Rozdział 42

4 1 0
                                    


Zaraz po tym jak Toperz, Adam i Anna wyruszyli do Har Ijat, czarownicy zebrani w Haleb rozdzielili się na kilka grup. Ci z Zamku pojechali konno na południowy zachód i jeszcze tego samego dnia dotarli do lasów porastających podnóża Gór Czarnych. Tak daleko na północ były one nieco niższe niż w okolicach Erkmot i całkowicie wapienne. Nie zawierały złóż otrytu, więc czarownikom mogły towarzyszyć elfy. Kiedy odpoczywali po wieczornym posiłku, Krystyna odezwała się z zatroskaną miną:

- Wydaje mi się, że ja też noszę w sobie ten czar.

- Dlaczego tak myślisz? - spytał Kruk.

- Pamiętacie, jak wtedy w Krakowie obserwowałam Kościół Wyzwolonej Ziemi? Nocowałam tam. Był taki moment, kiedy na kilka sekund mogłam stracić przytomność i nie zauważyć tego potem. Jeśli ktoś skutecznie wymazałby mi pamięć.

- Zawsze są takie momenty - zaoponował Ryszard.

- Nie zawsze. Ja nawet jak śpię, to wiem, co się ze mną dzieje, a przynajmniej jestem to w stanie później odtworzyć.

- No ja wiem, że tak można, ale kto tak naprawdę to robi? Przez cały czas?

- Ja - odezwała się Barbara.

- Dlatego zawsze budzisz się taka wściekła - zadrwił Ryszard.

- Na Zamku mogłam sobie czasami pozwolić na niedbalstwo ale tam starałam się być ostrożna - Krystyna zamilkła na chwilę, wsłuchując się w siebie. - Ja czuję, że coś jest ze mną nie tak. Sprawdzajcie mnie jak najczęściej.

- Masz paranoję - mruknął Ryszard pocieszająco i wypowiedział zaklęcie. - Mówiłem, że masz paranoję.

[5 lipca]

O świcie ruszyli dalej na południe, już teraz pieszo. Po wczorajszych wynurzeniach Krystyny wszyscy byli markotni. Do tej pory Marta nie zastanawiała się, czy w niej też został ukryty czar, gdyż byłyby to jałowe rozważania. Z tego co mówił Toperz, ofiara nie była w stanie tego stwierdzić. Z drugiej strony Krystyna była cholernie dobra - może naprawdę to wyczuła. Czy ona dałaby radę to wykryć?

Kiedy Marta była początkującą czarownicą, strasznie poważnie traktowała „ciągłą świadomość", i nie szczędziła trudów, by ją utrzymać. Było to dla niej wręcz kwestią etyki zawodowej. Później na kilka lat rozluźniła ten reżim w ramach walki ze swoją „chorobliwą potrzebą kontroli". Teraz nie musiała nawet nic specjalnego robić - podobnie jak dla Barbary, był to dla niej normalny stan umysłu.

Jednak nie mogła być pewna, czy w tym okresie, gdy pozwalała sobie na nieświadomość, On już nie działał na świecie. Na wszelki wypadek postanowiła stopniowo odkopać wspomnienia ze wszystkich tych lat i sprawdzić, czy nie ma w nich luk. Marsz przez las nie wymagał szczególnej uwagi, tym bardziej że prowadziły ich elfy, więc zaczęła od razu. Na początku szło jej opornie - to było przecież tak dawno temu. Do południa zdążyła przerobić zaledwie pierwszy tydzień, później już poszło nieco szybciej. Nagle niepokojące doznanie ściągnęło całą jej uwagę z powrotem do teraźniejszości, podążyła za nim.

- Czuję dużą grupę potworów - powiedziała.

- Gdzie? - spytał Kruk.

- Jakieś 30 kilometrów na południowy zachód. Gdzieś na 150-tym.

30 kilometrów to było dużo, jak dla czarownika, który nie chce ujawniać swojej mocy, lecz potwory roztaczały wokół siebie silną aurę czarnej magii, więc wkrótce poczuli je wszyscy. Posuwały się w ich kierunku i to szybko.

Marta zwróciła się do pary elfów - kurierów:

- Wezwijcie Avarona.

Elfka skinęła i znikła. Po chwili zjawiła się z Avaronem. Odezwał się pierwszy, zanim czarownicy zdążyli cokolwiek powiedzieć:

Biały SmokWo Geschichten leben. Entdecke jetzt