Rozdział 40

3 1 0
                                    

Tego dnia Rochowi udało się w końcu wcześnie pójść spać, lecz ledwo zdążył zasnąć, obudził go Avaron.

- Właśnie odbyłem interesującą rozmowę z głową klanu Oraf. Roch, przypomnij sobie, czy twoja matka nie miała czegoś, co mogłoby być jednym z naszych ave.

Melhonef rzadko nosiła biżuterię, prawie wyłącznie podczas oficjalnych uroczystości. Roch próbował sobie przypomnieć klejnoty matki, ale jakoś żaden mu nie pasował do ave.

- Coś, co darzyła szczególnym sentymentem? - podsunął Avaron.

Istotnie było coś takiego: srebrna bransoleta z bursztynem, zbyt skromna, żeby ją zakładać do odświętnych sukien. Kiedy był dzieckiem, fascynowało go zapięcie pozwalające dostosowywać jej obwód do szerokości przegubu. Pozwolił elfowi wejrzeć we wspomnienie.

- To może być to, choć pewności nie ma - powiedział Avaron.

Jak donosili szpiedzy, pani Melhonef nadal mieszkała w Sibad w swoim rodzinnym zamku, dokąd przeniosła się po śmierci męża. Nie wyglądało na to, że została opętana, jak Alizar, lecz często towarzyszył jej czarownik będący na jego usługach, a zamek i całe miasto były pilnie strzeżone.

Sibad leżało na malowniczym pojezierzu na północny zachód od stolicy a na wschód od Haleb. Na południe od miasta kilometrami rozciągały się wsie i pola uprawne, natomiast na północ leżała puszcza, w której schroniło się Zgrupowanie Zachodnie Armii Zielonej Gwiazdy pod wodzą pana Cy.

- Jak blisko miasta możesz mnie przeprowadzić? - spytał Roch Avarona.

- W ogóle nie powinieneś przechodzić pomiędzy.

- Ale dotarcie tam konno zajmie mi tydzień.

- Nie masz innego wyjścia. Jest jeszcze jeden problem: zapewne Ep nie pochwalił ci się, że Zgrupowanie Zachodnie jest wobec ciebie wrogo nastawione.

- No tak, oni nigdy formalnie nie przystąpili do sojuszu, ale myślałem, że go popierają.

- Oczywiście, że go popierają. Cy nie jest głupi. Ale może cię ukatrupić przy pierwszej nadarzającej się okazji, jeśli tylko da się to zrobić w tajemnicy.

Roch przypomniał sobie nie tak dawną rozmowę z kuzynem. Cy nie na darmo uchodził za najlepszego stratega Królestwa. Musiał rozumieć konieczność zawarcia sojuszu, więc nie protestował przeciw niemu, ale też nie kwapił się, by do niego przystąpić.

- Ale jeśli spróbuję dostać się do miasta od południa, mogą mnie rozpoznać szpiedzy Alizara.

- Może nie musisz jechać osobiście.

Roch pokręcił głową.

- Matka nikomu innemu nie odda bransolety.

- Masz większe szanse przemknąć się od północy. Poślę z tobą Ekiafel - ciągnął Avaron. - Poproś też Epa, żeby z tobą pojechał i niech weźmie jeszcze ze dwójkę swoich.

- Ale przecież on nie ma żadnej władzy nad Zgrupowaniem Zachodnim.

- Nie, ale ma autorytet. Nawet Cy darzy go szacunkiem.

- Skąd wiesz, czy Ep mnie nie ukatrupi przy pierwszej nadarzającej się okazji?

- Miał już wiele okazji. Czuje się związany sojuszem.

- Nie wiem, czy mogę go o to prosić... Zwłaszcza po tej historii z Rovi - Roch westchnął ciężko. - Poproszę. Najwyżej odmówi.

[3 lipca]

Armia Zielonej Gwiazdy wciąż stacjonowała w zakolu rzeki Nasz, gdzie rozbiła obóz po poronionej próbie zajęcia Haleb. Król pojechał tam skoro świt i poprosił Epa o rozmowę w cztery oczy. Poszedł z nim w te same zarośla, w których omal nie zabił go Dun, i wyłuszczył, w czym rzecz. Ep słuchał z niedowierzaniem.

Biały SmokWhere stories live. Discover now