Rozdział 78

159 27 15
                                    

I chociaż Kaysa starała się z całych sił, to na pewien czas musiała zniknąć z Hogwartu. Były rzeczy, które nie mogły zaczekać. Między innymi jej ciąża, która wielkimi krokami zbliżała się ku końcowi.

Właśnie dlatego na początku marca wylądowała w świętym Mungu. Krzyki było słychać w całym szpitalu. Przed salą w której leżała Kaysa zebrało się pół Zakonu Feniksa.

Remus chodził od ściany do ściany, ponieważ pielęgniarki nie chciały go wpuścić do środka drugi raz, po tym jak za pierwszym razem zemdlał. Syriusz w postaci psa co chwilę skakał przy jego nogach. On także się niepokoił.

-Za bardzo przeżywacie. To tylko ciąża, a przypomnę wam, że Kaysa bywała w szpitalu po ciężkich bójkach.- mruknęła Molly, która spokojnie siedziała na jednym z krzeseł. Ona akurat najlepiej wiedziała o czym mówi. W końcu przeżyła już siedem porodów.

Minęła kolejne godzina. W końcu z sali wyszła pielęgniarka, która z delikatnym uśmiechem spojrzała po wszystkich.

-Ojciec może wejść.- oznajmiła, a Remus bez słowa, szybkim krokiem przekroczył próg drzwi. Wszedł do środka, a jego oczom natychmiastowo ukazała się Kaysa, która leżała na środku szpitalnego łóżka z małym zawiniątkiem przy piersi. Ten widok go rozczulił tak bardzo, że stanął w miejscu i nie potrafił zrobić kolejnego kroku do przodu. Otrząsnął się dopiero, gdy Kaysa swoje rozczulony spojrzenie przeniosła z dziecka na niego.

Remus na drżących nogach ruszył do przodu. Usiadł na skraju łóżka i z delikatnym uśmiechem spojrzał na Kaysę.

-To dziewczynka.- oznajmiła. Do tej pory myślała tylko o chłopcu, chciała mieć chłopczyka, ale w momencie gdy ujrzała te zielone oczy, które miała ta mała istotka... Rozpłynęła się.

-A więc mała Clarissa.- mruknął Lupin, a w jego oczach zalśniły łzy. Nie mógł uwierzyć w szczęście jakie go spotkało.

-Syriusz będzie szczęśliwy. Chcesz ją potrzymać?- zaproponowała i nie czekając na jego reakcję podała mu małą dziewczynkę na ręce.

Remus był cały spięty, ale gdy tylko spojrzał na twarz dziecka od razu się rozluźnił. Został ojcem. Teraz w jego życiu pojawiła się druga kobieta, która podbiła jego serce.

Nagle do pomieszczenia wbiegł czarny pies. Wskoczył na łóżko obok Kaysy i od razu spojrzał na śpiącą dziewczynkę.

-To Clarissa Syriuszu.- oznajmiła Kaysa, a pies wesoło zamerdał ogonem.

Kaysa w szpitalu została na kolejne dwa dni. Trzeciego dnia z samego rana pojawił się Remus, który zabrał ją i Clarissę do Kwatery Głównej. W budynku był tylko Syriusz, ponieważ pomimo, że cała reszta Zakonu chciała poznać dziecko, to zgodnie stwierdzili, że dadzą młodym rodzicom trochę spokoju.

-Nie podchodź do niej, bo jeszcze zacznie płakać jak cię zobaczy.- mruknęła Kaysa, gdy tylko Syriusz ruszył w jej stronę.

Mężczyzna jednak zignorował jej słowa. Podszedł do małej i zerknął prosto w jej urocze małe oczka. Dziewczynka zaśmiała się radośnie, przez co i Black się uśmiechnął.

-Na prawdę nadaliście jej imię Clarissa?- zapytał, a w oczach zabłyszczały mu iskierki wzruszenia.

-Jeszcze się pytasz.- mruknęła Kaysa, podając mu dziewczynkę na ręce. Syriusz spiął się tak samo jak Remus zaledwie trzy dni temu.

Faceci już po prostu tak mieli, że bali się dotykać takich małych istotek. Bali się, że przez przypadek zrobią im krzywdę.

-Myśleliście już o chrzestnych?- zapytał nagle Syriusz, przenosząc swój wzrok z małej Clary na przyjaciół.

-Tak.- odparł Remus kładąc torbę Kaysy na fotel.- Jesteśmy ze sobą zgodni co do tego.

-Chcielibyśmy, aby to Harry był chrzestnym, ale on ma już zbyt wiele na głowie.- zaczęła Kaysa.- Zależy nam na tym, aby był to ktoś, kto po wojnie da sobie radę.

-Wiele osób może się załamać, gdy straci kogoś bliskiego w trakcie tej bitwy.- dodał Remus.- Ale są takie dwie osoby z którymi mamy bardzo dobry kontakt i jeżeli dalej będą razem, to nic nie jest w stanie ich złamać.- wyjaśnił.- Clary będzie potrzebowała kogoś pełnego humoru, wyrozumiałości i cierpliwości, gdyby nas zabrakło.

-Dlatego chcemy porozmawiać z Fredem. Jest starszym bliźniakiem, dlatego prawnie chcemy, aby to on był ojcem chrzestnym. Jednak zależy nam, aby on i George trzymali pieczę nad małą, gdyby nas zabrakło.- oznajmiła Kaysa.

Syriusz skinął powoli głową w akcie zrozumienia. Jego przyjaciele wyrażali się w taki sposób, jakby już w tym momencie wiedzieli, że umrą. Było to absurdalne, zwłaszcza, że właśnie teraz. W tym szczególnym momencie mieli dla kogo żyć.

Po dwóch dniach Kaysa wróciła do Hogwartu. U boku miała małą Clarissę i Remusa, który zajmował się dziewczynką, gdy Kaysa musiała wyjść na chwilę z gabinetu.

Podczas nieobecności nowej pani dyrektor, Umbridge udało się wprowadzić parę swoich zasad. Na całe szczęście nie były one zbyt poważne i szkodzące szkole, więc Kaysa nie przejęła się tym za bardzo.

W dzień przed egzaminami do gabinetu zawitała dwójka uczniów, którzy przyszli do dyrektorki w bardzo ważnej sprawie.

-Czyżby to mała Clarissa?- zapytał George siadając na przeciw Kaysy, która trzymała uśmiechniętą dziewczynkę.

Zarówno Zakon jak i najbliżsi przyjaciele państwa Lupin stwierdzili, że mała Clary jest bardzo uśmiechniętą i pozytywną dziewczynką. Właściwie niemowlakiem, który na twarzy ma ciągle swój niemowlęcy uśmiech. Prawie w ogóle nie płacze.

Molly nie mogła pogodzić się z tym faktem, bo jak sama stwierdziła, cała siódemka, którą ona wychowywała to były rozdarciuchy do trzynastego roku życia.

-Nie wierzę, że w końcu ją widzę.- mruknął Fred patrząc na twarz dziecka.

-Co was do mnie sprowadza chłopcy?- zapytała Kaysa, podając córkę Remusowi, który stał po jej prawej stronie.

-A, tak.- westchnął Fred. Sam nie był pewien czy powinni przychodzić do Kaysy z taką sprawą, ale ufali jej. Dlatego właśnie zaryzykowali.

-Obiecaj, że nie powiesz naszej mamie.- wtrącił się George. Kaysa skinęła głową, aby dać znak, że nic nie powie.

-Gdyby nie to, że teraz ty jesteś dyrektorką, to nikogo byśmy nie informowali.- zaczął Fred.- Ale nie chcemy ci robić problemów, więc powiemy co zamierzamy jutro zrobić.

-Jak milutko.- sarknął Remus. Już w tym momencie był pewien, że gdyby Molly wiedziała, to nie pozwoliłaby bliźniakom na to, co planowali.

-Nie podejdziemy do egzaminów. Jutro uciekniemy ze szkoły na miotłach.- oznajmił George na jednym wdechu.

-Chcemy też zakończyć naszą przygodę w Hogwarcie w huczny sposób. Więc planujemy wysadzić parę fajerwerek naszej roboty.- dodał Fred.- Czy to nie będzie problem?- zapytał.

-Gdzie haczyk?- zapytała Kaysa. Zbyt dobrze ich znała, aby uwierzyć, że to co jej teraz wyjawili, było całym planem.

-Ciężko się usuwa te fajerwerki.- wyjaśnił George.- Przy każdym podstawowym zaklęciu się rozmnażają.

-Więc niech Umbridge się niemi zajmie.- wtrącił się Remus.- W końcu jest nauczycielką obrony przed czarną magią.

-Cieszę się, że myślimy podobnie.- zaśmiał się Fred.- To jak? Mamy pozwolenie pani dyrektor na nasz ostatni dowcip?- zapytał z łobuzerskim uśmiechem.

-Tylko jeżeli będzie to umowa z korzyścią dla obu stron.- mruknęła Kaysa, a na jej ustach zagościł podobny uśmiech.- Fred czy zostałbyś ojcem chrzestnym Clary?- zapytała.

-George, czy jeżeli Fred się zgodzi, to obiecasz, że pomożesz mu zająć się naszą córką, gdyby nas zabrakło?- zapytał Remus.

Mina bliźniaków była bezcenna.

Ostatecznie umowa bez żadnych negocjacji została zawarta.

Pisałam na telefonie, więc mogły się wkraść jakieś literówki. Kiedyś poprawię

Animag 2Where stories live. Discover now