Rozdział 47

3 1 0
                                    

[15 lipca]

Trzy dni później

Heta wstała o pierwszym brzasku, ubrała się po cichu, żeby nie zbudzić małej Iri, i wyszła z chaty. Zrabowanie Kuli przez ludzi z Or uderzyło w nią mniej, niż się spodziewała. Oczywiście czuła stratę, upokorzenie i bezsilną nienawiść, ale odkąd sięgała pamięcią, nie czuła prawie nic innego. Teraz przynajmniej wróg miał twarz. Ścieżka wiodąca przez pastwisko skończyła się. Kobieta przedarła się przez jeżyny i weszła w las, w którym tulił się jeszcze mrok.

Heta często chodziła do lasu zbierać zioła, lecz w przeciwieństwie do mężczyzn, zawsze wracała. Odnalazła strumień i poszła w górę jego biegu do niewielkiego rozlewiska, gdzie rosły niepozorne kwiatki bieliczki. Z zewnątrz były niebiesko-fioletowe, a białe tylko w środku, ale należało je zbierać wcześnie rano, zanim się rozwiną. Ściągnęła miękkie buty z koziej skóry, bosymi stopami weszła w chłodną wodę i zaczęła zrywać.

Wtem poczuła, że zbliża się do niej coś strasznego. Przykucnęła w zaroślach i ukryła swój umysł. Nie nauczyła się tego od matki ani ze starych ksiąg, po prostu wiedziała, jak to zrobić. Nawet się nad tym nie zastanawiała, było to dla niej tak samo naturalne, jak schowanie się w krzakach. Na tej samej zasadzie było dla niej oczywiste, że to, co się do niej zbliżało, było jedną ze starych Mocy, które służyły władcom Har Ijat za czasów jego świetności.

A więc jednak opowieści starych bab okazały się prawdziwe. Zapewne nikt nie spotykał Mocy w mieście, bo działały tam jeszcze stare zabezpieczenia. Poczuła złość: dlaczego chowa się przed czymś, co powinno jej służyć? Miała ochotę wyjść z ukrycia i spróbować podporządkować sobie Moc. Być może wtedy uda jej się w końcu przełamać klątwę. Wiedziała jednak, że jest na to za słaba. Ulegając pokusie zgubiłaby się sama, dokańczając w ten sposób dzieła rozpoczętego przez wroga. Nie zamierzała tego robić. Dlatego zawsze wracała z lasu. Dlatego wróci z niego i teraz. Bez mocy, ale żywa.

Zaczekała, aż istota się oddali, skończyła zrywać bieliczkę i udała się w inną część lasu, gdzie rosły psie jęzory. W Har Ijat od dawna nie było psów, zdechły z głodu albo zostały zjedzone, lecz nazwa pozostała. Kiedy wyszła z powrotem na pastwisko, słońce stało już wysoko, dzień robił się upalny. Patrząc na ruiny miasta w dole uśmiechnęła się gorzko, lecz nie bez pewnej złośliwej satysfakcji. Więc zostali zamknięci w jednej klatce z Mocami, które sami przywołali. Heta potrafiła docenić dobrą zemstę, nawet gdy godziła ona w nią samą.

Przed chałupą czekało na nią dwóch mężczyzn. Mieli na sobie proste skórzane spodnie i płócienne koszule bez ozdób wyróżniające się jednak cudzoziemskim krojem. Jeden z nich był czarownikiem, który przyszedł wtedy ze Zdrajcą. Drugiego rozpoznała ze swojej wizji w Kuli. To był Dengan! W rzeczywistości wydawał się o wiele mniejszy i o wiele większy zarazem. Wtedy w kuli widziała tylko jego twarz, lecz jej wyobraźnia otoczyła ją królewskim splendorem. Teraz, gdy stał tu przed nią, w prostym stroju obok rozwalającej się furtki, wyglądał jak zwykły człowiek i do Hety po raz pierwszy w pełni dotarło, że jest zwykłym człowiekiem. Oni nigdy nie mieli mocy!

A jednak była w nim jakaś intensywność, która na ogół bierze się z magii. U niego musiała pochodzić skąd innąd. Spojrzała mu w oczy i zobaczyła w nich strach, ale silniejsze niż strach było poczucie winy, a jeszcze silniejsze było zwykłe współczucie. Dengan wytrzymał jej spojrzenie. Nie podejmował walki ani się nie uchylał. Stał przed nią po prostu. Był tu nie tylko ciałem, lecz całym sobą. Stąd brała się jego intensywność.

- Chciałaś, pani, do nas dołączyć. Teraz jesteś nam potrzebna - powiedział wręczając jej kulę.

Heta zaśmiała się.

Biały SmokWhere stories live. Discover now