Rozdział 27

384 44 15
                                    

Podróż po wizycie Malfoy'a była dosyć spokojna. Cała trójka ponownie wróciła do normalnych tematów związanych ze szkołą. Remus dalej spał, a Kaysa leżała sobie z głową na kolanach Harry'ego, który powrócił do drapania jej za uchem. Im dalej jechali na północ, tym deszcz padał coraz mocniej i robiło się coraz ciemniej na dworze.

W pewnym momencie pociąg gwałtownie się zatrzymał.

- No nareszcie.- mruknął Ron wstając z miejsca i podchodząc do okna.- Konam z głodu.

- Trochę za wcześnie.- zauważyła Hermiona, patrząc na swój zegarek.

- Więc dlaczego stajemy?- zapytał rudzielec i zaczął uważnie wyglądać przez okno, w poszukiwaniu jakiejkolwiek wskazówki. Odgłos deszczu i wiatru był znacznie wyraźniejszy niż do tej pory.

Harry, który był najbliżej drzwi, wstał i je otworzył, po czym wychylił głowę. Nie był jedyną osobą, która to uczyniła. Uczniowie z różnych przedziałów rozglądali się po korytarzu, szukając przyczyny nagłego postoju. Nic jednak nie zdążyli zobaczyć, gdy nagle światła gwałtownie pogasły, wywołując lekką panikę.

- Co się dzieje?- zapytał przerażonym głosem Ron. Weasley wrócił na swoje miejsce, przy czym stanął Hermionie na stopę. Harry także powrócił na fotel, z tą różnicą, że nikomu na nic nie nadepnął.

- Może coś się zepsuło?- zasugerował okularnik niepewnym głosem. Sam nie wierzył w słowa, które przed sekundą opuściły jego usta.

- Chyba ktoś wsiada.- powiedział Ron, patrząc przez okno. Sam nie był pewien, ponieważ deszcz padał tak bardzo, że ledwo można było zobaczyć cokolwiek.

W między czasie do przedziału zawitały dwie kolejne osoby. Jedną z nich Kaysa kojarzyła, była to Ginny, siostra Rona. Niestety zapanował lekki harmider, więc wilczyca była zmuszona do interwencji. Delikatnie zeskoczyła z miejsca i podeszła do nóg Remusa, po czym wskoczyła na jego kolana.

- Auu!- burknął mężczyzna.- Nie jesteś już taka lekka jak kiedyś.- dodał z pretensją w głosie, na co zwierzę ugryzło go delikatnie w rękę. Na całe szczęście w przedziale zapanował spokój, gdy uczniowie usłyszeli głos nowego profesora.

Gdy do Remusa zaczęło docierać co się dzieje, zapalił swoją różdżkę prostym zaklęciem i spojrzał po uczniach, którzy znajdowali się w przedziale. Cała piątka wpatrywała się na niego z lekkim strachem i ciekawością.

- Nie ruszajcie się z miejsc.- zarządził i wstał z siedzenia, a Kaysa ustawiła się po jego prawej stronie. Lupin chciał wyjść z przedziału i dowiedzieć się o co chodzi, jednak nim zdążył w ogóle dosięgnąć klamki, drzwi rozsunęły się i do środka wleciała pewna zjawa.

Ubrany w czarne łachmany, z kapturem na głowie, dłońmi wystawionymi przed siebie, jakby chciał kogoś złapać w swe sidła. Skórę miał ciemno-szarą, oślizgłą, jakby przez dłuższy czas leżał pod wodą. Co gorsze, zwrócił się w kierunku Harry'ego.

W przedziale zawitał okropny chłód, a okropna postać wzięła głęboki, świszczący oddech. Dosłownie sekundę później Remus użył zaklęcia Patronusa i biała, świetlista tarcza przegoniła dementora. Lecz było już za późno, Potter cały zesztywniały opadł na podłogę z zamkniętymi oczami.

Kaysa niemal od razu doskoczyła do leżącego chłopaka. Przednie łapy oparła na jego klatce piersiowej i delikatnie pochyliła się w stronę jego twarzy, uważnie mu się przypatrując. Delikatnie szturchnęła jego policzek swoim mokrym nosem. Minęły trzy długie minuty nim Potter się ocknął.

- Co się stało?- jęknął unosząc się do siadu.- Kto krzyczał?- zadał kolejne pytanie i zaczął się rozglądać po swoich przyjaciołach.

- Nikt nie krzyczał, Harry.- odparła lekko przerażonym głosem Hermiona.

Animag 2Where stories live. Discover now