Rozdział 45

4 1 0
                                    


Epowi udało się donieść nieprzytomnego Rocha pół lara od miejsca, w którym miała na nich czekać Ekiafel. Tam elfka ich odnalazła i, widząc w jakim stanie jest król, zdecydowała się zaryzykować otwarcie przejścia.

Przekazawszy bransoletę czarownikom Ep odmówił gościny w Haleb, lecz przyjął konia i ledwo żywy ze zmęczenia wrócił do obozowiska Zielonej Gwiazdy. Ku jego ogromnemu zdumieniu czekał tam na niego elf.

- Jestem Eonel - ojciec rodu Oraf. Czujemy się zaszczyceni mogąc powitać nowego brata - powiedział elf z ukłonem. Mówił w swoim języku, przekazując człowiekowi znaczenie w myślach. Ep odwzajemnił ukłon zastanawiając się gorączkowo, co też elf może przez to rozumieć.

- Przynależysz teraz do naszego kamienia - wyjaśnił elf. Słowo, którego użył, nie miało sensu własności czy posiadania, lecz oznaczało bycie częścią wspólnoty.

„Więc jednak ta cholerna bransoleta zostawiła na mnie ślad".

Ep nie podzielał niechęci Jamrota do elfów, jednak rozsądek nakazywał mu trzymać się od nich z daleka. Na myśl, że może do nich przynależeć, ciarki przeszły mu po plecach. Elf przyglądał mu się z uwagą, śledząc jego reakcję. Komendant przestraszył się, że go śmiertelnie obraził, lecz elf tylko się roześmiał. Epowi przypomniało się, jak niedawno odmówił przyjęcia klejnotu rodu Tal. „Te elfy umieją każdego omotać", uśmiechnął się pod nosem. W tej chwili, o dziwo, bardziej go to bawiło niż przerażało. To na pewno ze zmęczenia.

[11 lipca]

Kiedy Roch odzyskał przytomność, pochylała się nad nim twarz piękniejsza od twarzy elfa. W pierwszej chwili pomyślał, że to sen lub halucynacja. Ale jego umysł nawet w najgłębszym delirium nie byłby w stanie stworzyć takiego piękna.

- Żyję? - zapytał nie bardzo się spodziewając, że usłyszy własny głos.

Kobieta z uśmiechem skinęła głową.

- Więc ty, pani, musisz być Eruyn.

Znowu skinęła głową.

- Mam dla ciebie dobrą i złą wiadomość - powiedziała. - Najpierw dobra: twój sługa, twój przyjaciel Dun jest cały i zdrowy i wcale cię nie zdradził. Nie z własnej woli. Jest w Haleb.

Eruyn opowiedziała o zaklęciu.

- I to ma być dobra wiadomość?

- Cieszysz się - skonstatowała Eruyn z przekornym uśmiechem. Miała rację. Roch zdawał sobie sprawę z przerażających implikacji tych nowin, lecz nie umniejszało to w tej chwili jego radości. Gdyby nie umiał się cieszyć wśród zmartwień, dawno by już zwariował.

- To jaka jest ta zła wiadomość?

- Nar nie żyje. Pewnie Anna wolałaby opowiedzieć ci o tym sama, ale nie chcę cię dłużej dręczyć. Ani jej.

Roch słuchał relacji z ciężkim sercem. Skryty, ponury Nar, który przez te ostatnie tygodnie stał za nim jak cień odzywając się tylko wtedy, kiedy trzeba i mówiąc tylko to, co konieczne, w jakiś sposób stał mu się bliski. Na tyle, na ile śmiertelny człowiek może się zbliżyć do jednego z Nich. Nie znał go prawie, jednak był pewien, że połączyło ich coś więcej niż tylko polityczny sojusz.

Król był jeszcze za słaby, by jeździć konno, więc Eruyn otworzyła przejście wprost do Haleb. W twierdzy natychmiast kazał się zaprowadzić do Duna.

- Dlaczego on jest związany? - zapytał z niepokojem, myśląc, że może jednak pułkownik nie został uwolniony od czaru. Dun usłyszał jego głos.

- Nie! Ja nie mogę spojrzeć mu w oczy! - zawył szarpiąc się żałośnie.

Biały SmokWhere stories live. Discover now