Rozdział 19

6 1 0
                                    




Anaored przeprowadziła Adama na Zamek i znikła.

W budynku nie było nikogo. Adam odnalazł umysł Eruyn. Przez moment zastanawiał się, czy nie byłoby grzeczniej pofatygować się do niej osobiście, ale był sztywny z zimna i ze zmęczenia, więc od razu przekazał jej wszystko. Teraz najchętniej rzuciłby się na jedzenie, ale najpierw i tak musiał się uwolnić od nasiąkniętego lodowatą wodą ubrania, więc równie dobrze mógł się od razu wpakować pod ciepły prysznic. Przez jakiś czas stał goły w swoim pokoju z ręcznikiem w dłoni, rozważając podstawowy problem egzystencjalny, czyhający u celu na każdego zmęczonego wędrowca: najpierw zjeść, czy najpierw się umyć? W końcu głód zwyciężył. Adam wciągnął na siebie sztruksy i sweter nie zawracając sobie głowy bielizną i zszedł do kuchni. Zajrzał do lodówki - pusta, do spiżarki - niewiele lepiej. „Tak to jest zostawić Martę na gospodarstwie. Ciekawe, czy kiedy jest sama, w ogóle jada."

W końcu zgarnął naręcze ziemniaków i obeschniętej marchwi, wyciągnął z zamrażalnika kawał mięsa, i wyczarował sobie ciepły posiłek. Tego mu właśnie było trzeba. Posprzątał po sobie też zaklęciem, zdziwiony lekkimi wyrzutami sumienia, które to wywołało. „Muszę uważać, bo zrobię się taki, jak one", pomyślał sadowiąc się wygodnie ze szklanką herbaty. Ta przynajmniej była niemagiczna. Po tylu dniach koczowania na mrozie było mu tutaj gorąco. Kiedy minęły skutki lodowatej kąpieli, zaczął się pocić pod swetrem. Wtedy dopiero poczuł, jak bardzo jest brudny. W czasie pobytu w Or usiłował się jakoś myć śniegiem, albo w strumyczku, ale w tamtej temperaturze nie było to ani przyjemne, ani specjalnie skuteczne. Z czasem brud coraz mniej mu przeszkadzał, aż do teraz. Szybko dopił herbatę i poszedł na górę wziąć pierwszy od trzech tygodni prysznic. Potem padł.

Obudził się wieczorem. Przyjemnie było leżeć w prawdziwym łóżku z prawdziwą pościelą. Teraz, kiedy minęło pierwsze zmęczenie, był w stanie w pełni to docenić. Nie zapalając światła zaczął przeczesywać umysłem ogrom Zamku. Martę odnalazł natychmiast, jakby wyszła mu na spotkanie. Przyjemną niespodzianką była obecność Krystyny, która przed jego odejściem przeniosła się do Krakowa. Kiedy zszedł na dół, obie kobiety czekały na niego w jadalni. Miał ochotę rzucić im się na szyję, ale z Martą nie potrafił być wylewny, a nie chciał faworyzować Krystyny jej kosztem.

- Mam nadzieję, że zrozumiałeś, jak bardzo głupio postąpiłeś - brzmiały powitalne słowa nauczycielki.

- Tak.

- Cieszę się, że żyjesz. - Podeszła do niego wyciągając dłoń. Cieszyła się naprawdę. Z drugiej strony podeszła Krystyna przytulając się bez żenady.

- Witaj w domu - powiedziała.

- Siadaj. - Marta wskazała mu miejsce przy stole. - Krystyna specjalnie dla ciebie zrobiła karpia w szarym sosie i upiekła biszkopt ze śliwkami.

To były jego ulubione dania.

- Marta mi pomogła - powiedziała Krystyna idąc do kuchni.

Adam natychmiast zerwał się, żeby jej pomóc, ale obie kobiety usadziły go z powrotem. Jakoś sobie nie wyobrażał Marty w kuchni, i pomyśleć, że gotowała specjalnie dla niego... Poczuł dławiący ucisk w gardle. I było też coś, co powiedziała Krystyna: „Witaj w domu." Ale dom był pusty.

- Martwię się o nich - wykrztusił, gdy wreszcie cała trójka siedziała razem przy stole.

- My też - powiedziała Krystyna podsuwając mu półmisek. - Ale z tego, co przekazał ci Cień, to nie wygląda źle.

Oczywiście za pośrednictwem Eruyn czarownice miały bardziej dokładny przekaz jego umysłu, niż on sam byłby im w stanie przesłać, ale i tak kazały sobie opowiedzieć wszystko od początku. Poszli spać grubo po północy. Nazajutrz była sobota, więc Marta nie szła do pracy, a Krystyna powiedziała w Krakowie, że jedzie na weekend do córki.

Biały SmokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz