Rozdział 50

3 1 0
                                    

Po powrocie do twierdzy Marta znów miała nieprzyjemnie wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Nie ona jedna. Ponieważ wszyscy czarownicy zdążyli już przećwiczyć oddawanie mocy Annie i Adamowi (Marta miała przejąć moc Hety), po obiedzie zebrali się w sali audiencyjnej, by zdecydować, co robić dalej. Kiedy byli tu wszyscy razem, wrażenie spotęgowało się - czuli się teraz jak stado myszy na tafli zamarzniętego jeziora. Czekali tylko, kiedy jastrząb zaatakuje.

Mimo to rozpoczęli obrady. Wtedy lęk się nasilił. Dołączyło do niego poczucie zbliżającej się obecności, jak gdyby nadchodził ktoś, kogo potworność przekraczała granice ich wyobraźni. Straszniejszy niż Cień, straszniejszy niż Moc z Har Ijat. Zły. Już idzie korytarzem, już jest za drzwiami...

A przecież nie nadchodził z korytarza, nie nadchodził z żadnego kierunku. Nie mogli nic zrobić, by go powstrzymać. Nieliczni starali się znaleźć źródło lęku, lub rzucić jakiś czar ochronny, pozostali struchleli jak małe myszki - strach odebrał im rozum. Salę wypełniła paraliżująca cisza, jakby już nigdy nie miało być żadnych słów.

Wtedy każdy z nich usłyszał w myśli głos. Jego głos:

- Widzę was. Jeśli nie chcecie, by nasza walka zniszczyła miasto, przyjdźcie tutaj.

Głosowi towarzyszył widok Polany Haleb z lotu ptaka. Po chwili obraz przesunął się na południowy wschód obejmując spory kawałek puszczy, a następnie zaczął się zbliżać i powiększać ukazując polanę między drzewami. Anna rozpoznała to miejsce. To tam dwa tygodnie wcześniej wracając od Eruyn w towarzystwie dwójki młodych elfów napatoczyła się na niedomknięte przejście.

Wizja odeszła równie nagle jak przyszła. Dokoła wciąż trwało leniwe letnie popołudnie. Promienie słońca wpadały przez szczeliny między ciężkimi kotarami. Brzęczało kilka zabłąkanych much. Upiorna sala z różowego marmuru i czarnej skały zdawała się teraz przytulna i swojska.

- To pułapka - pierwsza odezwała się Barbara, - ale chyba nie mamy wyjścia.

- Musimy wezwać Avarona, Hetę, Epa i króla Rocha - powiedziała Marta. - Zróbmy krótką przerwę, póki nie przyjdą.

Elfa nie trzeba było wzywać - zjawił się sam, ledwie wypowiedziała te słowa. Tymczasem czarownicy wstawali ze swoich miejsc dyskutując. Parę osób wyszło na zewnątrz korzystając z okazji, aby ochłonąć z szoku. Avaron podszedł do Marty.

- Co się stało? - zapytał.

Przekazała mu odpowiedź w myśli, by nie uronić żadnego szczegółu. Elf zaklął bardzo brzydko. Słysząc to Marta parsknęła śmiechem... i zaraz zakryła dłonią usta. Śmiała się tak jak elf.

- Kto z kim przestaje takim się staje - mruknął, - to wasze powiedzenie.

- Ale ludzie i elfy....

- Ty nie jesteś tylko człowiekiem, a ja nie jestem tylko elfem. Oboje jesteśmy czarownikami.

W tym momencie do sali wpadła Heta, która podobnie jak elf wyczuła, że coś się wydarzyło. Z nią również Marta porozumiała się w myślach. Wkrótce wszedł król. Rozejrzał się po sali, w której wciąż wrzało jak w ulu. Dostrzegłszy Avarona w towarzystwie Hety i czarowników z Zamku, skierował się w ich stronę.

- Czekamy na Epa - wyjaśniła Marta. Roch nie zasiadł na podwyższeniu, jak podczas narady ze swoimi poddanymi, lecz zajął miejsce na jednym z siedzisk okalających salę. Chwilę później dotarł zdyszany komendant, który przybiegł z koszar nad rzeką, i usiadł obok. Pozostali przerwali rozmowy i również zajęli miejsca. Marta patrzyła na Rocha wyczekująco w ten sposób dając mu do zrozumienia, że w tym mieszanym towarzystwie to on powinien przewodzić obradom. Król skinął i Marta zaczęła mówić. Na użytek jego i Epa opowiedziała o wizji.

Biały SmokWhere stories live. Discover now