Rozdział 30

3 1 0
                                    

Zając uczył partyzantów fechtunku na wyżej położonym skraju polany - z dala od rzeki, gdzie ziemia zdążyła już dobrze przeschnąć. Nagle od strony lasu rozległ się tętent końskich kopyt. Był to dźwięk niecodzienny, jako że na wpół zarośnięta droga prowadząca do chatki z mapami była jedynym w okolicy w miarę przejezdnym szlakiem. Partyzanci rzucili się do broni spodziewając się sygnału na alarm, lecz zaraz głos kukułki oznajmił, że jedzie swój. Spomiędzy drzew wyłonił się jeździec leżący na końskiej szyi. Z pleców sterczała mu strzała. Zając kazał uczniom ćwiczyć dalej, a sam pobiegł w kierunku chatki. Dotarł tam równo z jeźdźcem, którym okazał się Kiat. Tymczasem z chatki wyszli Ep i Rovi.

- W Ker sześć setek koronnych - powiedział Kiat słabo, lecz wyraźnie. - Wiedzą o nas.

Rovi przytrzymała wierzchowca, a Zając z Epem pomogli mężczyźnie zsiąść. Wnieśli go do chatynki. Siedzący na pryczy Zber zwolnił miejsce i wszyscy troje ułożyli tam rannego. Rovi przyniosła skórzany mieszek z materiałami opatrunkowymi.

- Strzała przebiła płuco - powiedział Roch. - Jeśli ją wyjmiemy, umrze.

- Jeśli jej nie wyjmiecie, też umrę - odparł Kiat. Oddychał z trudem, płytko. Mówił cicho, co kilka słów robiąc przerwę na kolejny wdech. - To zabawne, że umieram od strzały - zażartował, patrząc na Rocha przepraszająco.

- Znowu za dużo gadasz - powiedział król podtrzymując żart.

Kiat z wdzięcznością odwzajemnił jego uśmiech.

- Może zdążymy sprowadzić medyka – powiedziała Rovi. – Może elfy sobie o nas przypomną. Anaored umiała chyba przechodzić pomiędzy.

- Znasz medyka, który umie naprawić przebite płuco? - zapytał Ep. Odpowiedział mu Roch:

- Doktor Sa - nadworny medyk - mógłby przynajmniej spróbować.

- Nie, panie - zaprotestował Kiat. - Jak sprowadzicie go ze stolicy? Spod nosa Alizara? Zbyt duże ryzyko. ...potrzebni tutaj. Mogą uderzyć jeszcze dziś. Widzieli, że uciekłem. Wyjmijcie strzałę.

- Daj spokój! - ofuknęła go Rovi.

Kiat jej nie odpowiedział, tylko zapytał:

- Jest tu gdzieś Szurek?

- Tak, zaraz go zawołam - odparła Rovi i wyszła.

- Ep? - Kiat spojrzał błagalnie na przyjaciela. Ten z kolei spojrzał na Zająca.

- Jaka jest szansa, że dożyje, aż sprowadzimy tego medyka ze stolicy?

- Bez elfów? Żadna.

Ep schylił się i jednym zdecydowanym ruchem wyszarpnął strzałę. Oddech Kiata zamienił się w syczące bulgotanie. Weszła Rovi z Szurkiem. Sądząc po minie chłopca, wyjaśniła mu już sytuację.

- Byłem w domu - zwrócił się do niego Kiat, ledwo go można było zrozumieć. - Mam coś dla ciebie. W lewym juku przy siodle - mówił już z coraz większym trudem.

Szurek wybiegł na dwór, po chwili wrócił z całą sakwą, której zawartość wysypał na stół. Na widok jednego z zawiniątek serce zabiło mu mocniej.

- Jest trochę zniszczony... - tłumaczył się Kiat. - Myślałem... ty bawiłeś się nim cały czas... że będzie mu smutno... jak będzie leżał na półce... to była moja ulubiona zabawka.

- Dziękuję ci panie - powiedział Szurek przez łzy.

- ... ja ci .. dziękuję - ostatnie słowa były już ledwo słyszalne. Kiat zamknął oczy.

- Panie - jęknął chłopak i zaczął całować go po rękach. Kiat uśmiechnął się blado, próbował coś powiedzieć, ale już nie mógł.

Nagle Szurek podniósł swoje modre błyszczące od łez oczy na Rocha.

Biały SmokWhere stories live. Discover now