie sygnał dla niej. Teraz to Kaysa musiała wywiązać się ze swojej części umowy. Gdy tylko spostrzegła, że McGonagall ruszyła przed Harry'ego i zaczęła miotać zaklęciami w Snape'a, Lupin stanęła przed Śmierciożercą. Odbiła dwa pierwsze zaklęcia tak, że godziły prosto w Alecto i Amycusa.

-Uciekaj i rób co masz robić.- mruknęła do Severusa, gdy za pomocą prostej tarczy zniwelowała trzecie zaklęcie.

-Dziękuję... Dziękuję, że zawsze mogłem na ciebie liczyć.- powiedział i wyleciał przez pobliskie okno. Kaysa uznała te słowa za pożegnanie, bo z dużym prawdopodobieństwem jedno z nich nie przeżyje wojny, która właśnie się rozpoczęła.

McGonagall przestała miotać zaklęciami, jednak spojrzała na Kaysę z wyrzutem. Lupin ani trochę się tym nie przejęła. Doskonale znała Severusa i tylko to się liczyło. Miała jednak nadzieję, że później wszyscy dowiedzą się o układzie, który został zawarty między nią i Snapem. Nie chciała już żadnych więcej kłamstw w życiu.

-Na co czekacie?! Łapcie go!- rozległ się żeński krzyk od strony Ślizgonów, ponownie na sali zapanowała cisza.

Ginny wystąpiła i stanęła przed Harrym. Obok niej pojawiła się Hermiona z Ronem.

-Panie Filch!- zawołała Kaysa, widząc staruszka pod drzwiami.- Proszę, aby zamknął pan Ślizgonów w lochach. Ewidentnie obrali już stronę po której będą walczyć. Uczniowie szóstego roku pomóżcie przy ewakuacji młodszych roczników, a na koniec sami uciekajcie.- rozkazała. Czuła, że musi przejąć inicjatywę, ponieważ nikt inny się do tego nie kwapił.- Siódmy rok, kto chce może zostać, reszta niech wraca do Londynu. Hasło do gabinetu dyrektora to Cukrowa Lilia.- zaledwie wypowiedziała te słowa, a do Wielkiej Sali wparował Zakon Feniksa z Remusem na czele. Kaysa uśmiechnęła się do niego delikatnie.

-Zakon i profesorowie idą rzucić zaklęcia ochronne na zamek. Zatrzymamy ich tak długo, jak zdołamy Potter.- oznajmiła McGonagall.

Parę minut później Kaysa u boku Remusa stała na dziedzińcu i witała się z wszystkimi Weasleyami. Clary została z Fleur w Muszelce, ponieważ to była najbezpieczniejsza opcja. Przed przybyciem do Hogwartu, Remus rzucił na córkę zaklęcie, tkóre lata temu Kaysa rzuciła na Harry'ego Pottera. Jednak teraz to zaklęcie było ulepszone i nie wymagało tak wysokiej zapłaty.

-Przed chwilą się dowiedziałem!- usłyszeli krzyk. W ich stronę biegł Percy, który przez ostatnie miesiące siedział w Ministerstwie i odizolował się od swojej rodziny.- Przepraszam! Tak bardzo was wszystkich przepraszam. Byłem...

-Skończonym kretynem, którego pochłonęły ambicje do tego stopnia, że odizolował się od rodziny.- dokończył za niego George.

-Tak! Taki właśnie byłem.

-Dobrze, że w porę się zrehabilitowałeś. Przyda nam się teraz wielki pan prefekt strzegący szkolnych zasad.- mruknął z uśmiechem Fred. Po długiej serii uścisków i krótkich, urywanych rozmów, nadszedł czas by się rozdzielić.

Kaysa miała iść z Fredem, a Remus z Georgem. Całą grupą ruszyli na odpowiednie piętro, a gdy przyszedł czas rozdzielenia się Kaysa zatrzymała się na chwilę.

-Zajmiemy już miejsca.- oznajmił Fred.- Powodzenia bracie.

-Baw się dobrze Freddie.- odparł George. Bliźniacy rozeszli się w swoje strony. Chcieli dać czas Lupinom na wypowiedzenie tych ostatnich słów przed bitwą. W końcu to właśnie przed bitwą ludzie mówią co im na sercu leży, przepraszają, błagają o wybaczenie, zdradzają niezdradzone tajemnice. Wszystko dla spokoju ducha.

Kaysa i Remus zostali sami. Między nimi zapanowała cisza. Nie było już miłości takiej jak kiedyś. Czuli wobec siebie jedynie swego rodzaju zobowiązanie i przyzwyczajenie do swojego towarzystwa. Jednak w tym momencie byli dwójką Huncwotów. Dwójką z grupy, która kiedyś liczyła pięć osób. Jedynymi, którzy mieli szczęście przeżyć.

Był jeszcze co prawda Peter, ale dla nich... On już dawno umarł. W dniu zdrady Jamesa i Lily.

-Jeżeli przeżyjemy, to wyjedźmy stąd. Wyjedźmy do Brazylii. Clary nie musi chodzić do Hogwartu, zawsze może pójść do Castelobruxo. Albo możemy sami ją uczyć.- zaproponował Remus.

-Jeżeli przeżyjemy, to zgodzę się na wszystko. Możemy zamieszkać nawet na księżycu.- Kaysa przybliżyła się do Remusa.- Jeżeli to nasze ostatnie spotkanie, to cieszę się, że padło na Hogwart. W końcu to tutaj wszystko się zaczęło.

-Wszystko.- potwierdził Remus i pocałował swoją ukochaną. Miał nadzieję, ze pomimo miłości, która wygasła, jeszcze kiedyś spróbują odbudować swoją relację. Chciał mieć na to możliwość, chciał aby Clary miała normalnych rodziców. Na tyle, na ile normalni mogą być ludzie, którzy stracili wszystkich przyjaciół i walczyli w wojnie.- Do zobaczenia.

Rozdzielili się.

Maraton 4/4

Animag 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz