Rozdział 39

4 1 0
                                    


Tymczasem w obozie Armii Zielonej Gwiazdy na wschodnim brzegu rzeki Nasz:

- Zawarliśmy przymierze. Nie możemy ich atakować! - oburzyła się Puka.

- A kto mówi o ataku? - odparł Ep uśmiechając się chytrze. - Haleb nie jest własnością Rocha. Mamy takie samo prawo tam być jak i on.

- Roch na pewno nie zostawił twierdzy nieobsadzonej - wtrąciła Rovi.

- Wszystkich ludzi potrzebował tutaj. Pewnie zostawił tam garstkę na wszelki wypadek.

- Wystarczającą garstkę, żeby mogła przetrzymać oblężenie.

- Ale mamy to - odparł Ep wskazując nowiutki mundur armii koronnej, który miał na sobie. - Przy odrobinie szczęścia nie odróżnią nas po ciemku od swoich, aż będzie za późno. A jak odróżnią, powiemy, że Roch nas posłał, żebyśmy bronili twierdzy.

- A jak nie uwierzą? - Szurek odważył się w końcu zabrać głos.

- Albo jak będą się bronić mimo wszystko, nawet jak już znajdziemy się w środku? - naciskała Rovi.

- To wtedy będziemy się martwić. Czy po to uratowaliśmy świat przed zagładą, żeby wszystko zostało tak jak przedtem? Nie o taki świat walczyliśmy.

Pod osłoną nocy Zielonogwiaździści wsiedli na tratwy pozostawione przez żołnierzy Alizara i popłynęli z biegiem rzeki w kierunku Haleb. Na szczęście dla nich zachmurzyło się. W połowie drogi Ep, który był na pierwszej tratwie zawołał do siebie Likę.

- Gdzie jest Rovi?

- Pójdę jej poszukać.

Ep kazał ludziom zahamować i kiedy tratwa płynąca za nimi zderzyła się z ich tratwą, Lika przeskoczyła na nią. Po kwadransie na tratwę komendanta wskoczyła Puka.

- Nie możemy znaleźć Rovi. Myślałam, że jest z wami.

Tego się Ep obawiał. Z niepokojem zaczął nasłuchiwać wpatrując się w mrok na zachodnim brzegu, ale nie słyszał nic poza łagodnym szmerem fal. Wszelki widok zasłaniała mgła unosząca się nad rzeką. Tratwy zdążyły już pokonać trzy czwarte odległości, gdy stojący na przedzie ludzie dostrzegli we mgle światełko kołyszące się na wodzie. Łódka z dwójką mężczyzn wiosłujących pod prąd zbliżyła się szybko. Jeden z nich odłożył wiosła i wstał unosząc latarnię na wysokość twarzy. To był Tarbot. Mrużąc oczy wpatrywał się w ciemność przed sobą.

- Tu jesteśmy - krzyknął Ep podchodząc do brzegu tratwy. Drugi wioślarz zmienił nieco bieg łódki kierując się jego głosem.

- To nie ma sensu - powiedział Tarbot do mgły. - Jesteśmy już w Haleb.

- Wszyscy? - zapytał Ep.

- Kawaleria. Piechota dotrze niedługo po was. Tu zaraz, za następnym zakrętem jest dobre miejsce na obóz - ciągnął nie czekając na odpowiedź.

- Niech tak będzie - odparł Ep i wydał odpowiednie rozkazy.

[29 czerwca]

Nad ranem zaczęło padać, więc gwiaździści z niechęcią rozbili namioty wielkodusznie dostarczone im przez koronnych. Świtało już, gdy do namiotu oficerów weszła Rovi w przemoczonym ubraniu śmierdzącym końskim potem.

- To ja ich ostrzegłam - powiedziała patrząc przed siebie.

- Domyśliliśmy się - odparła Puka.

- Oddaję się w wasze ręce.

- Teraz niewiele nam to pomoże - warknął Jamrot.

- Ja chciałam się zabić, ale pomyślałam sobie, że nie mam prawa sama podejmować tej decyzji.

Biały SmokWhere stories live. Discover now