Rozdział 8

9 1 0
                                    

W połowie czerwca Anna zapukała do pokoju Adama jeszcze przed śniadaniem. Kazała mu być w ogrodzie o dziewiątej i pobiegła. Nie było jej na śniadaniu. Adam uczony gorzkim doświadczeniem starał się zbytnio nie objeść, chociaż posiłek był pyszny. O umówionej porze wyszedł na dwór. Dzień był słoneczny i ciepły. Czarownica czekała na niego w najbardziej odosobnionej i zacienionej części starego ogrodu.

- Roztoczyłam czar, który pozwoli ci uprawiać magię, mimo że nie masz jeszcze otwartych wrót - powiedziała. - Najpierw znajdź sobie dobre zaklęcie...

- Ale ja nie znam nawet żadnego czarodziejskiego języka.

- Ono nie musi być w żadnym języku, wystarczy, żeby dla ciebie coś znaczyło. Zrobimy tak: wyobraź sobie, że jesteś potężnym czarodziejem, któremu nic się nie oprze.

Adam stał z niepewną miną.

- Jak byłeś mały, nigdy się nie bawiłeś w takie rzeczy?

- Jak byłem mały. Zaczekaj, w liceum i na studiach grałem czasami w RPG, ale to mi się zawsze wydawało mało przekonujące.

- To zrobimy bardzo przekonujące RPG. Jesteś wielkim czarodziejem.

- Ile mam punktów mocy? W skali od jednego do stu?

- Sto dwadzieścia.

Adam gwizdnął z uznaniem i od razu pewniej stanął na nogach.

- A życia?

- Dwieście. A teraz dam ci zabawkę.

Anna machnęła ręką i pojawił się ziejący ogniem potwór. Adam poczuł, że miękną mu nogi.

- Sorry, chyba trochę przegięłam. - Czarownica ponownie uniosła dłoń.

- Zaczekaj - powiedział słabym głosem. - Ile on ma punktów?

- Sześćdziesiąt osiem.

- OK.

- Teraz potwór chce mnie pożreć, a ty mnie ratujesz. Zrób jakiś przekonujący gest i powiedz pierwsze dźwięki, jakie ci przyjdą do głowy.

Adam znów wyglądał niepewnie.

- No dobrze, to najpierw ja.

Potwór ruszył w ich kierunku. Anna uniosła powoli dłonie i wykonała niewielki okrężny ruch, po czym pstryknęła palcami w stronę bestii.

- Abrakadabra - powiedziała przeszywającym głosem i potwór zamienił się w żółciutkiego kurczaczka:

- Pi, pipi.

Adam patrzył na nią z dziwną miną.

- Abrakadabra?

- Co chcesz, to całkiem dobre zaklęcie.

- To może hokus pokus?

- Hokus pokus to kit.

Adam stanął w lekkim rozkroku i zaczął wczuwać się w rolę.

- Dobra, dawaj potwora - powiedział po chwili, - ale na razie go nie puszczaj!

Na jego znak, potwór zaczął sunąć w kierunku Anny. Adam uniósł ręce w teatralnym geście.

- Menel Gonroth Araneh - powiedział wielkim głosem. Potwór znikł w fioletowym dymku. Adam czuł się bosko.

- To dobre zaklęcie? Myślisz, że ono coś znaczy? - pytał z wypiekami na twarzy.

- Jest tyle języków, że przy dość luźnym traktowaniu wymowy, w którymś na pewno coś znaczy.

Zza żywopłotu wyłonił się Ryszard.

Biały SmokWhere stories live. Discover now