Rozdział 20

11 1 0
                                    


Prawdziwy położył dłoń na ramieniu Anny iotworzył przejście.

Znaleźli się w pentagramie na środku Wielkiej Sali. Pozostała czwórka czekała obok. Sala była rzeczywiście wielka, a wrażenie to potęgował jeszcze panujący w niej półmrok. Widać było, że nie używano jej od lat. Na oknach zaciągnięto ciężkie story chroniąc je od zewnątrz białym płótnem, żeby nie wyblakły od słońca. Białym płótnem przykryto również nieliczne meble stojące pod ścianami. Z żyrandoli i żeber sklepienia zwisały pajęczyny, a wszystko pokrywała gruba warstwa kurzu, tłumiąca kroki na kamiennej posadzce. Wejście do sali znajdowało się w podziemiach, ale okna były przeważnie na wysokości szczytu wieży biblioteki. Wewnątrz sala była niemal tak duża, jak pół Zamku, lecz z zewnątrz nie zajmowała miejsca.

- Co tak długo? - powitała ich Helena. - Aniu, co ci jest?

Anna pokręciła głową szukając słów. Wciąż jeszcze nie doszła do siebie.

- Anna chciała mnie sprawdzić - wyręczył ją Toperz. - Nie była pewna, czy ma mnie wpuścić na Zamek.

Anna wstała z wysiłkiem i wyszła z pentagramu uprzedzając gościa, by nie próbował iść w jej ślady.

- Mówiłeś, że jesteś przyjacielem Eruyn – odezwała się teraz Barbara. - Poczekaj tu, aż ją sprowadzimy.

Nie zdążyła jeszcze sięgnąć umysłem w kierunku Prawdziwej, kiedy ta sama zjawiła się w pentagramie. Powitała Toperza w języku, którego nie rozumiał nikt prócz ich dwojga, i ze śmiechem padła mu w objęcia.

Do tej pory Toperz wyglądał o wiele bardziej ludzko, o wiele bardziej zwyczajnie niż Eruyn, lecz kiedy teraz stał obok niej, ujawniło się ich podobieństwo. To było tak, jakby jej obecność roznieciła w nim do tej pory przygasłą iskierkę, i spod maski zaczęło przezierać światło. Dopiero teraz do czarowników dotarł właściwy sens słowa „przyjaciel". Barbara zdjęła osłonę nie czekając nawet na znak Prawdziwej. W tym samym momencie ciężkie drzwi otworzyły się wzbijając tumany kurzu i stanęła w nich Marta.

Wkrótce całe towarzystwo siedziało w jadalni przy suto zastawionym stole.

- Zapomniałam już, że to takie przyjemne - powiedziała Eruyn znad talerza krupniku.

- Normalnie w ogóle nie jesz? - zainteresował się Adam.

- Nie muszę, ale mogę.

Czarownicy, którzy wrócili z Or myśleli w tej chwili wyłącznie o jedzeniu, więc rozmowa przez jakiś czas była dość skąpa.

- Co sądzisz o tym wszystkim? - zwróciła się Marta do Toperza.

- To nie wygląda dobrze. On jest teraz o wiele mocniejszy niż poprzednio, a my jesteśmy słabsi.

- Co myślisz, że powinniśmy zrobić?

- Ja pomogę Eruyn walczyć z nim w jego własnym ogródku, a wy możecie zebrać jak najwięcej przedmiotów wiążących moc - „elfich kamieni" jak je zwą, choć nie wszystkie stworzyły elfy.

- Wiesz, gdzie ich szukać?

- Na szczęście większość z nich wciąż mają elfy. Jeden jest nadal w Har Ijat, ale strzegą go czary, których chyba nawet On w tej chwili nie jest w stanie przełamać. W Górach Czarnych znajduje się kamień również nie pochodzący od elfów, który tym niemniej wiąże sporą moc. Myślę, że ten możemy zdobyć.

- Ho go ha amien? - spytał Ryszard z pełnymi ustami.

- Góry Czarne od wieków były siedzibą czarnoksiężników. Jeden z nich - Gohen od Czarnej Wody stworzył kryształ, który później przekazywany był z mistrza na ucznia, a każdy posiadacz powiększał jego moc. Dopiero jakieś trzysta lat temu czarnoksiężnik Hirt zaginął w tajemniczych okolicznościach, zanim zdążył przekazać całą swoją wiedzę. Na szczęście wiedziony jakimś przeczuciem nie wziął ze sobą kamienia. Żaden z jego dwojga uczniów nie czuł się na siłach zająć jego miejsca. Jeden z nich w ogóle porzucił magię, zaś druga uczennica wykorzystała swoje umiejętności zostając czarownicą w pobliskiej wiosce. Kamień został tam, gdzie był. Ta uczennica, która nadal parała się magią, miała potem swoich uczniów, a ci swoich, ale z każdą następną generacją ich sztuka była coraz bardziej dostosowana do praktycznych potrzeb wiejskiej społeczności, podczas gdy stara wiedza szła w zapomnienie. Jednak, żeby zupełnie nie odciąć się od korzeni, czarownicy przekazywali sobie kilka ksiąg i mapę pozwalającą odnaleźć dawną siedzibę. Z tego, co wiem, ostatnią spadkobierczynią tej tradycji jest niejaka Kunda z Gil.

Biały SmokWhere stories live. Discover now